[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. O jakim pociągu pan mówi? Nie wiem o żadnym. Pojechałaś tam, prawda? Dokąd? Dobrze wiesz.Najprawdopodobniej wsiadłaś do pociągu, który odjeżdżaz Paddington o dwudziestej piętnaście i byłaś w Oxfordzie o wpół do dziesiątej. Pan oszalał! Byłam w Hammersmith. Czyżby? Tak.Co tydzień tam jeżdżę. Mów dalej. Naprawdę chce pan wiedzieć. Jej oczy znowu złagodniały i smutnopokręciła głową. Jeśli koniecznie chce pan wiedzieć, każdego poniedziałkumamy tam.pewnego rodzaju przyjęcie. O której godzinie? Zaczyna się około dziesiątej. I ostatniego poniedziałku byłaś tam?Skwapliwie przytaknęła. Co tydzień tam bywasz? Tak. To dlaczego dzisiaj cię tam nie ma?192  Wie pan.Po prostu pomyślałam sobie.Kiedy pan zadzwonił.Spojrzała na niego z zakłopotaniem. Nie wiedziałam, że będzie to tak wyglą-dało. O której kończą się te zajęcia? Pózno, bardzo pózno. Trwają całą noc?Skinęła głową. To jakieś orgie? W pewnym sensie. Co to, do diabła, ma znaczyć? Wie pan, nic niezwykłego.Na początek parę filmów z. Filmów pornograficznych?Ponownie skinęła głową. Co dzieje się pózniej? Och, niech pan przestanie.Chce pan nabawić się nerwicy?Była bliska prawdy i Morse poczuł się zażenowany.Wstał, poszukał wzrokiempłaszcza. Zdajesz sobie sprawę, że będę musiał poprosić o adres tego miejsca? Nie mogę panu dać.To byłoby. Nie martw się  powiedział Morse. Nie będę wtykał nosa dalej niż tokonieczne.Jeszcze raz rozejrzał się po kosztownie urządzonym mieszkaniu.Yvonne musizarabiać mnóstwo pieniędzy.Zastanawiał się tylko, czy są one wystarczającą re-kompensatą za ból i zazdrość, jakich zaznała w nie mniejszym stopniu niż on.Alebyć może są zupełnie różnymi ludzmi.Być może ona potrafi tak żyć, zachowującjednocześnie najsubtelniejsze uczucia i wzruszenia?Patrzył na nią, gdy siedziała za małym biurkiem i coś pisała, zapewne adresdomu rozpusty w Hammersmith.Tak czy owak, powinien go mieć.Intuicja mówi-ła, że tamtego wieczora rzeczywiście tam była ze starymi, bogatymi lubieżnikami,którzy z pasją oglądali filmy pornograficzne, obłapiając siedzące im na kolanachprostytutki.I co z tego? Czy on sam nie był starym lubieżnikiem? W każdym razieniewiele mu do tego brakowało.Różnił się od nich tylko tą odrobiną uczuć, którewciąż posiadał.Czasem tak bardzo mu przeszkadzały.Podeszła do niego i przez moment wydawała się bardzo piękna. Wykazałam wiele cierpliwości, nie sądzi pan? Chyba tak.%7łałuję, że nie chciałaś współpracować. Mogę panu zadać pytanie? Oczywiście. Chce pan dziś spać ze mną?Poczuł, że zaschło mu w gardle. Nie.193  Jest pan tego pewien? Tak. W porządku  powiedziała urażonym tonem. W takim razie naprawięswój błąd i wykażę się chęcią współpracy.Proszę. Wręczyła wyrwaną z no-tatnika kartkę, na której zapisała dwa numery telefoniczne. Numer do mojegoojca.Być może będzie pan musiał wyciągnąć go z łóżka, ale prawdopodobnie jestteraz w domu.Drugi do małżeństwa Wilsonów, którzy mieszkają piętro niżej.Jakpanu powiedziałam, chodziłam do szkoły z Joyce, choć może pan o mnie spytaćtakże jej męża.Morse wziął kartkę i nic nie odpowiedział. Mam coś jeszcze  powiedziała, wręczając mu paszport. Jest już nie-ważny, ale tylko raz byłam za granicą  w Szwajcarii, trzy lata temu, w czerwcu.Morse zmarszczył czoło i otworzył paszport Twarz panny Baker śmiała się doniego ze zdjęcia Woolwotha.Czerwiec, trzy lata temu.Wtedy Valerie chodziłajeszcze do szkoły w Kidlington.Uciekła dopiero.dopiero.Zdjął płaszcz i znowu usiadł na kanapie narożnej. Bądz tak dobra, Yvonne i zadzwoń do swoich przyjaciół na dole, dobrze?I jeszcze coś.Nalej mi, proszę, jeszcze jedną szklaneczkę whisky.Mocnej.Na dworcu w Paddington dowiedział się, że ostatni pociąg do Oxfordu odje-chał godzinę temu.Przeszedł do ponurej poczekalni i położył się na drewnianejławce.Wkrótce zasnął.O wpół do czwartej poczuł szturchniecie w ramię.Otworzył oczy i dostrzegłbrodatą twarz posterunkowego. Nie wolno tu spać, sir.Musi pan opuścić to miejsce. Chyba nie zazdrości mi pan, oficerze, że musiałem się tu zdrzemnąć? Muszę pana poprosić, sir, ażeby opuścił pan to miejsce.Morse chciał mu powiedzieć, kim jest, lecz równocześnie budzono innychśpiochów i doszedł do wniosku, że nie przysługują mu specjalne prawa. W porządku, oficerze  ziewnął. W porządku. Tak powiedziałabyValerie.Nie chciało mu się o niej myśleć i powłócząc nogami opuścił dworzec.Może szczęście dopisze mu przynajmniej przy automatach do gry.Potrzebowałtrochę szczęścia. Rozdział 41Rzekł do niego Piłat: Cóż to jest prawda?(Ewangelia św.Jana, rozdz.18)Donald Phillipson nie miał powodów do radości.Naturalnie sierżant był bar-dzo taktowny i zapewnił, że wykonuje tylko rutynowe czynności, ale pozostawałofaktem, że policja węszy coraz bliżej.Na przykład pytanie, czy ze szkolnej sto-łówki zginął nóż, można było jeszcze zrozumieć, ale czy zginął z ich własnejkuchni  to już co najmniej dziwne! I nie byłby zaskoczony, gdyby tylko jegopodejrzewano o zabójstwo Bainesa, ale Sheilę? Ostatnio nie potrafił z nią rozma-wiać i nawet tego nie chciał.Temat Valerie Taylor leżał między nimi jak ugór,na który żadne nie ważyło się wejść [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl