[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byłem chyba jedyną osobą, której nie kusiła sielankowa atmosfera.Po wyjściu zparafii szybkim krokiem, prawie biegiem przemierzałem świdnickie ulice, by jak najszybciejznalezć się znów przed siedzibą Gońca Zwidnickiego.Po półgodzinnym spacerze, którybardziej przypominał wieczorną przebieżkę, czując koszulę przyklejającą mi się do pleców,usiadłem wreszcie na ławce za żywopłotem.Spojrzałem przez dziurę w zieleni i aż jęknąłemz zawodu.Otaczające wybetonowany plac lampy dawały wystarczająco dużo światła, bydokładnie przyjrzeć się stojącym na parkingu samochodom.Nie było wśród niech czerwonego volkswagena golfa.Pochyliłem się do przodu i oparłem czoło na dłoniach.Trwająca pół dnia bieganina zaLatopolskim, prace przy tajnej bibliotece, której odkrycie samo w sobie było wielkąniespodzianką i sukcesem, ale nie wnosiło niczego nowego do sprawy, dawały się we znaki.Mięśnie karku, pozostające przez kilka godzin w nerwowym napięciu, dokuczały tępym,suchym bólem.Piekły zakwasy w ramionach wymęczonych skuwaniem muru na plebanii.Niemiłosiernie swędziała skóra na dłoniach i głowie przez cały dzień wystawiona na działaniepajęczyn, kurzu i brudu.Przymknąłem oczy i zastanowiłem się nad sytuacją.Do mojej świadomości w końcuprzebiła się, tłumiona od momentu porażki z Biblią Czepki, prawda.Zledztwo utknęło wmartwym punkcie.Strategia, którą obrałem, przyniosła tylko połowiczny sukces.Budowanaprzez kilka dni z drobnych elementów mozaika pozwoliła co prawda odkryć historycznepodłoże kradzieży i tajemniczych wydarzeń w Kościele Pokoju i wydobyła na światło dziennefantastyczną aferę sprzed wieków, ale nie przybliżyła mnie ani o krok do odpowiedzi nanajważniejsze pytania.Kto ukradł Biblię Lutra? Czym jest szwedzki depozyt i gdzie sięznajduje? Kiedy złodziej uderzy po raz wtóry?Drogi do wyjścia z impasu były dwie.Pierwszą było dalsze badanie wątku Kazimierza Latopolskiego.Mógłbym spróbowaćkonfrontacji, ale nie było raczej szansy na to, by Leski przyznał się do wszystkiego i oddałw ręce policji.Oczywiście jeśli był winny.Nie można było bowiem wykluczyć, że jego udziałw sprawie ograniczał się jedynie do uczestnictwa w intrydze posła K.Gdyby jednak brałudział w kradzieży, rozmowa z nim byłaby wyjawieniem przeciwnikowi, że jestem na jegotropie.Skończyłoby się to w ten sposób, że wzmógłby jeszcze środki ostrożności.Oczywiście pozostawała jeszcze możliwość śledzenia Latopolskiego i liczenie na to,że czymś się zdradzi.Problem polegał jednak na tym, że nie wiedziałem, czy Leski mawspólników.Zledzenie reportera mogłoby się skończyć w ten sposób, że podczas gdy jasiedziałbym mu na ogonie, kto inny wyczyściłby schowek ze szwedzkim depozytem.Drugi sposób wyjścia z sytuacji był dużo mniej pociągający, ale, jak podpowiadało miwieloletnie doświadczenie, zdawał często egzamin.Polegał on po prostu na tym, byuporządkować zebrane już fakty i spróbować spojrzeć na nie z innej perspektywy.Ostatniedni obfitowały w emocjonujące wydarzenia i nie można było wykluczyć, że pod ichwpływem przegapiłem jakiś ważny szczegół albo moje rozumowanie podążyło niewłaściwąścieżką.Niewykluczone, że miałem już w ręku wszystkie fakty pozwalające rozwikłaćzagadkę.Potrzebowałem tylko dystansu i kilku godzin, by znalezć klucz, który powiąże faktyw sensowną całość. Zjedz kolację, Pawle, wez prysznic i uruchom szare komórki - pomyślałem, poczym ciężko podniosłem się z ławki i powlokłem z powrotem na plebanię. Gdy odrzucisz to, co niemożliwe, wszystko pozostałe, choćby najbardziejnieprawdopodobne, musi być prawdą - słowa inspektora Wąsika kołatały mi w głowieniczym przebój, który, usłyszany przypadkiem w radiu, przyczepia się do człowieka jaknatrętna mucha i nie daje spokoju.Musisz go nucić, chociaż robi ci się od tego niedobrze.Leżałem półoparty o wezgłowie łóżka w moim pokoiku na końcu starego skrzydłaplebanii.Przez okno wpadało do środku rześkie, wypełnione wonią kwiatów kasztanowca,powietrze.Prysznic i smaczna kolacja w miłym towarzystwie odprężyły ciało i odświeżyłyumysł.Postanowiłem cofnąć się w czasie do momentu odkrycia kradzieży przez wikarego.Na kartce z notesu wypisałem w równym rządku nazwiska i imiona wszystkich,których musiałbym brać pod uwagę jako potencjalnych podejrzanych, gdybym byłpolicjantem wezwanym na miejsce przestępstwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]