[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wierzę w ciebie.W przyszłym tygodniu jadę do seminarium nauczycielskiego.Pobyt tutaj jest dla mnie piekłem.Ojciec bardzo się zmienił.Sprawia takie wrażenie, jakby się czegoś lękał.Codziennie tutaj są nowe aresztowania i niektóre domy podpalili Mau Mau.Wczoraj widziałam, jak bije się ludzi i jak oni płaczą, och, okropnie, i błagają o zmiłowanie.Nie wiem, co się dzieje.Lęk jest w powietrzu.Nie lęk przed śmiercią – to jest lęk przed życiem.Dostałam się w to wszystko i jeżeli to będzie trwało nadal, wydaje mi się, że zwariuję… Piszę ci o tym, żebyś wiedział, jak bardzo jestem rada, że za kilka dni będę mogła od tego uciec…”Njoroge zastanawiał się, jakie zmiany zastanie w domu, gdy rok szkolny dobiegnie końca.I czy naprawdę on chce do domu pojechać? Jeżeli pojedzie, ta niedola zeżre spokój jego ducha.Nie chciał tam spędzić wakacji.Uważał, że byłoby lepiej wrócić do wioski rodzinnej dopiero wtedy, gdy już będzie dostatecznie uzbrojony w swoje wykształcenie.15Był zimny poniedziałkowy poranek.Minęły już dwa pierwsze semestry i teraz kończył się trzeci.Njoroge w internacie wstał z łóżka, jak zwykle, zmówił pacierz i wkrótce był już gotów na apel poranny, czuł się dobrze w ten poranek przyjemny, chociaż zimny.Po apelu poszedł do kaplicy, gdzie przyjął Komunię, a potem do refektarza na śniadanie: tak było codziennie.Zjadł śniadanie szybko, żeby jeszcze uzupełnić to, czego nie zdążył odrobić poprzedniego wieczora.Pierwsza tego dnia miała być lekcja angielskiego.Ogromnie lubił angielską literaturę.– Z czego jesteś dzisiaj taki zadowolony? – zagadnął go wesoło jeden z kolegów.– Ja zawsze jestem zadowolony.– Tylko nie przy rozwiązywaniu zadań z matmy – zauważył inny chłopiec.Wszyscy parsknęli śmiechem.Njoroge śmiał się najgłośniej.Chłopiec, który zaczął tę rozmowę, powiedział:– Słyszycie, jak on rechocze.Cieszy się, że to angielski.– A chcesz, żebym płakał? – zapytał Njoroge beztrosko.– Nie.Tylko że moja matka mówi, że człowiek nie powinien cieszyć się od rana.To zły omen.– Nie bądź przesądny.A przecież nie spodobała się Njorogemu ta uwaga.Przez cały ubiegły tydzień dręczyły go okropne sny.Tak bardzo go to przygnębiało, że nawet zwlekał z odpisaniem na list Mwihaki.Dziś jednak postanowił napisać do niej wieczorem.Chciał jej donieść, że Stephen już wyjechał do Anglii z matką i siostrą.Ale panna Howlands zamierza wrócić, żeby dalej w Afryce prowadzić pracę misyjną.Gdy po raz pierwszy spotkał Stephena w swojej szkole, zawiadomił o tym Mwihaki, opisując, jakie odniósł wrażenie: „Wydawał się samotny i smutny” – zakończył tamten list.W klasie panowała wrzawa.Nagle jeden z chłopców syknął:– Nauczyciel.Psst!Zrobiło się cicho.Wszedł nauczyciel.Zawsze przychodził punktualnie.Njorogego nieraz zdumiewała gorliwość tych misjonarzy.Można by myśleć, że nauczanie to dla nich kwestia życia i śmierci.Dziwni jacyś biali.Oni nigdy nie mówią o kolorze skóry, nigdy nie traktują Afrykanów lekceważąco: i współpracują, potrafią żartować i śmiać się ze swoimi czarnymi kolegami pochodzącymi z różnych plemion.Nieraz Njoroge myślał, jakby było cudownie, gdyby w całym kraju mogło być tak, jak jest tutaj.Istotnie, stworzono w tym liceum przy misji jakiś mały raj, gdzie chłopcy różnych wyznań i z różnych rejonów uczyli się razem, niepomni jakichkolwiek między sobą różnic.Zdaniem wielu osób, ta harmonia panowała dlatego, że dyrektorem był cudzoziemiec, surowy w stosunku do wszystkich, białych i czarnych.Nie szczędził pochwał za to, co dobre, ale też równie szybko zdławiał wszelkie zalążki tego, w czym widział zło.Starał się rozwijać zalety uczniów, zmuszając ich do pracy ku chwale szkoły.Wierzył jednak, że rezultaty najlepsze, rzeczywiście świetne, może osiągnąć tylko biały.Wychowywał chłopców tak, żeby umieli się uporać z cywilizacją rasy białej i pokochać ją jako jedyną nadzieję ludzkości, a zwłaszcza rasy czarnej.Automatycznie występował przeciwko każdemu czarnemu politykowi, który w jakikolwiek sposób wzbudzał wśród tego ludu niezadowolenie z powodu panowania białych i ich wzniosłego posłannictwa.Na lekcji angielskiego Njoroge właśnie odpowiadał, gdy w drzwiach stanął dyrektor.Nauczyciel wyszedł, żeby dowiedzieć się, o co chodzi.Wrócił po chwili, spojrzał na Njorogego i kazał mu pójść do dyrektora.Serce Njorogemu biło mocno.Dlaczego został wezwany? Przed kancelarią szkolną stał jakiś czarny samochód.Ale on dopiero wchodząc do kancelarii i widząc tam dwóch policjantów, zrozumiał, że ten samochód ma coś wspólnego z nim.Teraz serce mu waliło ze strachu.Dyrektor powiedział coś policjantom i obaj natychmiast wyszli na korytarz.– Siadaj, chłopcze.Njoroge, pod którym kolana się uginały, rad skorzystał z pozwolenia i usiadł.Dyrektor popatrzył współczująco.– Przykro mi – rzekł – słyszeć o tym, co się stało z twoją rodziną.Njoroge nie odrywał wzroku od twarzy i ust tego misjonarza.Słuchał uważnie i nic po sobie nie pokazywał, tylko z całej siły zaciskał zęby.– Zaraz pojedziesz do domu.To smutna sprawa… ale bez względu na to, do czego ojciec i bracia może zmuszali cię w przeszłości, pamiętaj, że Chrystus stoi tam u drzwi, stuka i czeka, żebyś go przyjął.To jest właśnie droga, którą usiłowaliśmy cię prowadzić.Mamy nadzieję, że nie zawiedziesz naszych oczekiwań.– Misjonarz mówił to tak, jakby bliski był płaczu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]