[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Moja żona Solveig była wspaniałą kobietą.Ale niestety jest już pod ziemią, zmarłaprawie trzydzieści lat temu.Odwraca się i trzęsącą się ręką wskazuje ciemną sylwetkę w głębi mieszkania:- To Anabella.Pomaga mi w sprzątaniu i tak dalej.Niestety nie mówi po szwedzku, ale poza tym jest bez zarzutu.Postać wychodzi z cienia, słysząc, że ktoś wymówił jej imię.Wygląda na Peruwiankę,ma około dwudziestu kilku lat, na policzkach blizny po ospie, włosy związuje w nie dbałykucyk i jest bardzo niska.- Anabella - odzywa się Joona łagodnie.- Soy comisario de po licia, Joona Linna.- Buenos dias - odpowiada, sepleniąc, dziewczyna i przypatruje się mu czarnymioczyma.- Tu limpias mas departamentos aqui? En este edifzcio?Odpowiada mu skinieniem, potwierdza, że sprząta również inne mieszkania w tymbudynku.- Que otros? - dopytuje się Joona.Które?- Espera un monumento - odpowiada Anabella, zastanawia się przez chwilę i zaczynawyliczać na palcach: El piso de Lagerberg, Franzen, Gerdman, Rosenlund, el piso deJohansson tamhien.- Rosenlund - podchwytuje Joona.- Rosenlund es la familia eon un gato, no esverdad?Anabella kiwa głową z uśmiechem.Sprząta mieszkanie z kotem.- y muchos flores - dodaje.- Dużo kwiatów - mówi Joona, dziewczyna potakuje.Joona pyta z powagą w głosie, czy zauważyła coś niezwykłego kilka dni temu, kiedyzaginął Benjamin:- Notabas alguna cosa special hace quatros dzas? De noche.Twarz Anabelli tężeje.- No - odpowiada pośpiesznie, próbując się wycofać z powrotem do mieszkania JarlaHammara.- De verdad - mówi szybko Joona.- Espero que digas la verdad, Anabella.Oczekuję,że powiesz prawdę.Powtarza, że to bardzo ważne, że chodzi o zaginione dziecko.Jarl Hammar, stojący obok i przysłuchujący się cały czas rozmowie, odzywa sięswoim ochrypłym, drżącym głosem, unosząc jednocześnie w górę swe roztrzęsione ręce.- Ma pan być miły dla Anabelli, to dobra dziewczyna.- Musi mi powiedzieć, co widziała - wyjaśnia Joona nieustępliwie i zwraca sięponownie do Anabelli:- La verdad, por favor.Jarl Hammar przygląda się bezradnie, jak w ciemnych, błyszczących oczachdziewczyny pojawiają się łzy i zaczynają spływać po policzkach.- Perdón - szepce.- Perdón, seiior.- Nie smuć się, Anabello - mówi Jarl Hammar i macha ręką na Joonę.- Proszę wejść,nie mogę pozwolić na to, żeby płakała na korytarzu.Wchodzą do mieszkania i siadają przy lśniącym stole w jadalni.Jarl stawia przed nimipuszkę pierniczków, a Anabena zduszonym głosem opowiada, że nie ma gdzie mieszkać,przez trzy miesiące była bezdomna, ale udało jej się chronić na klatkach schodowych i wskładzikach ludzi, u których sprzątała.Kiedy dostała klucze do mieszkania Rosenlundów, uktórych miała doglądać kwiatów i kota, wreszcie mogła zadbać o higienę i bezpiecznienocować.Co chwilę powtarza, że niczego nie wzięła, że nie jest złodziejką, nie brała jedzenia,niczego nie ruszała i nie śpi w łóżkach Rosenlundów, tylko na dywaniku w kuchni.Potem Anabena spogląda poważnie na Joonę i mówi, że ma bardzo lekki sen, zawszetak było, od czasu kiedy jako dziecko odpowiadała za młodsze rodzeństwo.Piątkowej nocyusłyszała jakiś odgłos na klatce schodowej i przestraszyła się.Zebrała swoje rzeczy,podkradła się pod drzwi i wyjrzała przez wizjer.- Winda była otwarta - mówi, ale dodaje, że niczego nie widziała.Nagle rozległ sięjakiś dzwięk, sapania i powolne kroki, tak jakby szedł jakiś stary, ciężki człowiek.- Ale żadnych głosów?Kręci głową.- Sombras.Anabena próbuje opisać cienie, które poruszały się po podłodze.Joona kiwa głową ipyta:- A co widziałaś w lustrze? Que viste en el espejo?- Wlustrze?- Mogłaś zajrzeć do windy, Anabello - mówi Joona.Dziewczyna zastanawia się, a potem powoli stwierdza, że widziała żółtą rękę.- A potem - dodaje - po krótkiej chwili, zobaczyłam jej twarz.- To była kobieta?- Si, una mujer.Tak, to była kobieta.Anabena wyjaśnia, że ta osoba miała kaptur, który rzucał cień na jej twarz, ale przezmoment mogła dostrzec policzek i usta.- Sin duda era una mujer - powtarza Anabena.Nie ma wątpliwości, że to była kobieta.- Ile mogła mieć lat?Potrząsa głową.Nie wie.- Tyle co ty?- Tal vez.Może.- Trochę starsza? - pyta Joona.Kiwa głową, ale dodaje, że nie wie, że widziała ją może przez sekundę, i że twarz byłazakryta.- y la boca de la eeiiorał - dopytuje Joona.Jakiwyraz miały jej usta?- Zadowolony.- Wyglądała na zadowoloną?- Sz.Contenta.Joonie nie udaje się wyciągnąć dokładniejszego opisu, pyta o szczegóły, odwracapytania, podsuwa propozycje, ale jasne jest, że Anabena opisała już wszystko, co widziała.Dziękuje jej i Jarlowi za pomoc.Idąc w górę po schodach, dzwoni do Anji.Policjantka odbiera od razu.- Anja Larsson, policja kryminalna.- Anju, udało ci się znalezć cokolwiek o tej Evie Blau?- Ja tu pracuję, a ty dzwonisz i bez przerwy mi przeszkadzasz.- Proszę o wybaczenie, ale nie ma chwili do stracenia.- Wiem, wiem.Ale w tej chwili nic nie mam.- Dobrze, zadzwoń jak tylko.- Nie ględz - przerywa mu Anja i odkłada słuchawkę.37Zroda przed południem, szesnasty grudnia Erik siedzi w samochodzie obok Joony idmucha na kawę w papierowym kubku.Mijają uniwersytet i Muzeum Historii Naturalnej.Po drugiej stronie drogi, w kierunku Brunnsviken, w zapadających ciemnościach lśniąszklarnie.- Jesteś pewien tego nazwiska? Eva BIau? - pyta Joona.- Tak.- Nie ma jej w żadnej książce telefonicznej, nic w rejestrze przestępców, podejrzanychczy posiadaczy broni, nic w Urzędzie Skarbowym, spisie ludności czy rejestrze samochodów.Poleciłem sprawdzenie wszystkich rejestrów wojewódzkich, samorządowych, kościelnych,Kasy Ubezpieczeń Społecznych, Urzędu Imigracyjnego.Nie ma i nigdy nie było w SzwecjiEvy BIau.- Była moją pacjentką - upiera się Erik.- Musiała się inaczej nazywać.- Wiem chyba, do cholery, jak moi.Milknie, coś mu mignęło.Wydaje mu się, że może miała inne nazwisko, ale po chwilito uczucie mija.- Co chciałeś powiedzieć? - pyta Joona.- Przejrzę moje papiery, może tylko nazywano ją Evą Blau.Białe, zimowe chmury są niskie i gęste.Wyglądają, jakby w każdej chwili mógłzacząć padać śnieg.Erik upija łyk kawy i czuje, jak za słodyczą następuje gorycz.Samochód wjeżdża wosiedle willowe w Taby, Powoli mijają domy, przejeżdżają wzdłuż zamarzniętych ogrodów imałych, zakrytych basenów, przeszklonych werand z meblami z ratanu, batutów pokrytychśniegiem, sznurów kolorowych lampek na cyprysach, niebieskich sanek i zaparkowanychsamochodów.- Dokąd my właściwie jedziemy? - pyta Erik.Drobne, okrągłe płatki śniegu szybują w powietrzu i zbierają się na masce podwycieraczkami.- Jesteśmy prawie na miejscu.- Czyli gdzie?- Znalazłem kilka osób o nazwisku Blau - odpowiada z uśmiechem Joona.Skręca pod garaż i zatrzymuje się, nie wyłączając silnika.Pośrodku trawnika stoidwumetrowy Kubuś Puchatek z plastiku, z farbą odłażącą z czerwonego kaftanika.Poza nim w ogródku nie widać żadnych zabawek.Dróżka z nierównych, łupkowychpłyt prowadzi do dużego, żółtego domu.- Tu mieszka Liselott BIau - oznajmia Joona.- Kto to?- Nie mam pojęcia, ale może wie coś o Evie.Na widok zwątpienia na twarzy Erika Joona dodaje:- To nasz jedyny punkt zaczepienia.Erik potrząsa głową.- To było tak dawno.W zasadzie nigdy nie myślę o czasach, w których zajmowałemsię hipnozą.Przypadkiem ich spojrzenia na chwilę się spotykają.- To może nie mieć nic wspólnego z Evą BIau - mówi.- Próbowałeś sobie przypomnieć?- Tak mi się wydaje - odpowiada powoli, patrząc w kubek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]