[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zjeżdżają na pobocze, stają i widzą, że tamten samochód również staje i cofa do nich zpowrotem.- Ratownicy górscy - mówi Joona, bez emocji w głosie, kiedy dostrzega kolor i markęauta.Joona opuszcza szybę, a lodowate, trzaskające mrozem powietrze wysysa ciepło zwnętrza pojazdu.- To wy jesteście ci sztokholmczycy? - woła z fińskim akcentem jeden z mężczyzn zdrugiego samochodu.- Tak, to my - odpowiada Joona po fińsku.- Zero - ósemki”.Śmieją się przez chwilę, potem Joona przechodzi na szwedzki:- To wy pojechaliście do tego domu? Nie mogli się z wami połączyć.- Cień radiowy - odpowiada mężczyzna.- Ale to była tylko strata paliwa.Nic tam niema.- Nic? Żadnych śladów wokół domu?Ratownik kręci głową.- Przeszliśmy przez warstwy śniegu.- Że co? - dziwi się Erik.- Od dwunastego padało pięć razy, więc szukaliśmy śladów w pięciu warstwach.- Dobra robota - stwierdza Joona.- To dlatego zabrało nam to trochę czasu.- Ale nikogo tam nie było? - pyta Simone.Ratownik potrząsa głową.- Nikogo po dwunastym, jak mówiłem.- Do diabła - klnie Joona pod nosem.- Wracacie z nami? - pyta mężczyzna.Joona kręci głową.- Przyjechaliśmy aż ze Sztokholmu, nie możemy teraz zawrócić.*Zeroósemki - slang: sztokholmczycy, czyli mający numer kierunkowy 08.Mężczyzna wzrusza ramionami.- Jak chcecie.Machają im i znikają na wschodzie.- Cień radiowy - szepce Simone.- Ale Jussi zadzwonił przecież z domu.Jadą dalej w milczeniu.Simone kołacze się po głowie ta sama myśl co pozostałym: żeta podróż była fatalną pomyłką, że może zostali zwabieni w złe miejsce, na północ, wkryształowy świat śniegu i lodu, na mokradła, w ciemności, podczas gdy Benjamin znajdujesię zupełnie gdzieś indziej, bez ochrony, czynnika krzepnięcia.Może już nie żyje.Jest środek dnia, ale tak daleko na północ, w głębi lasów regionu Vasterbotten, dzień otej porze roku podobny jest do nocy.Jest szczelną ciemnością, która nie przepuszcza światła.Nocą tak potężną i surową, że w jej mroku prawie ginie świt z przełomu grudnia i stycznia.Docierają do domu Jussiego w gęstych, dusznych ciemnościach.Powietrze jestlodowate i nieruchome.ziąb kąsa policzki.Ostatni odcinek przez szreń przejdą pieszo.Ioonawyciąga broń, myśli o tym, że dawno nie widział prawdziwego śniegu i nie czuł tejspecyficznej suchości w nozdrzach od mroźnego powietrza.Trzy niewielkie budynki ustawione są w literę U.Na dachach śnieg usypał olbrzymią,puszystą czapę, a pod ścianami wiatr nawiał zaspy, aż pod niewielkie okna.Erik wysiada irozgląda się wokół.Równoległe ślady kół samochodu ratowników są wyraźnie widoczne, apotem liczne.ślady stóp między budynkami.- 0, Boże - szepce Simone i podbiega bliżej.- Czekaj - mówi Joona.- Tu nikogo nie ma, pusto, my.- Wygląda na opuszczony - przerywa Joona.- Tylko tyle wiemy.Simone czeka, trzęsąc się z zimna, podczas gdy Joona podchodzi po skrzypiącymśniegu do budynków.Staje przy jednym z okienek, nachyla się i dostrzega drewnianąskrzynię i kilka dywaników na podłodze.Krzesła są wystawione na stół, a otwarta lodówkaopróżniona i wygaszona.Simone patrzy na Erika, który nagle zaczyna się dziwnie zachowywać.Chodzinerwowo po śniegu, przeciąga dłonią po ustach, staje pośrodku podwórza i rozgląda siękilkakrotnie wokół siebie.Simone już ma zapytać, o co chodzi, kiedy głośno i wyraźnie Erikoznajmia:- To nie tu.- Nikogo tu nie ma - odpowiada Joona ze zmęczeniem.- Chciałem powiedzieć - mówi Erik z dziwnym, niemal świdrującym tonem w głosie -chciałem powiedzieć, że to nie jest dom strachów.- Co ty mówisz?- To nie ten dom.Jussiego jest jasnozielony, opisywał mi go, w sieni jest spiżarnia,blaszany dach z zardzewiałymi gwoździami, antena satelitarna blisko kalenicy, a podwórzepełne jest starych samochodów, autobusów, traktorów.Joona zatacza ręką krąg:- To jego adres, jest tu zameldowany.- Ale to nie to miejsce.Erik robi kilka kroków wzdłuż domu, potem spogląda z powagą na Joonę i Simone imówi uparcie:- To nie jest dom strachów.Joona klnie i wyjmuje komórkę, ale zaraz przeklina jeszcze bardziej, bo przypominasobie, że są w cieniu radiowym.- Raczej trudno będzie nam chwycić języka, więc musimy jechać, dopóki nie złapiemyzasięgu - oznajmia, wsiadając do samochodu.Wycofują się i już mają skręcić na głównądrogę, kiedy Simone dostrzega ciemną postać między drzewami.Mężczyzna stoi nieruchornoi obserwuje ich.- Tam! - woła kobieta.- Tam ktoś był.Las po drugiej stronie drogi jest gęsty i ciemny.Między pniami leży ubity śnieg,drzewa są obciążone do granic wytrzymałości.Simone wysiada z samochodu, słyszy, żeJoona woła za nią, żeby zaczekała.Długie światła odbijają się w oknach domu.Simonepróbuje dostrzec coś między drzewami.Erik dogania ją.- Widziałam człowieka - szepce.Joona gasi samochód, wyciąga broń i rusza za nimi.Simon e idzie szybkim krokiem wstronę lasu.Znów widzi mężczyznę między drzewami, trochę dalej.- Halo! Proszę poczekać! - woła.Podbiega kilka kroków, ale staje, kiedy napotyka jego wzrok.To starzec zpomarszczoną i zupełnie spokojną twarzą.Bardzo niski, sięga jej ledwie do piersi, ubrany jestw gruby, sztywny anorak i dżinsy.W ręku trzyma niebieskozielony telefon komórkowy, któryzamyka i chowa do kieszeni.- Przepraszam, jeśli przeszkadzam - mówi Simone.Starzec odpowiada niezrozumiale, potem spuszcza wzrok i coś mamrocze.Erik iJoona zbliżają się ostrożnie.Joona schował już broń z powrotem do kieszeni.- On chyba mówi po fińsku - stwierdza Simone.- Zaczekaj - mówi Joona i zwraca się do mężczyzny.Erik słyszy, jak policjant się przedstawia, wskazuje palcem samochód, a potemwymawia imię Jussiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]