[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wspominanie o kobietach w samym środkunegocjacji między dwoma ludami układającymi się co do walki z Kartaginązdyscyplinowanemu żołnierzowi, jakim był Mariusz, wydało się cokolwiek niedorzeczne idziwaczne.Może przedłużająca się wojna z królową Gają zaślepiła nieco numidyjskiegokróla i spowodowała wzmiankę o kobietach, które ani w Rzymie, ani w Kartaginie, ani wżadnym innym miejscu zupełnie nie miały wpływu na bieg światowych wydarzeń.Albo takprzynajmniej wydawało się Mariuszowi.Syfaks utkwił spojrzenie w swoim rzymskim gościu i uśmiechnął się cynicznie. Jakże mało ten człowiek wie o życiu - pomyślał.- Mam nadzieję, że wie coś więcej owojnie. 18 W poszukiwaniu RufusaRzym, od 214 roku p.n.e.do wiosny 213 roku p.n.e.Dwa dni pózniej Tytus, ku swojemu zaskoczeniu, wciąż żył.Bogowie najwyrazniejtak bardzo radowali się widokiem jego cierpień, że postanowili przedłużyć mu męki.Długorozmyślał nad tym, by się pozbawić życia.Mógłby się rzucić do rzeki i utopić się, tak jak jegodzieło.Uśmiechnął się melancholijnie.Byłaby to odpowiednia śmierć do wielkiej tragedii, aleon pretenduje, a raczej pretendował, do miana autora komicznego.Jeśli go nie zabili, musiałjakoś przetrwać.Był wściekle głodny.Rany przyschły nieco pod brudnymi bandażami.Miałlekką gorączkę, ale nie ruszając się z miejsca, nie mógł znalezć nic do jedzenia.Zatem ranny,posiniaczony, z gorączką trawiącą zarówno ciało, jak i duszę, Tytus Makcjusz wyszedł jakzwykle do młyna, żeby nie stracić jedynego zródła dochodu.Pracował mimo tych zle opatrzonych ran, które przez pierwsze dni po brutalnympobiciu, jakiego padł ofiarą, otwierały się nieraz przy wysiłku wkładanym w obracaniekamienia młyńskiego.Gorszy jednak niż cierpienie fizyczne był bezbrzeżny niepokój, wktórym pogrążyła się jego dusza.W jego głowie dojrzewała ucieczka od bólu po utraciedzieła, które napisał w pocie i znoju, co noc w ciemności ciasnej izdebki przezwyciężającwyczerpanie.Złorzeczenia, jakie posyłał niebiosom po śmierci swego przyjaciela, Druzusa, wbitwie nad Jeziorem Trazymeńskim, wydawały się go prześladować.Bogowie najwyrazniejuparcie trwali przy zemście, którą wywierali na nim za to, że wyparł się ich tamtegostraszliwego mglistego poranka nad jeziorem na północy, gdy jeszcze ciepłe ciało jegoprzyjaciela legionisty barwiło krwią zieloną trawę wzgórz Etrurii.W ciągu kolejnych dni Tytus przekształcił się w byt pozbawiony duszy.Znieobecnym, pustym wzrokiem szedł ze swojej izdebki do młyna, nieskończenie wiele razyobracał koło, a na końcu codziennej pracy wracał do swego schronienia, by następnego dniapowtórzyć ten sam cykl - i tak bez końca.Myślał, że tak będzie już zawsze.Zmęczenie,znużenie i nic poza tym.Niemniej, kiedy minęły dwa pierwsze tygodnie, jego nieugięty umysł odzyskał pewnążywotność i Tytus, niczego sobie jasno nie mówiąc, żeby nie wyglądało na to, że podjął jakąśdecyzję, znów spotkał się z kupcem i znowu kupił papirus i atrament, by wrócić do pisania.Wkolejnych tygodniach, zachowując się tak, jakby nie robił nic szczególnego, popychany jakąśdziwną bezwładnością, ponownie przetłumaczył swoje dzieło, słowo po słowie, wers powersie, scenę po scenie, aż doprowadził je do końca.Było prawie takie samo jak to, którenapisał za pierwszym razem.Jedną rzecz zmienił, jakiś niedorzeczny żart, którego nie pamiętał zbyt dobrze, na inny, sprawiający wrażenie bardziej odpowiedniego.Słowa spływałyna papirus jak krew z podciętych żył człowieka, który popełnia samobójstwo: każda liniasączyła się sama, gładko, ulegle, bez zakłóceń, aż Tytus podpisał ostatni zwój swojegonowego rękopisu i poczuł, że do granic możliwości wstrzymuje oddech.W końcu, prawie pominucie, wypuścił wreszcie z płuc całe powietrze.Odtworzenie komedii zajęło mu prawie sześć miesięcy.Do tej chwili wszystko działosię niejako samo, lecz teraz należało podjąć postanowienie stojące w sprzeczności zdotychczasowym ustalonym trybem życia - znów nocą poszukać domu Rufusa.Wyruszyćnocą, żeby nie stracić pracy, albo za dnia, nic nie mówiąc, nie stawić się przy kieracie.Wiedział, że jedno przewinienie może przekreślić jego szansę na codzienny zarobek wmłynie, ale z drugiej strony szukając Rufusa w dzień, byłby raczej bezpieczny, uniknąłbynocnych bójek i zagrożeń na ulicach Rzymu.To ostanie, po długim zastanowieniu,przeważyło.Pewnego poranka zmienił swoją stałą trasę i udał się najpierw nad rzekę, a potemprzeciął forum, aż dotarł w pobliże Via Appia, gdzie powinien był stać dom Rufusa.Cierpienia fizyczne najwyrazniej nie zaszkodziły jego pamięci, bo całkiem szybko znalazł to,czego szukał.Zastukał otwartą dłonią w zakurzoną, brudną bramę.Nie było odpowiedzi, niktnie otworzył.Przyjrzał się więc zawiasom i zauważył pajęczyny w rogach przy progu.Tychdrzwi nie otwierano od tygodni, może nawet miesięcy.Z drugiej strony ulicy dobiegł go jakiśgłos.- Nikt nie mieszka w tym domu od ponad dwóch lat - zwrócił się do niego nieznajomystaruszek.Siedział na ziemi przed sklepikiem z koszami.- Szukam Rufusa, kierownika trupy teatralnej.Kiedyś tu mieszkał.- Tak, Rufus.Pamiętam go.Nędznik.- Staruszek, mówiąc, nie przestawał pracować.Jego ręce zwinnie łączyły gałązki, wyplatając nowy koszyk, który wikliniarz doda dopozostałych swoich wyrobów.Tytus zgadzał się z tym, że jego byłego przełożonego można nazwać nędznikiem, leczteraz nie chciał się wdawać w dyskusję nad moralnością Rufusa, tylko go odnalezć.- Wiecie, gdzie teraz mieszka?Staruszek wybuchnął śmiechem.- Bogowie mieli dobry pomysł, żeby usunąć tego skąpca z naszych oczu.Pochłonął goOrkus i oby cierpiał tam męki.Umarł tak skąpo, jak żył, i zostawił mi niezapłacony rachunekza ponad trzydzieści koszy. Tytus przyjrzał się bliżej tym koszom i rozpoznał ten sam kształt pojemników, wktórych niegdyś trzymał peruki aktorów i różne kostiumy sceniczne, ale gdy część jegoumysłu błądziła pośród tamtych wspomnień, inna część, bardziej zajęta obecnąrzeczywistością, borykała się z trudnościami na burzliwym oceanie niepewności irozczarowania.Nie był przygotowany na nieobecność Rufusa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl