[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.47Większości ludzkich umiejętności mistrz nie posiadł i wcale nie za-mierza posiadać.Tak.Kawa i jakiś koniaczek na przykład.Jeszcze raz przemierza, tym razem na czworakach, całe mieszkanie.Ju\ nic.Niezra\ony głaszcze sukę, dolewa jej wody do miski i wychodzi zdomu.Bo poza domem jeszcze istnieje szansa, \e kogoś napotka.Wprawdzie coraz rzadziej spotyka się kogokolwiek, ludzie snujący sięo tej porze dnia i roku po centrum to najczęściej ludzie bez twarzy, bezznaczenia, jacyś turyści uczestniczący w celebracji najdłu\szego weeken-du w kultowym, magicznym mieście królewsko-papieskim, turyści stojącyw ró\nych punktach Rynku i fotografujący się wzajemnie swoimi zmyślny-mi, malutkimi zagranicznymi aparacikami fotograficznymi albo telefonami,o, jeden to nawet filmuje plan miasta, \eby nie musieć kupować, ludzie sąsprytni, wszystko potrafią sfotografować, wszystko potrafią sfilmować, więcfilmują i fotografują siebie nawzajem albo ró\ne krakowskie osobliwości,jak rzezbę Igora Mitoraja, jak krasnoluda siedzącego przed Vis-a-vis, jakstojącego godzinami nieruchomo chłopa przebranego za babę, pomalowa-nego na złoto, jak wie\e mariackie, jak brudne, śmierdzące gołębie, tylko cituryści z aparacikami, więcej nikogo nie ma, dopiero wieczorem będzieszansa, \eby powychodziły jakieś znajome widma.Ale nie traćmy nadziei.Zagląda do Dymu, zagląda przez szybę do nieczynnego jeszcze Biu-ra, zagląda do Pięknego Psa, nigdzie nikogo, wszędzie pustki, zrezygno-wany wlecze się w stronę Zwisu.Magiczny czworokąt.Cztery odwieczne knajpy.Oj, bardzo dawno nie był w jakimś innym miejscu, tylko te cztery gonie odrzucały.A o pojawiających się jak grzyby po deszczu lokalach w \ydowskiejdzielnicy Kazimierz nawet nie myśli.Wydaje się mistrzowi, \e był tam ostatnio miliony lat temu, tam ju\wszystko inne, wszystko odmienione, wszystko modne szalenie i tury-styczne, wszystko dla snobistycznych warszawiaków i gości zagranicz-nych, nie dla niego.48Idzie i mruczy do siebie, dotyka \ałosnego bilonu w kieszeni.Tak, kawa i koniaczek, to by go mogło zbawić.*- To ty? - pyta dziewczyna.Mistrz nie zna tej dziewczyny.Na pewno jej nie zna.Obca, młodadziewczyna.Z absurdalną fryzurą, absurdalnym makija\em.Ale dośćładna.- To ja - odpowiada, bo nie zna innej odpowiedzi.Ale zaraz potem mówi:- To nie ja.Czeka na jej reakcję.- E, chyba jednak ty.Spuchłeś, osiwiałeś i utyłeś, ale chyba jednakto ty.Widuję cię od wczoraj tutaj w centrum i myślę sobie: ty, czy niety?- Aha - mówi mistrz i zastanawia się, czy wypada naciągać takąmłodą dziewczynę na kawę i koniaczek.- Tak, to ja - mówi.- A je\eli to ty, to czy porozmawiasz ze mną? - pyta dziewczyna.- A porozmawiam - odpowiada.- Ale to kosztuje.- Nie \artuj.- waha się, patrząc na niego z niepokojem.- To chy-ba jednak nie ty.Mój ukochany bohater nie gadałby takich rzeczy.- To kosztuje kawę i koniak - twardo ciągnie mistrz.- Tak się wy-soko cenię, \e nie rozmawiam za darmo.Dziewczyna przygląda mu się raz jeszcze i zupełnie innym tonemkonstatuje:- No dobrze, kupię ci co chcesz, ale nie spodziewałam się tego potobie.I - dodaje - pamiętaj, \e nie mam za du\o pieniędzy.Ja tutajprzyjechałam, \eby cię spotkać i zamieszkać z tobą.To ty musisz miećpieniądze, \eby mnie utrzymywać, a nie ja.- Słucham? - dziwi się mistrz.Wariatka.Kolejna wariatka.Przygląda się jej uwa\niej.Oczywiście:wariatka.Kto normalny by mu mówił takie rzeczy? Kto normalny chciał-by z nim zamieszkać? Wariatka.Idiotka.Jest jednak na tyle rozśmieszony i na tyle chce, łaknie, po\ąda fili\ankikawy i jednego, dosłownie jednego koniaczku, \e gotów jest zaryzykować.49Powtarza:- Słucham?- No, kupię ci.Ale ostatni raz.Nie znam tego miasta, poka\ mi gdzie.- Chodzmy do Psa - proponuje mistrz, pamiętając, \e Biuro jest jesz-cze zamknięte.Idzie i ukradkiem przygląda się dziewczynie.Na pewno nie jest to tutejsza dziewczyna.Ma naiwną, wręcz głupkowatą buzię.Nie mo\e być stąd.Tutejsze dziewczyny nie mają naiwnych, wręcz głupkowatych buz.*A w Psie jest ju\ trochę cwanych, złośliwych, znajomych gąb.Prze-rywają rozmowy o agentach SB wśród duchownych i z du\ym rozba-wieniem patrzą na mistrza i dziewczynę.Bo to nie jest typowe zestawienie.Mistrz zazwyczaj chodzi sam, a niez jakimiś nastolatkami.Więc publiczność zastyga w zagapieniu.A oni stają przy barze.- To ja bym poprosił kawę i.i.i.i.pliskę, o, pliskę, tak, pięć-dziesiątkę pliski bym poprosił serdecznie.- mówi mistrz do barman-ki, a i do dziewczyny poniekąd.- Ale nie do takiej du\ej koniakówki,do czegoś mniejszego, o, do czegoś takiego mo\e być, bardzo dzięku-ję-- A dla pani? - pyta wyniośle barmanka, uporawszy się z zamówie-niem mistrza.- A ja poproszę pepsi.- Jest coca-cola.- A to dziękuję, nie chcę - odmawia dziewczyna.Jej pokolenie wybrało.Wyjmuje portfelik, grzebie w nim przez przera\ająco długą chwilę i wyj-muje dziesięć złotych.Mistrz odkłania się komuś prawie znajomemu, ten od razu podchodzido nich i odzywa się do dziewczyny:- No widzisz, znalazłaś go! Mówiłem ci, \e to proste.Cieszę się, \esię wreszcie znalezliście! Bardzo lubię dobre zakończenia!50Człowiek uśmiecha się poufale i dość nieprzyjemnie.Mistrz nie pa-mięta, skąd się znają, zapewne po prostu z miasta, z przypadkowychspotkań w knajpach.Spotkał w \yciu tysiące takich ludzi, nie łączyło goz nimi nic prócz morza alkoholu, nie jest więc człowiek ów uprawnionywcale do takiego spoufalania się.Dziewczyna cmoka tego gościa w policzek:- A czemu tak wcześnie wyszedłeś?- Musiałem rano być w pracy.Ale wyspałaś się?- Tak, tak.O, tu masz klucze.Zostawiłam u ciebie plecak, będęmogła wpaść po niego wieczorem?- Proszę bardzo.To dzisiaj u mnie nie zostaniesz? - pyta człowieki łypie znacząco na mistrza.- Raczej nie - odpowiada dziewczyna i patrzy na mistrza.Mistrz pije.- Co to za idiotyczna historia? - myśli.- Co za idiotyczna panienka,skąd się wzięła, co ona sobie wyobra\a? A ten człowiek, ja nie mamochoty, \eby on tu stał i robił te znaczące miny.O co tu chodzi? -wychyla do końca pliskę i pospiesznie bierze się za kawę.- Ale gdybyś nie miała gdzie dziś spać - mówi człowiek i ponowniełypie na mistrza - to nie ma problemu, przyjdz do mnie.- Dziękuję państwu - mówi mistrz skończywszy kawę.Pospieszniewypita kawa i pospiesznie wypity koniak wcale mu nie pomogły.Po-spieszne picie nie pomaga w ogóle.- Było mi bardzo przyjemnie, ale pora ju\ na mnie.Muszę lecieć -powiada mistrz.- No chyba oszalałeś! - ona oponuje, ale mistrz jest ju\ przy drzwiach.Człowiek kładzie rękę na ramieniu dziewczyny, powstrzymując ją odpobiegnięcia za mistrzem.Mistrz idzie szybkim krokiem.Mistrz idzie szybkim krokiem odwieczną trasą.- Zły sen.Zły sen.Takie rzeczy się nie zdarzają.Zły sen.Wydawałomi się, \e jakaś obca dziewczyna postawiła mi wódkę i kawę.Wyda-wało mi się, \e chce się do mnie wprowadzić.Koszmar.Idiotyzm.Naszczęście nie była brzydka.Ale głupia była na pewno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]