[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamiast kluczy znalazłam brązową butelkę z eterem, tę z Indiany, wciąż nieoznaczoną.Wpadłam we wściekłość.- John, mówiłam ci, żebyś nie zabierał tej niebezpiecznejsubstancji na pokład samolotu.To ci się nie przyda w Egipcie.Lepsza jest dobra maść z kortyzonem.- Ale lekarz powiedział.- Nie obchodzi mnie, co powiedział lekarz.Nie potrzebujesz tego.- W Egipcie tego nie dostanę.Posłałam mu wściekłe spojrzenie.- Nie jest ci potrzebny - wycedziłam przez zęby.Postawiłam butelkę na blacie kuchennym.- Marie, jeśli nie masz nic przeciwko, zostawię to tutaji zabiorę, kiedy przyjadę po psy.- Nie ma sprawy - odparła.Poszukiwania kluczyków trwały.Postanowiłam raz jeszczesprawdzić w torebce i ku mojemu zdziwieniu znalazłam je tam na samym dnie.W końcu ruszyliśmy.Marie i Mark stali na podjezdzie,z naszymi psami u boku, i machali nam na pożegnanie.Kiedyweszli do domu, Marie postanowiła zanieść eter do łazienki,ale nie mogła go znalezć - butelka zniknęła.W zamieszaniuspowodowanym nerwowymi poszukiwaniami kluczyków Johnpotajemnie wsunął ją z powrotem do swojej teczki.AtakDwa dni pózniej weszłam do kawiarni hotelu Key BridgeMarriott w Arlington w stanie Wirginia i dosiadłamsię do stolika Johna.Złożył zamówienie przed moimprzybyciem, więc gdy kelnerka podała mi menu, szybko wybrałam tosty i parówki.Kiedy zostaliśmy sami, posłałam mu wściekłe spojrzenie.- Jeśli dziś rano nie spotkamy się z admirałem - zagroziłam- wracam do domu pierwszym samolotem.Mam dosyć.- Spotkamy się z nim, obiecuję.Prosił, żebyśmy stawili sięw jego biurze punkt dziewiąta.- Spotkamy się tak jak wczoraj, w walentynki?- Słuchaj, to nie moja.- Daruj sobie, mam dość wymówek.Przejechaliśmy z Fort Meade do Centrum Lotów Kosmicznych imienia Roberta H.Goddarda, a potem, w ulewnym deszczu, do klubu oficerskiego w Annapolis, ale nie udało nam siędogonić admirała Lee.Ta napięta marszruta zupełnie mniewykończyła.Za każdym razem, gdy odwoływano kolejne spotkanie, John gorąco przepraszał.Jednak w żaden sposób niemógł mnie ugłaskać.Na koniec dnia wybuchnęłam płaczemw barze na ostatnim piętrze Marriotta.- Jestem sfrustrowana - powiedziałam cicho.- Po wydarzeniach minionego tygodnia, a zwłaszcza ostatnich dwóch dni,opadam z sił.Do stolika podeszła kelnerka, więc zamilkłam.Postawiłaprzed Johnem jajecznice z szynką, po czym wróciła, żeby dolaćnam kawy - jemu zwykłej, mnie bezkofeinowej.Tego ranka niepotrzebowałam dodatkowego pobudzenia.- Widziałaś poranne wiadomości? - spytał, wkładając do ustkawałek nasączonej żółtkiem szynki.- Wygląda na to, że wojnaw Zatoce się skończyła.To może mieć wpływ na moje zlecenie.Pewnie dlatego Lee mnie ignoruje.Projekt został odwołany.- Mówiłeś, że ta misja nie ma nic wspólnego z wojną.Wycofujesz się z tego?- Po prostu zastanawiam się, co mogło się stać.Zobaczymysię z admirałem za godzinę i już po południu będziemy w drodze do Egiptu.Wypił duży łyk kawy i otarł usta serwetką.- W tej chwili nic mnie to już nie obchodzi.Mam dosyć biegania w kółko z sześcioma walizkami.Zmarnowałam tydzieńurlopu, uganiając się za cieniem! Co tu się, do cholery, dzieje?Popijając kawę, przysłuchiwałam się uderzającym o szyby kroplom deszczu.Kiedy przyniesiono mi śniadanie, wyrwałam sięz transu i zaczęłam kroić tost.Musiałam w jakiś sposób stłumićdręczący mnie niepokój.John spojrzał na zegarek.- Cieszę się, że namówiłaś mnie, żebym założył staregotimeksa - powiedział.- Głupio bym zrobił, biorąc roleksa.- Nie uda ci się ugłaskać mnie komplementami.Tylko spotkanie z admirałem i wyjazd do Kairu poprawią mi humor.Gdy skończył posiłek, wstał i udał się do recepcji, żebypodstemplować kwitek parkingowy.Mieliśmy się spotkaćw pokoju.- Pamiętaj: jeśli nie zobaczymy się z admirałem Lee, wracamdo domu.Nie będę dłużej marnować wakacji.Pięć minut pózniej zapłaciłam rachunek, po czym zagłębiłam się w labirynt korytarzy poprzedzielanych dwuskrzydłowymi drzwiami.Nagle przypomniało mi się, co powiedziałrecepcjonista, kiedy się meldowaliśmy: że znalazł nam cichypokój na parterze, na tyłach budynku, niedaleko garażu.Rzeczywiście był odosobniony.Kiedy zobaczyłam garaż, skręciłamw lewo, pchnęłam jedno skrzydło drzwi i weszłam do małegofoyer, skąd prowadziły drzwi do czterech pokoi.Podeszłamdo naszych i zauważyłam, że są otwarte.Przekroczywszy próg, zmarszczyłam nos i kaszlnęłam,ponieważ w pomieszczeniu unosiły się gryzące opary eteru.Zapach najwyrazniej dolatywał z łazienki.Zobaczyłam w niejJohna - stał obok toalety i wyglądał na zamroczonego.- Co ty, do cholery, robisz? - krzyknęłam.- Nakładam eter na ranę, jak kazał lekarz.- Wyjdz stamtąd, bo się pochorujesz.Zupełnie zapomniałam, że zostawiliśmy tę butelkęw kuchni Marie, w Kalifornii.Choć ogarnęła mnie złość, mojemyśli wciąż zaprzątało zbliżające się spotkanie z admira-łem.Wzięłam więc z łóżka swój szary trencz.Gdy zapinałamostatni guzik, John zatoczył się po pokoju.- Co teraz? - spytałam ponurym głosem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]