[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwiatło lampy gazowej i migoczące cienie sprawiły, że jego twarzzmieniła się w kamienną rzezbę.Nie wyglądał wcale na wygodnisia i nieroba. Stanowczy zarys szczęki, władczy nos, niezauważalne przy dziennym świetlewgłębienia poniżej kości policzkowych.- Czemu odszedłeś z wojska? - spytała nieoczekiwanie, wprawiając wzdumienie i jego, i siebie.Uniósł brew.- Plotkowaliście z Beverlym, co?Za żadne skarby nie zdradzi Beverly'ego!- Kiedy bawiłeś w naszym domu podczas debiutu Verity, moja mamadziwiła się, że zrezygnowałeś z kariery wojskowej.A teraz spojrzałam naciebie.i pomyślałam, że.wyglądasz na wojownika.Ta uwaga rozśmieszyła go.- Boże, zlituj się nad Anglią, jeśli jej dzielni obrońcy są do ranie podobni!- Bo ja wiem?.Mam wrażenie, że byłbyś całkiem dobrym oficerem.Justin uśmiechnął się krzywo, a ona zarumieniła się.- No więc, czemu zrezygnowałeś z wojska?- Bo otrzymałem ciekawszą propozycję.- Od pani Underhill?.Zaledwie kilka miesięcy po tym, jak przeszedł do cywila, przyłapała go,jak wymykał się z jej sypialni.- Ale.Delikatnie ujął brodę Evelyn w dwa palce, a kciukiem zamknął jej usta.- Dość już pytań! Przynajmniej na dziś.O tej porze nie mam głowy dowymyślania odpowiedzi.Co za dziwne sformułowanie.I dlaczego wpatruje się w nią takimwzrokiem? Jakby czegoś żałował albo za coś przepraszał.Bez przerwy spoglądana jej usta! Nie, to raczej ona gapi się na niego.Pełna dolna warga.I ta ciemnasmużka.Krew?! - Co z twoją wargą?Evelyn odwróciła wzrok, gardząc sobą za tą chorobliwą słabość.Justindostrzegł jednak jej przestrach na widok krwi.I to właśnie przełamało w końcupętający ich czar.Puścił jej ręce, cofnął się o krok i wyciągnąwszy koszulę zespodni, otarł jej brzegiem krwawiącą wargę.- Do licha! Przepraszam, Evie.Całkiem zapomniałem o tym skaleczeniu.Evelyn zrobiła wielkie oczy.Wyciągając koszulę ze spodni, Justinodsłonił brzuch.Mój Boże.Nigdy dotąd nie widziała męskiego brzucha.Jakiśliczny!.Przynajmniej u Justina.Jego pierś przypominała dwie żywe, umięśnione tarcze, przedzielonewąską szczeliną.Kiedy się pochylił ku niej, mięśnie się napięły.Ciemny puszek,który zauważyła w rozchyleniu koszuli, ku dołowi wyraznie gęstniał, zanimznikł za paskiem spodni.Oddech Evie stał się dziwnie płytki.Cóż za fascynujący widok!Niezmiernie prowokujący.Tajemnicze męskie piękno.Justin wetknął z powrotem koszulę w spodnie i od niechcenia zapiął kilkaguzików przy koszuli.Nie wszystkie.Na szczęście!Dość tego! Przestań myśleć o takich rzeczach! Jesteś inteligentną kobietą,nie idiotką.Istotą rozumną, nie samicą jakiegoś bezmózgiego gatunku!Miejmy nadzieję, że to prawda.- Masz rozciętą wargę.- Zmusiła się do tego, by spojrzeć Justinowi woczy.- Nie wmówisz mi, że sam się skaleczyłeś przy otwieraniu skrzyni! A wogóle czemuś się do tego zabrał w środku nocy?!Z zachwytem obserwowała, jak uśmiech rodzi się w głębi oczu Justina, bynastępnie spłynąć na jego wargi - zabawny, asymetryczny uśmiech, troszkęsmutny i niesłychanie pociągający.- Te wieka są cholernie uparte.- Naprawdę?- No, cóż.prawdziwemu mężczyznie trudno się przyznać do czegośtakiego, ale po wyczerpaniu wszelkich innych środków podważyłem wiekołomem.Naparłem całym ciężarem.To draństwo wreszcie odskoczyło, ale japoleciałem głową w dół i.tego.przygryzłem sobie wargę. Nie przyznał się do bójki z włamywaczem.Widać nie znosił, żeby się nadnim rozczulano.Niech mu będzie! Pozostawiła ewidentne łgarstwo bezkomentarza.- Nie mógłbyś zostawić moich skrzyń w spokoju? - spytała żartobliwie.Trochę się już odprężyła.Osobliwe doznania sprzed kilku minut byływidać pozostałością jej snu.Wzbudziły w niej niepokój, ale w gruncie rzeczynie miały większego znaczenia.Była znów sobą.- Ilekroć nadejdzie jakaś przesyłka, pierwszy rwiesz się do otwierania.Czujesz słabość do wszystkich skrzyń, czy tylko moje budzą w tobie takientuzjazm?Spojrzał na nią tępym wzrokiem.- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.Potrząsnęła głową.- Może ponosi mnie wyobraznia? Lepiej się nachyl, to opatrzę twojąwargę.Omal się nie roześmiała na widok jego niepewnej miny.- Bez obawy!Nie zemdleję.Boję się widoku krwi, owszem, ale przede wszystkim własnej!- Całkiem logiczne.Delikatnie wzięła go za brodę.Kiedy jej dotknęła, serce zabiło jej takgwałtownie, jakby koniecznie chciało udowodnić, że wcale nie jest takaopanowana, jak się jej wydaje.Poczuła szorstkość zarostu.Rytmicznie unoszącasię i opadająca w takt oddechu klatka piersiowa fascynowała ją i pociągała.Justin przysunął się bliżej.- Co o tym sądzisz? Wyliżę się z tego? - spytał.Głos miał leniwy i gorący jak roztopiony wosk, ale spojrzenie wcale niebyło senne.Spoglądał na nią pożądliwie, a zarazem z rezerwą i determinacją,jak ktoś, kto przybywa na bankiet do domu wroga, ściskając w ręku obnażonymiecz.- No i co?Głos Justina wabił ją jak śpiew syren, jak podstępna pieszczotauwodziciela. Przełknęła ślinę i cofnęła się nieznacznie.On przysunął się znaczniebardziej.- Nikt jeszcze nie umarł od rozciętej wargi.Kompletnie go zaskoczyła.Zgasł tlący się w jego oczach żar, znówujrzała w nich błysk autoironii.Roześmiał się.- Zawsze jesteś taka prawdomówna?- Powinnaś odczuwać ulgę, a nie rozczarowanie! - ofuknęła się w myśli.- Przeważnie.- Czemu?- Jeśli mówi się ludziom prawdę, zadają znacznie mniej pytań.Znowu wybuchnął śmiechem.- Masz silniejsze mury obronne niż którakolwiek ze znanych mi kobiet!- Mury obronne? - powtórzyła z urazą.- Co za bzdura! Przed czymmiałabym się bronić?!- Choćby przede mną - odparł, krzyżując ręce na piersi.- Ho, ho! Ależ z ciebie zarozumialec! - Lekceważąco pociągnęła nosem.-Pewnie sobie wyobrażasz, że każda kobieta śni o tobie po nocach!To go wyraznie zainteresowało.- A ty? Zniłaś o mnie?- Nie!Uśmiechnął się leniwie.- Kłamczucha!- Nadęty paw!- Tchórz!- Samochwał!- Przemądrzała sowa! - Niezdarny łoś!Parsknął śmiechem, połaskotał Evelyn pod brodą, jakby była małą,naburmuszoną dziewczynką.W ogóle działał jej na nerwy.Trzepnęła go poręce.Czy rzeczywiście myślała kiedyś o całowaniu się z Justinem?.Prędzej bypocałowała kuca pana Blumfielda!- Jesteś niezrównana, Evie! Co za subtelny dowcip, precyzja słowa,mistrzowska znajomość ojczystego języka! Czym mnie jeszcze uraczysz?- Krowim plackiem?Ku swemu najwyższemu zdumieniu Evelyn zachichotała.Zakryła rękąusta.Czy rzeczywiście z nich wydobyły się te dzwięki? Przecież nigdy niechichotała! Od dzieciństwa!- Ciągle się na mnie gniewasz? - spytał niby to od niechcenia, alewpatrywał się w nią z niepokojem.Zrobiła zrezygnowaną minę i ostentacyjnie westchnęła.- Mój panie! Gdybym brała sobie do serca każdy twój głupi wyskok,wiecznie chodziłabym wściekła!Zgiął się w przesadnym ukłonie.- Cóż za wyrozumiałość! Aaskawa pani, będę ci za nią wdzięczny aż dośmierci!- Znowu?! Jestem pod wrażeniem! Jak zamierzasz się odwdzięczyć tymrazem? Masz inne opactwa, które mogłabym wyremontować?Uśmiechnęła się wyzywająco i zauważyła, że zaparło mu dech.Postąpił okrok i nagle jakby się opamiętał.Posłał jej tylko pocałunek.- Niestety, nie.To jedyna budowla sakralna, jaką dysponuję.A teraz,Evie, zmykaj do łóżka! Ja tu jeszcze chwilę posiedzę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl