X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bojowy strój.Oczy miała mocno pokreślone na czarno, twarz bielusieńką,rzęsy utuszowane, usta jak trzydniowe sińce.- Posterunkowy Joe! - Eve praktycznie przegalopowała przez pokój, \eby go uściskać.Shane iClaire wymienili spojrzenia.Tak, czegoś takiego nie widzi się codziennie.- Joe, Joe, Joe!Zastanawiałam się, gdzie się podziewałeś!- Cześć chudzielcu.Pamiętasz Travisa, prawda?- Wielki T! - Kolejny uścisk.Tego ju\, pomyślała Claire, zawiele, nawet jak na surrealistyczneMorganville.- Tak się cieszę, \e was widzę, chłopaki!- My te\, mała - powiedział Lowe.Uśmiechnął się i jego twarz zmieniła się, nabrała wyrazuniemal anielskiej dobroci.- Nadal nasz do nas namiary, prawda?Eve klepnęła się dłonią po komórce zawieszonej u paska w futerale w kształcie trumny.- O, tak.Klawisz szybkiego wybierania.Ale ostatnio nie było.Hm.Claire nagle ogarnęło dziwne uczucie, \e Eve ukrywa coś, o czym nie chciałaby rozmawiać przynich.Miała wra\enie, \e gliniarze te\ tak uwa\ają, bo wymienili szybkie spojrzenia, a potem Hesspowiedział:- Chcesz posłuchać nowin? To mo\e poka\esz nam swój ekspres do kawy?- Jasne! - przytaknęła Eve i wyprowadziła policjantów do kuchni.- No có\ - odezwał się Shane, kiedy drzwi się za nimi za mknęły.- Dziwnie jakoś.- Czy ja przeoczyłam jakiś rozdział? - spytała Claire.- I czy jest do tego jakiś bryk?- Nie mam pojęcia.Z kuchni dobiegał szmer rozmowy, taka melodia bez słów.Claire powierciła się chwilę, a potemwstała i podeszła do drzwi na palcach.- Hej! - zaprotestował Shane, ale sam te\ nie wytrzymał.Hess mówił coś o jakimś Jasonie.Shane zareagował na to, kładąc dłoń na ramieniu Claire iunosząc palec drugiej dłoni do ust.- No co? - spytała go samym ruchem ust.- Chcę posłuchać.Teraz mówił Lowe:-.pewnie wolałabyś wiedzieć, \e jego dzisiaj zwolnili.Słuchaj, zanim cokolwiek powiesz,dostał ostrze\enie.Nie będzie się zbli\ał do ciebie ani do twoich rodziców.Jest pod stałąobserwacją.- Obserwacją.- Głos Eve dr\ał.- Ale.Ja myślałam, \e on jeszcze długo będzie siedział wwięzieniu! Co z tą dziewczyną.?- Wycofała zarzuty - powiedział Hess.- Kochanie, nie mogliśmy trzymać go wiecznie zakratkami, przykro mi.- Ale on jest winien!- Ja wiem.Ale teraz to jest twoje słowo przeciwko jego słowu, i ty wiesz, co się w takichsytuacjach robi.Ty do nikogo nie jesteś przypisana.On tak.Eve zaklęła.Brzmiało to tak, jakby usiłowała się nie rozpłakać.- Czy on wie, gdzie mieszkam? - Znajdzie cię - dodał Hess.- Ale, jak mówiłem, jest obserwowany, a my będziemy mieć was tuna oku, dzieciaki.Jeśli ty nie będziesz się czepiać Jasona, on nie będzie się czepiał ciebie.Okay?Jeśli Eve wyraziła zgodę, to zrobiła to bez słów.Claire o mało się nie przewróciła, kiedy Shanepociągnął ją za ramię, potem odzyskała równowagę i poszła za nim na kanapę.- Kim jest ten Jason? - wypaliła z pytaniem zanim jeszcze na dobre usiedli.- Cholera - westchnął.- Jason to jej brat.Kiedy ostatnio o nim słyszałem, siedział w więzieniu zato, \e zaatakował kogoś no\em.Jest pogięty, a Eve go podkablowała.Nic dziwnego, \e teraz siędenerwuje.- To jej starszy brat? - Bo Claire przed oczyma miała obraz jakiegoś ubranego w czerń,muskularnego piłkarza, wysokiego na dwa metry i łykającego sterydy.- Młodszy - powiedział Shane.- Ma chyba z siedemnaście lat.Chudy, wredny dzieciak.Nigdy gonie lubiłem.- Myślisz, \e.?- śe co?- Myślisz, \e on tu przyjdzie? śeby zrobić Eve krzywdę?Shane wzruszył ramionami.- Jeśli tak, to będzie tego \ałował przez całą drogę do szpitala.- Wyraził to tonem rzeczowym, wtaki sposób, \e Claire zrobiło się dziwnie ciepło.Z trudem złapała oddech.Jeśli Shane to zauwa\ył, niedał po sobie nic poznać.- O ile nie będzie my się ruszać z domu, jesteśmy bezpieczni.- Podniósł wzrokw stronę sufitu.- Prawda, Michael?Skórę Claire owiał chłód.- Prawda - potwierdziła w imieniu Michaela.Ale miała wątpliwości.Rozdział 5P olicjanci odjechali, Shane był pochłonięty grami wideo, a Claire wzięła się do nauki.Dzień byłzwyczajny.Shane od czasu do czasu włączał wiadomości, szukając informacji o ojcu, ale programlokalnej stacji w Morganville (była tylko jedna) był wyprany z treści, nawet audycje informacyjne.Wieczorem Michael pojawił się w ludzkiej postaci, zjedli obiad.Normalne \ycie, takie, które za normalne uchodziło w Morgan ville.W Domu Glassów.Nie wybiła jeszcze północ, kiedy Claire odpływała w sen przy dzwiękach gitary Michaela.Myślałao tym, co zrobi następnego dnia.Nie mogła wiecznie się ukrywać, mimo \e Michael twierdził coinnego.Miała swoje \ycie  w pewnym sensie -i w tym semestrze opuściła ju\ du\o zajęć.Musiałaalbo zacząć na nie chodzić, albo rzucić studia, a zrezygnowanie ze studiów nie było dobrym pomysłem.Nigdy nie zdołałaby dostać się na którąś uczelnię z Ivy League*, o czym marzyła.Zasnęła, myśląc o wampirach, ich kłach, o ładnych dziewczynach uśmiechających się wrednie i o zapalniczkach.O po\arach.O mamie Shane'a unoszącej się w wannie.O Shanie skulonym w kącie, zapłakanym.To nie była udana noc.Otworzyła oczy o świcie, zastanawiając, czy Michael ju\ zniknął.Ziewnęłai zwlokła się z łó\ka do łazienki.Wszyscy jeszcze spali, oczywiście.Prysznic dobrze jej zrobił, a gdywysuszyła włosy i ubrała się w czysty biały T-shirt, d\insy i sportowe buty, zapakowała do plecakanotatnik i podręczniki, była gotowa stawić czoło światu.Shane spał w salonie na kanapie.Minęła go na palcach, ale skrzypnięcie deski w podłodzezaalarmowało go; usiadł gwałtownie i spojrzał na Claire nieprzytomnym wzrokiem.Po kilkusekundach westchnął:- O, Claire.Dwie godziny snu to naprawdę za mało -jęknął.- Co robiłeś całą noc?- Gadałem.Michael chciał pogadać.Męskie rozmowy.Sprawy, których Michael nie chciał dzielić z dziewczynami.Zwietnie, to nie jejsprawa.Claire ruszyła w stronę holu.- Dokąd się wybierasz? - spytał Shane.- Przecie\ wiesz dokąd.- O nie, wykluczone!- Shane, idę.Przepraszam, ale nie masz prawa mówić mi, co mam robić.- Prawdę mówiąc, chybamiał prawo; był od niej starszy i pod nieobecność Michaela był kimś w rodzaju opiekuna.Ale.Nie.Nawet w takim przypadku.Jeśli raz pozwoli czy raczej kolejny raz, to straci niezale\ność, jaką sobiewywalczyła.- Muszę iść na zajęcia.Nic mi się nie stanie.Jesteśmy pod ochroną Amelie, a kampus toneutralne terytorium, sam wiesz.O ile nic nie schrzanię, wszystko będzie dobrze.- Dla Moniki nie istnieje coś takiego jak neutralne terytorium.Claire, ona próbowała cię zabić.Prawda.Claire starała się nie okazać, \e tak naprawdę jest przestraszona.- Poradzę sobie z Monicą.- Wcale tak nie uwa\ała, ale mogła jej unikać.Ucieczka to te\ jakieśwyjście.Shane patrzył na nią przekrwionymi, zmęczonymi oczami i się poddał.Rzucił się na wznak nakanapę, szeroko rozkładając ręce.- Wygrałaś - westchnął.- Zadzwoń, jeśli wpadniesz w ta�rapaty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl

  • Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.