[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnego pięknego popołudnia w Waszyngtonie,Prezydent musiała odłożyć spotkanie Grupy Do SpecjalnychZadań, z powodu kryzysu Tyrone Free.Po całej nocy lotu zNowego Meksyku, Ellie i der Heer nagle otrzymali w podarunkukilka godzin - poszli więc obejrzeć Vietnam Memoriał,zaprojektowany przez Maye Ying Lin, gdy była jeszczestudentką architektury w Yale.Pośród ponurych i smętnychpamiątek głupiej wojny, der Heer zdawał się niestosownierozbawiony - co Ellie znów kazało przez chwilę zastanowić sięnad pęknięciami w jego charakterze.Za nimi szła dyskretniepara goryli z Administracji Służb Ogólnych - w gładkichgarniturach, że specjalnie ukształtowanymi i w kolorze ciałasłuchaweczkami na swym miejscu.W codziennych rozmowach nie było w der Heerze nicakademickiego.Patrząc, jak kupuje w ulicznym stoisku gazetę,nie przypuściłbyś, że jest naukowcem.Nigdy też nie pozbył sięakcentu nowojorskiej ulicy.Z początku ta niestosowność międzyjego sposobem wyrażania się a jakością prac naukowych,bywała powodem kpin wśród kolegów, ale w miarę jak rosłareputacja der Heera jako naukowca i człowieka, akcent stawałsię coraz bardziej nieodłączną częścią jego osoby.Choć wciąż -gdy na przykład, wymawiał trójfosforan guanozynowy -zdawało się, że biedna cząsteczka eksploduje.Sporo czasu potrzebowali, by stało się dla nich jasne, żesą zakochani - choć inni z pewnością wcześniej to wiedzieli.Kilka tygodni temu, gdy Aunaczarski wciąż jeszcze był wArgusie, zapuścił się w jedną z tych swoich tyrad onieracjonalności języka.Tym razem wziął na cel amerykańskąangielszczyznę.- Ellie, dlaczego mówicie popełnić znów ten sam błąd ?Co słowo znów dodaje zdaniu? I czy mam rację, że burn up i burn down znaczy to samo? A słowo-up i słowo-down też?To dlaczego mówicie screw up , a nikt nie powie zamiast tego screw down ?Kiwnęła głową ze znudzeniem.Sto razy słyszała, jak zeswymi kolegami narzekał z kolei na nielogiczności językarosyjskiego, więc była bardziej niż pewna, że w Paryżu usłyszyfrancuskie wydanie tego problemu.Są oczywiście w językachniezgrabne wyrażenia, lecz przecież każde z nich ma swoje małezródło i kształtowało się pod wieloma małymi naciskami zróżnych stron, więc czy nie dziwiłoby raczej, gdyby język byłtworem doskonale logicznym i koherentnie zorganizowanym?Ale Vaygayowi narzekanie sprawiało taką przyjemność, że niemiała serca mu zaprzeczać.- A wez takie wyrażenie head over heels in love - ciągnąłdalej - to popularne porzekadło, zgadza się? No więc jest onodokładnie na opak.Przecież stanem najzupełniej normalnymjest mieć głowę nad obcasami.Z miłości powinno się miećobcasy nad głową, czy nie? Ty akurat powinnaś coś o tymwiedzieć.Ktoś, kto wymyślił to powiedzenie, nie miał pojęcia ozakochaniu.Zdawało mu się, że człowiek wciąż chodzi tak samo,a przecież frunie w powietrzu na głowie, jak na obrazach tegofrancuskiego malarza.Jak on się nazywał?- On był Rosjaninem - powiedziała Ellie.Marc Chagall stałsię okazją, by wyśliznąć się z tej zagęszczonej naglekonwersacji.Potem zastanawiała się, czy Vaygay tylko droczyłsię z nią, czy próbował wysondować, jaka będzie jej reakcja nate słowa.Może po prostu podświadomie zarejestrował więz zwolna zacieśniającą się między nią a der Heerem.To zwolnione tempo było zrozumiałe w przypadku derHeera.Oto on - Naukowy Doradca Prezydenta, poświęcającyogromną ilość czasu sprawie bezprecedensowej, delikatnej,której łatwo zaszkodzić.Wiązanie się z kimś, kto zajmuje w niejcentralne stanowisko, to ryzyko.Prezydent zapewne nieżyczyłaby sobie, by jego raporty miały charakter stronniczy:jako jej doradca powinien być w każdej chwili zdolny wesprzećpoczynania, które mogłyby się nie podobać Ellie, a z drugiejstrony bez wahania odrzucić opcje, które Ellie popierała.Więcmiłość do Ellie w pewnym stopniu ograniczała efektywność derHeera - choć dla Ellie ta sytuacja niosła jeszcze więcejkomplikacji.Zanim otrzymała w jakimś sensie stabilizujące jejżycie stanowisko dyrektora głównego obserwatorium w kraju,miewała w swym życiu przygody.Nigdy jednak myśl omałżeństwie nie postała dłużej w jej głowie, nawet kiedyzdawało się, że kogoś prawdziwie kocha, i co więcej - przyznałasię do tego przed sobą.Mgliście przypominała sobie jakiś cytat - z Yeatesa? -którym próbowała pocieszać dawnych swych apsztyfikantów,kiedy już było jasne, że romans się ma ku końcowi:Mówisz, kochanie, że miłości nie maChyba że wiecznie trwaAch, mój głuptasie, są krótkie arietkiLepsze niż cała gra.Przypomniała też sobie, jaki słodziutki był dla niej JohnStaughton w czasie, kiedy zalecał się do matki i jak mu toszybko minęło, gdy został przybranym ojcem Ellie.Obce jakieś,czasem monstrualne osoby, których istnienie któż by przedtemodgadł, wyłaniają się z mężczyzn, gdy tylko stają się mężami.Jest nadwrażliwa, wiedziała, bo ma romantyczne skłonności.Alenie zamierzała powtórzyć błędu matki.Choć nawet głębsza byław niej obawa, że miłość odbierze jej niezależność, że możepoświęcić się komuś, kogo potem nie będzie dla siebie miała.Albo kto najzwyczajniej ją zostawi.Cóż, jeśli ktoś nigdy nie byłzakochany, nie wie, czym jest ów brak (wprawdzie to mottorzadko nią kierowało - zdawało się jej, że nie brzmi zbytprawdziwie).Bo z drugiej strony ktoś, kto nigdy nie kochał, niewie też, co znaczy zdradzić partnera - jak w głębi serca czuła, żeuczyniła matka wobec zmarłego ojca.Wciąż jej go straszliwiebrakowało.Ken der Heer zdawał się przeżywać to inaczej.Możeoczekiwania wobec życia zmalały w nim w ciągu tychwszystkich lat? Przeciwnie do mężczyzn, z którymi mogła goporównać, w sytuacjach trudnych, stresowych, stawał sięcieplejszy, bardziej godny współczucia.Jego skłonność dokompromisów i wybitne umiejętności naukowe stanowiły częścijego umundurowania służbowego - ale pod tym rynsztunkiemEllie wyczuwała coś bezpiecznego, trwałego.Szanowała go zasposób, w jaki splótł pracę naukową ze swym życiem, i zadzielność w popieraniu prawdziwej nauki - tej, którą zarazićpróbował obie administracje.Dyskretnie, jak tylko było możliwe, spotykali się w jejmałym mieszkanku na terenie Argusa.Ich rozmowy byłyradością dla obojga: przerzucali się pomysłami i argumentamijak lotką od badmintona.aż nadchodził moment, gdy zdoskonałą zgodnością odgadywali swe nie do końca wyrażonepragnienia.Był kochankiem czułym i wyrafinowanym, leczprzecież bardziej niż wszystko inne kochała te fluidy, które odniego płynęły.Czasem dziwiło ją, ile potrafi powiedzieć i zdziałać, gdyczuje jego obecność w pobliżu.To wszystko czyniła miłość, idoszło do tego, że jej uwielbienie dla Kena przeniosło się na niąsamą, na jej rozumienie własnego ,.ja.Zaczęła bardziej siebielubić dlatego, że mogła kochać Kena
[ Pobierz całość w formacie PDF ]