[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Inspektor oklapł.Utkwił tępy wzrok w dokumentach.- Jak on mógł zrobić coś takiego? Przecież to dziecko…Logan milczał.Wiedział, że inspektor myśli w tej chwili o swojej córeczce i usilnie stara się nie łączyć obrazów, które podsuwa mu wyobraźnia.Wkońcu Insch się wyprostował.Oczy mu błysnęły.- Przyszpilimy gnoja za jaja do ściany.67-Ale ten uraz głowy… Może mała po prostu upadła, pechowo uderzyłagłową…•Nadal możemy go dorwać za ukrywanie zgonu, pozbycie się zwłok,próbę wprowadzenia organów ścigania w błąd, może nawet morderstwo.Wystarczy przekonać sąd, że ją popchnął.•Łykną to?Insch wzruszył ramionami i z podejrzliwą miną napił się kawy-z mlekiem i podwójnym cukrem.-Nie, ale warto spróbować.Jest tylko jeden szkopuł: brak śladów pobytu małej u Chalmersa w mieszkaniu.W dodatku od wieków nikt tam niesprzątał, sypialnia wyglądała jak przysłowiowy chlew.Chalmers twierdzi, że nie zna dziewczynki.Nigdy nie widział jej na oczy.- A to niespodzianka.Co mówi Sandy-Wąż?Insch z rozeźloną miną obejrzał się na drzwi pokoju przesłuchań.•To samo, co zawsze, łachudra.- Otarł czoło z potu.- Nie mamydowodów.•A paragon?-Poszlaka, nic więcej.Twierdzi, że ktoś inny mógł upchnąć zwłoki wworku już po tym, jak śmieci zniknęły z mieszkania Chalmersa.I maskurczybyk rację.- Insch westchnął.- Jeżeli nie znajdziemy mocnych dowodów łączących Chalmersa z dziewczynką, będzie po zawodach; Sandy—Wąż rozszarpie nas na strzępy.A i tak najpierw prokurator musiałby zaryzykować i pchnąć sprawę do sądu, co jest mało prawdopodobne, dopóki nie mamy konkretów… - Podniósł wzrok znad kawy.- Nie spodziewam się,żeby zostawił odciski palców na przylepcu, co?- Przykro mi.Taśma była wytarta do czysta.Coś tu nie grało.Po co ktoś miałby się mozolić z usuwaniem odciskówpalców z przylepca, a potem pakować zwłoki dziecka do własnej torby ze śmieciami?- Cóż, chyba musimy zignorować kompletny brak dowodów przeciwko Chalmersowi i po prostu go przymknąć.Ale mam złe przeczucia.Tosię nie uda… - Insch zawiesił głos i wzruszył ramionami.- Pocieszam się tylko tym, że zepsujemy humor Sandy’emu: nie pobryluje sobie przed sądem.•Może nowe pogróżki pomogłyby mu przełknąć to rozczarowanie? Inschsię uśmiechnął.•Zobaczę, co się da zrobić.Norman Chalmers został oficjalnie aresztowany i odesłany do celi, gdzie miał oczekiwać na wezwanie do sądu.Sandy Moir-Farquharson68wrócił do kancelarii.Inspektor Insch udał się na próbę kostiumową.Logan i Watson poszli do pubu.Archibald Simpson zaczynał jako bank, dopiero później główną salękasową, przekształcono w bar.Ozdobne rozety na suficie i wysokie gzymsy rozmazywały się w oparach tytoniowego dymu, ale gości bardziej od detali architektonicznych interesowały tanie drinki.Ponieważ pub znajdował się dwie minuty drogi od komendy, cieszył sięogromną popularnością wśród policjantów po służbie.Zebrała się w nirn większość ekipy poszukiwawczej.Cały dzień spędzili na dworze, wulewnym deszczu, przeszukując błotniste brzegi Donu albo rozpytując o Richarda Erskine’a.Dziś szukali zaginionego dziecka, jutro będą szukali trupa.Wszyscy znali statystyki: jeżeli zaginione dziecko nie zostało odna-lezione w ciągu sześciu godzin, najprawdopodobniej było już martwe.Tak jak trzyletni David Reid albo niezidentyfikowana dziewczynka w prosektorium, z ogromną blizną w kształcie litery Y na piersi - a wszystkie jej wnętrzności zostały usunięte, obejrzane, zważone, popakowane do słojów, opisane i skatalogowane jako dowody zbrodni.Przez pierwszą część wieczoru dyskutowali poważnym tonem o martwychi zaginionych dzieciach.Drugą część wypełniło im narzekanie na śledztwo wydziału spraw wewnętrznych w sprawie przecieku informacji do prasy.Zmiana nazwy z „wydział skarg i zażaleń” nie przysporzyła żandarmom popularności.Trzecią-i ostatnią - część spotkania poświęcili na solidne upicie się.Któryś z posterunkowych (Logan nie pamiętał jego nazwiska), zataczając się, przyniósł do stolika następną kolejkę.Osiągnął właśnie to stadium upojenia, w którym wszystko wydaje się niezwykle zabawne, chichotał więc jak wariat, kiedy ćwierć litra piwa wylało się na stół i ściekło na spodnie brodatego policjanta z wydziału kryminalnego.Logan nie miał ochoty wchodzić w rolę opiekuna młodszych kolegów,zabrał więc swój kufel i chwiejnym krokiem ruszył w stronę automatów do gier.Przy jednym z nich skupiła się grupka policjantów w cywilu.Prze-krzykiwali się i dopingowali nawzajem.Wyminął ich bez słowa.Posterunkowa Watson stała samotnie, od niechcenia pstrykając w pulpit jednorękiego bandyty.Światełka w obudowie migały, maszyna piszczała i dźwięczała metalicznie.W jednej ręce trzymała niedopitą butelkębudweisera, drugą co i rusz wciskała guziki automatu.Bębenki wirowały z wizgiem.- Zadowolona? - zapytał Logan.Na ekranie wyświetliły się dwie cytryny i zamek.Nie odwróciła się do niego.69- Brak dowodów, psiakrew!Grzmotnęła w przycisk na obudowie.Wyświetliła się kotwica.•Musimy szukać dalej - powiedział Logan.Napił się piwa.Przyj emneciepło rozlewało mu się ze środka głowy po całym ciele.- W mieszkaniu nasi ludzie nic nie znaleźli…•Nie znaleźliby gówna w kiblu.A paragon?Watson wrzuciła następne dwa funty do szczeliny i uderzeniem pięściwłączyła automat.Logan wzruszył ramionami.Kotwica, cytryna, sztabka złota.Watson skrzywiła się ze złości.- Przecież wszyscy wiemy, że to on! - burknęła, uruchamiając bębenki.-A teraz musimy to udowodnić.Ale gdyby nie pani, w ogóle byśmygo nie aresztowali.- Słowo „aresztowali” sprawiło Loganowi nieco kłopotu, ale Watson chyba niczego nie zauważyła.Szturchnął ją lekko w ramię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]