[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A potem wyskakują z nich ludzie z karabinami i wypytująmnie o prezydenta Stanów Zjednoczonych.Więc im mówię, \e to moimzdaniem miły facet.A oni: Co jeszcze o nim wiem? Powiedziałem, \e słysza-łem w wiadomościach, \e go wywieziono w środku nocy z Madrytu z powo-du jakiegoś zagro\enia terrorystycznego.Ani się nie obejrzałem, jak znala-złem się tutaj i cieszę się, bo widzę Amada i Hectora całych i zdrowych. Był pan w górach razem z prezydentem  oświadczył katego-rycznie Bill Strait. To po naszych górach chodzi prezydent Stanów Zjednoczonych? Gdzie on jest? Przyjechałem szukać Amada i Hectora. Co pan robił z mylarowym kocem?  zapytał lodowato Strait corazbardziej oskar\ycielskim tonem. Szedłem w góry zupełnie sam, w nocy, w deszcz.Musiałem coś zesobą wziąć, \eby się ochronić przed zimnem.Nic innego nie miałem. Pan się chciał ochronić, ale przed satelitami.Miguel wybuchnął śmiechem. Biegam sobie w nocy po lesie, a wy mnie szukacie za pomocą sateli-tów? To bardzo ładnie z waszej strony. Gdzie jest prezydent?  naciskał Strait. Kto jeszcze z nim był?411  Powiedziałem ju\, \e przyjechałem tu szukać Amada i Hectora. Gdzie on jest?Strait zbli\ył twarz do twarzy Miguela i przeszył go wzrokiem. Prezydent? Tak. Znaczy teraz? Tak, teraz.Miguel spowa\niał, popatrzył Billowi Straitowi prosto w oczy i rzekł: Nie mam zielonego pojęcia.1403.30Siedzieli wykończeni na kamienistej ście\ce u podnó\a \lebu, roztrzę-sieni, zdyszani i podrapani, w porozdzieranych ubraniach, ale udało im się.Policzyli się, ka\dy coś powiedział, dzięki czemu upewnili się, \e wszyscy sąprzytomni i przy zdrowych zmysłach.Ka\dy dziękował Bogu, \e wylądowałcały i zdrowy.Krą\ąc wysoko nad ich głowami, śmigłowce nie przestawały prze-czesywać potę\nymi reflektorami najwy\szych szczytów i lasów iglastych nazboczach.Znaczyło to, \e jak na razie siły bezpieczeństwa nie trafiły na ichtrop i nie odkryły szalonej drogi do piekła, którą wybrali uciekinierzy.Prezydent wziął głęboki oddech i popatrzył na Jose. Jesteś wyjątkowym młodzieńcem  powiedział po hiszpańsku.Dziękuję ci w imieniu własnym i moich towarzyszy.Chciałbym móc cięnazywać swoim przyjacielem.To rzekłszy, wyciągnął do niego dłoń.Jose zawahał się przez ułamek sekundy, popatrzył na pozostałych, po-tem z powrotem na prezydenta.Wreszcie nieśmiały i dumny uśmiech wkradłsię na jego oblicze, kiedy wyciągał rękę, aby uścisnąć prezydencką dłoń. Gracias, panie prezydencie.Usted es mi amigo. Popatrzyłna tamtych i skinął głową. You es todos mis amigos.Co znaczyło: Dziękuję, panie prezydencie.Jest pan moim przyjacielem.Wszyscy jesteście moimi przyjaciółmi.412 Prezydent podniósł się raptownie. Którędy teraz idziemy? Tędy.Jose wstał i pokazał głową wąską ście\kę prowadzącą przez wąską ka-mienistą dolinę.W tym momencie chmury rozstąpiły się odrobinę i księ\ycrzucił na okolicę blade światło.Oczom ich ukazał głęboki jar, zbocza iwierzchołki gór przypominające srebrny krajobraz księ\ycowy.Zobaczyli te\\leb, którym zjechali na dno wąwozu, i a\ dech im zaparło, kiedy uprzytom-nili sobie, jaki był przera\ająco stromy, wąski i z jakiej zawrotnej wysokościzsunęli się na sam dół.W ka\dej innej, normalnej sytuacji myśl, \e dorosłyczłowiek, nie mówiąc ju\ o czworgu ludzi, mógł z własnej i nieprzymuszonejwoli puścić się w dół po tej karkołomnej zje\d\alni, musiała się wydać sza-lona, jeśli nie samobójcza.Sytuacja jednak nie była inna ani tym bardziejnormalna.Prezydent spojrzał na Jose. Vammos.Chodzmy  powiedział.Jose skinął głową i poprowadził ich w głąb wąwozu.1415.20Nicholas Marten stał w otwartych drzwiach małej szopy zbudowanej zkamienia i przykrytej blaszanym dachem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl