[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dolegliwości, na jakie skarżyła się Mary Philips, należą do wczesnych objawów tej choroby.Crane nie był jeszcze przekonany.W tej serii wyładowań było coś, co mu się nie podobało.Wrócił do początku wykresu i obrócił taśmę papieru o dziewięćdziesiąt stopni.„Pionowy odczyt” – analiza wykresu EEG od góry do dołu zamiast od lewej strony do prawej – zwykle pozwala lepiej skupić uwagę na fali o określonej częstości zamiast na superpozycji fal tworzących elektromagnetyczny pejzaż mózgu.Powoli przewracał strony.Nagle znieruchomiał.–Do diabła, a co to takiego?Rzucił wykres na biurko i otworzył szufladę.Na szczęście znalazł linijkę.Przyłożył ją do wykresu i od razu poczuł na karku dziwny dreszcz.Powoli wyprostował się na krześle.–Więc to to – mruknął.Hipoteza ta wydawała się zupełnie nieprawdopodobna, ale miał przed sobą niepodważalne dowody.Iglice theta nie były konsekwencją nieregularnego wzrostu i spadku normalnej aktywności mózgu.Nie miały też losowego przebiegu, jak zwykle w wypadku jakiejś fizycznej patologii.Postępowały regularnie, ściśle okresowo, co wydało się całkowicie niezrozumiałe.Crane odłożył na bok wyniki badań Mary Philips i sięgnął po pierwszą teczkę ze sterty, jaką zostawiła na biurku laborantka.Po chwili patrzył na wyniki badań mężczyzny, który przeżył niewielki udar – w mózgu pacjenta również była obecna zdumiewająco regularna seria iglic.Przejrzenie wyników pozostałych pacjentów zajęło mu kwadrans.Ci chorzy skarżyli się na różne dolegliwości, od bezsenności, przez arytmię i nudności do manii, ale wszyscy mieli taką samą serię iglic w falach theta, których niezwykła regularność była całkowicie obca naturze.Crane odsunął stertę wyników na bok.Ogarnęło go dziwne poczucie nierzeczywistości.Wreszcie – po tylu wysiłkach – znalazł objaw wspólny dla wszystkich chorych.Choroba miała charakter neurologiczny.W mózgu zdrowego, dorosłego człowieka fale theta nie występują – wykres jest płaski.Nawet gdy fale się pojawiają, nigdy nie występują w postaci serii iglic o precyzyjnie określonej częstotliwości.Natrafił na coś zupełnie nieznanego medycynie.Crane wstał i podszedł do telefonu.Gorączkowo myślał o swoim odkryciu.Musiał skonsultować się z Bishop, i to natychmiast.Te wszystkie różnorodne objawy można było łatwo zrozumieć, przyjmując, że mają do czynienia z chorobą autonomicznego układu nerwowego.Był głupcem, że nie wpadł na to wcześniej.Jak jednak rozchodziła się ta choroba? Równoczesne wystąpienie choroby neurologicznej u tak dużej grupy pacjentów było czymś zupełnie nieprawdopodobnym…Chyba że…–Jezu – westchnął.Szybko, niemal gorączkowo sięgnął po kalkulator.Błyskawicznie naciskał guziki, spoglądając co chwila na wykres.Skończył i z niedowierzaniem popatrzył na wynik.–To niemożliwe – szepnął.Nagle zadzwonił telefon.W ciszy gabinetu dzwonek zabrzmiał przeraźliwie głośno.Zerwał się z krzesła i podniósł słuchawkę.–Crane.–Peter? – usłyszał głos Ashera.W komorze wypełnionej tlenem pod wysokim ciśnieniem jego głos brzmiał cienko i wysoko.–Asher! – wykrzyknął Crane.– Odkryłem wspólny czynnik! Boże, to zupełnie niewiarygodne…–Peter! – przerwał mu Asher.– Musisz natychmiast przyjść do komory.Rzuć wszystko i chodź tutaj.–Ale…–Udało się nam.Crane zamilkł.Potrzebował kilku sekund, żeby przestawić się i zacząć myśleć o czymś innym.–Odczytaliście wiadomość?–Nie wiadomość, a wiadomości.Mam je wszystkie na dysku laptopa.– Głos Ashera był nie tylko niezwykle wysoki, lecz także słychać w nim było desperację.– Musisz tu natychmiast przyjść.Natychmiast.Jest konieczne, absolutnie koniecznie, żebyśmy nie…Rozległ się trzask i połączenie zostało przerwane.–Halo? – krzyknął Crane do słuchawki.– Doktorze Asher? Halo?Cisza.Crane zmarszczył brwi i odwiesił słuchawkę.Spojrzał na stertę wykresów na biurku.Obrócił się na pięcie i wyszedł na korytarz.35Niecałe pięć godzin wcześniej, gdy Crane był po raz ostatni na siódmym poziomie, jak zwykle wszędzie kręcili się pracownicy, ale sytuacja była całkowicie normalna.Teraz, gdy wyszedł z windy, znalazł się w centrum chaosu.Słychać było syreny alarmowe, ludzie krzyczeli i płakali, przez korytarz biegli żołnierze, technicy i uczeni.W atmosferze czuć było panikę.Crane zatrzymał pracownika zespołu porządkowego ubranego w obowiązkowy pomarańczowy kombinezon.–Co się dzieje? – spytał.–Pożar! – odpowiedział tamten, z trudem łapiąc oddech.Crane nagle poczuł strach.Jako podwodniak, dobrze wiedział, jak groźny jest pożar pod wodą.–Gdzie?–W komorze hiperbarycznej! – wykrzyknął robotnik, uwolnił się od Crane’a i odbiegł.Crane zaniepokoił się jeszcze bardziej.Każdy pożar był groźny, ale pożar w pomieszczeniu wypełnionym tlenem… Asher…Crane bez dalszego namysłu wyskoczył z windy i popędził korytarzem.W ślepym korytarzu, gdzie mieściły się pomieszczenia komory hiperbarycznej, działała już ekipa ratunkowa.Gdy Crane przepychał się przez tłum, poczuł smród dymu.–Jestem lekarzem! – krzyknął.Przecisnął się do sterowni komory hiperbarycznej.W niewielkim pokoiku stało kilku funkcjonariuszy ochrony.Przy konsoli siedział Hopkins, młody technik medyczny.Za nim stał komandor porucznik Korolis.Zerknął na zbliżającego się Crane’a, po czym znowu skupił uwagę na Hopkinsie.–Co się stało? – Crane spytał Hopkinsa.–Nie wiem.– Z czoła technika lał się pot.Błyskawicznie wykonywał jakieś operacje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]