[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Która jest godzina? Sześć po szóstej?Lee spojrzała na zegarek i zrobiła zdziwioną minę.— Dokładnie.— Jak to wyglądało z tobą, Jake? — zapytałem, odwracając się doJacoba Marka.— Po mnie przyszli wcześniej.Jestem tu od południa.Patrzyłem, jakśpisz.— Była jakaś wiadomość od Petera?— Nie.— Przykro mi.— Wiesz, że chrapiesz?— Nafaszerowali mnie środkiem usypiającym dla goryli.Z cholernejstrzałki.— Żartujesz.Pokazałem mu krwawą plamę na spodniach, a potem tę naramieniu.— To chore — mruknął.— Byłeś w pracy?Jake pokiwał głową.— Dyspozytor wezwał mój radiowóz do bazy.Już na mnie czekali.— Czy ludzie z twojego komisariatu wiedzą, gdzie jesteś?— Niekoniecznie — odparł.— Ale wiedzą, kto mnie zabrał.— To już coś.— Nie za bardzo.Na posterunku nic dla mnie nie zrobią.Kiedyprzychodzą po ciebie ci faceci, jesteś nagle napiętnowany.Jakbyśpopełnił jakieś przestępstwo.Czułem, jak ludzie zaczęli się ode mnieodsuwać.— Zupełnie jak wtedy, kiedy składa ci wizytę wydział wewnętrzny— powiedziała Lee.— Dlaczego nie ma tutaj Docherty'ego? — zapytałem ją.— Wie mniej ode mnie.W gruncie rzeczy wychodził z siebie, żebywiedzieć mniej ode mnie.Nie zauważyłeś tego? To stary wyga.— Jest twoim partnerem.— Dzisiaj jest.Ale w przyszłym tygodniu zapomni, że w ogóle miałjakiegoś partnera.Wiesz, jak to jest.— Mają tu tylko trzy cele — powiedział Jake.— Może Docherty jestgdzie indziej.— Czy ci faceci już z wami rozmawiali? — zapytałem.Oboje potrząsnęli głowami.— Niepokoicie się?Oboje pokiwali głowami.— A ty? — zapytała Lee.— Spałem dobrze — odparłem.— Ale to chyba głównie dziękiśrodkom usypiającym.* * *O wpół do siódmej przynieśli nam jedzenie.Kanapki z delikatesóww plastikowych pojemnikach, które przesunęli między prętami.Plusbutelki z wodą.Wypiłem od razu swoją i napełniłem ją wodą z kranu.Moja kanapka była z salami i z serem.Najwspanialszy posiłek, jakikiedykolwiek jadłem.O siódmej zabrali Jacoba Marka na przesłuchanie.Bez kajdanek.Bezłańcuchów.Theresa Lee i ja siedzieliśmy na naszych pryczach,oddzieleni kratami, osiem stóp od siebie.Niewiele się odzywaliśmy.Leesprawiała wrażenie przybitej.— Straciłam kilku dobrych przyjaciół,kiedy runęły wieże — rzekła w pewnym momencie.— Nie tylkogliniarzy.Również strażaków.Ludzi, z którymi pracowałam.Którychznałam od lat.— Powiedziała to tak, jakby ten fakt mógł ją oddzielić od całegoszaleństwa, które wydarzyło się później.Nic na to nie odpowiedziałem.Przez większość czasu odtwarzałem w pamięci rozmowy.Rozmawiałoze mną sporo ludzi.Całymi godzinami.John Sansom, Lila Hoth, faceci zsąsiedniego pokoju.Sprawdzałem w myślach to, co wszyscy mówili, wten sam sposób, w jaki stolarz przesuwa dłonią po desce, szukającszorstkich miejsc.Trochę ich było.Przypominałem sobie dziwneniedopowiedziane komentarze, zagadkowe niuanse, drobne odbiegająceod normy implikacje.Nie wiedziałem, co mogły znaczyć.Wtedy jeszczenie.Ale samo ich istnienie było znaczące.* * *O wpół do ósmej przyprowadzili z powrotem Jacoba Marka i zabraliTheresę Lee.Bez kajdanek.Bez łańcuchów.Jake usiadł zeskrzyżowanymi nogami na swoim łóżku, plecami do kamery.Posłałemmu pytające spojrzenie.Wzruszył ledwo dostrzegalnie ramionami iprzewrócił oczyma, a potem położył ręce na kolanach, poza zasięgiemkamery i wyprostował kciuk i palec wskazujący tak, że przypominałypistolet.Poklepał się po udzie i spojrzał na moje.Pokiwałem głową.Pistolet ze środkiem usypiającym.Wsadził dwa palce między kolana iwystawił jeden z lewej strony.Znowu pokiwałem głową.Dwaj faceci zastołem i trzeci po lewej z pistoletem.Prawdopodobnie w progutrzeciego pokoju.Na straży.Podniosłem dłonie do skroni ipomasowałem je.— Gdzie są nasze buty? — zapytałem bezgłośnie, trzymając nadalręce przy twarzy.— Nie wiem — odpowiedział w ten sam sposób Jake.Potem siedzieliśmy w milczeniu.Nie wiem, o czym myślał Jake.Pewnie o swojej siostrze.Albo o Peterze.Ja myślałem o stojącym przedemną wyborem.Są zawsze dwa sposoby, żeby z czymś walczyć.Odśrodka albo z zewnątrz.Ja jestem facetem, który działa z zewnątrz.Zawsze taki byłem.O ósmej przyprowadzili z powrotem Theresę Lee i znowu zabralimnie na przesłuchanie.45Bez kajdanek.Bez łańcuchów.Najwyraźniej uznali, że boję siępistoletu ze środkiem usypiającym.Co było do pewnego stopniaprawdą.Nie dlatego, że boję się małych kłutych ran.I nie dlatego, żemam coś przeciwko spaniu jako takiemu.Lubię pospać jak każdy.Niechciałem po prostu tracić więcej czasu.Nie stać mnie było nazmarnotrawienie kolejnych ośmiu godzin.Federalni byli rozlokowani dokładnie tak, jak to pokazał JacobMark.Główny facet siedział już na środkowym krześle.Facet, któryzałożył mi rano łańcuchy, był tym, który mnie tam teraz wprowadził.Zostawił mnie pośrodku pokoju i zajął miejsce za stołem po prawicygłównego faceta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl