[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Aaaahhuuuu. Jezu Chryste! wrzasnął D'Agosta, odskoczył do tyłu, upuściłlatarkę i sięgnął po służbową broń, glocka 19.Stwór nagle przyspieszył, przedarł się z trzaskiem przez gąszcz irzucił się na porucznika.Ten podniósł broń, ale w tej samej chwili po-czuł ogłuszające uderzenie w głowę, usłyszał brzęczenie i wszystkoznikło.34.Monica Hatto gwałtownie otworzyła oczy, wyprostowała się zabiurkiem, ściągnęła do tyłu ramiona i przybrała uważny wyraz twarzy.Rozejrzała się nerwowo.Duży zegar na pokrytej kafelkami ścianienaprzeciwko wskazywał wpół do dziesiątej.Poprzednia nocna recep-cjonistka w aneksie kostnicy wyleciała za spanie w pracy.Monica po-prawiła papiery na biurku, rozejrzała się ponownie i trochę się odpręży-ła.Fluorescencyjne świetlówki jak zwykle zalewały zimnym blaskiemkafelki ściany i podłogę, powietrze jak zwykle cuchnęło chemikaliami.Wszędzie panowała cisza.Ale coś ją obudziło.Hatto wstała i przesunęła rękami po bokach, wygładzając uniformna obfitym biuście, starając się wyglądać przytomnie, schludnie i przy-zwoicie.Nie mogła sobie pozwolić na utratę tej pracy.Płacili dobrze ico więcej, zapewniali świadczenia zdrowotne.Gdzieś na górze rozległ się stłumiony hałas, jakieś zamieszanie.Pewnie wiozą następnego sztywniaka.Hatto uśmiechnęła się do siebiez dumą, że coraz lepiej włada tutejszym żargonem.Wyjęła z torebkilusterko do makijażu, poprawiła usta, kilkoma wprawnymi ruchamiprzygładziła włosy i sprawdziła, czy nos jej się nie błyszczy.Usłyszała drugi dzwięk, słabe bum zamykanych drzwi windy.Jeszcze jeden rzut oka, kropelka perfum i lusterko powędrowało z po-wrotem do torebki, torebka z powrotem na oparcie krzesła, papieryznowu zasłały biurko.206Teraz dotarł do niej odgłos kroków, nie od strony wind, ale z klatkischodowej.Dziwne.Kroki zbliżały się szybko.Potem drzwi klatki schodowej rozwarłysię z trzaskiem i na korytarz wybiegła kobieta w czarnej koktajlowejsukience, z rozwianymi miedzianymi włosami, w pantoflach na wyso-kich obcasach.Hatto tak się zdumiała, że nie wiedziała, co powiedzieć.Kobieta zatrzymała się na środku aneksu.W upiornym świetle ja-rzeniówek jej twarz wydawała się szara. Czym mogę służyć.? zaczęła Hatto. Gdzie to jest? wrzasnęła kobieta. Chcę to zobaczyć! MonicaHatto wytrzeszczyła oczy. To? Ciało mojego męża! Williama Smithbacka!Hatto cofnęła się przerażona.Ta kobieta oszalała.Zalana łzami cze-kała na odpowiedz.Rozległ się łoskot windy powoli jadącej do góry. Nazwisko Smithback! Gdzie to jest?Z interkomu na biurku nagle dobiegł podniesiony głos: Naruszenie bezpieczeństwa! Mamy naruszenie bezpieczeństwa!Hatto, słyszysz?Głos wytrącił Monice z odrętwienia.Nacisnęła guzik. Jest.Głos z interkomu ją zagłuszył. Jakaś wariatka idzie do ciebie! Może być niebezpieczna! Niezbliżaj się do niej! Ochrona jest w drodze! Ona już. Smithback! krzyknęła kobieta. Ten dziennikarz, który zostałzamordowany!Monica odruchowo obejrzała się na Kostnicę 2, gdzie pracowanonad zwłokami słynnego reportera.To była duża sprawa, z telefonem odkomendanta policji i artykułami na pierwszych stronach gazet.207Kobieta popędziła do drzwi Kostnicy 2, które nocna ekipa sprząta-czek zostawiła otwarte.Hatto za pózno się zorientowała, że powinna jebyła zamknąć na klucz. Chwileczkę, tam nie wolno wchodzić.!Kobieta zniknęła za drzwiami.Hatto stała jak wrośnięta w podłogę,sparaliżowana strachem.Podręcznik pracownika nie podawał, co nale-ży zrobić w takiej sytuacji.Ding! Drzwi windy rozsunęły się ze skrzypieniem.Dwaj korpulent-ni, zasapani ochroniarze wytoczyli się do aneksu. Hej wy dyszał jeden gdzie ona jest.?Hatto bez słowa wskazała Kostnicę 2.Dwaj ochroniarze stali przez chwilę i próbowali złapać oddech.Zkostnicy dobiegł trzask, brzęk stali, przerazliwy zgrzyt wysuwanej me-talowej szuflady.Odgłos rozdzierania, a potem krzyk. O Jezu jęknął drugi ochroniarz.Ruszyli się wreszcie i ciężko poczłapali przez aneks w stronę otwar-tych drzwi Kostnicy 2.Hatto poszła za nimi na uginających się nogach,pchana niezdrową ciekawością.Ujrzała scenę, której miała nie zapomnieć do końca życia.Kobietastała na środku pomieszczenia i wyglądała jak czarownica: rozwianewłosy, wyszczerzone zęby, błyskające oczy.Za sobą miała wysuniętąszufladę na zwłoki.Potrząsała workiem na ciało trzymanym w jednejręce, pustym i zakrwawionym; w drugim ręku ściskała coś, co wyglą-dało jak mały pęczek piór. Gdzie jest ciało? wrzeszczała. Gdzie jest ciało mojego męża?I kto to tutaj włożył?35.D'Agosta zaparkował radiowóz pod portykiem rezydencji 891 przyRiverside Drive, wysiadł i załomotał do ciężkich drewnianych drzwi.Po trzydziestu sekundach otworzył mu Proctor, przyglądał mu się przezchwilę w milczeniu, po czym usunął się na bok. Znajdzie go pan w bibliotece mruknął.D'Agosta chwiejnie przeszedł przez refektarz i salę recepcyjną dobiblioteki, przez cały czas przyciskając mocno opatrunek do rozciętejgłowy.Zastał Pendergasta oraz dziwacznego starego archiwistę nazwi-skiem Wren w skórzanych fotelach z wysokimi oparciami przed ko-minkiem, w którym płonął ogień.Pomiędzy nimi stał stolik dzwigającystosy papierów i butelkę porto. Vincent! Pendergast wstał pospiesznie i podszedł. Co się sta-ło? Proctor, ten człowiek potrzebuje krzesła. Sam sobie znajdę krzesło, dziękuję. D'Agosta usiadł, ostrożnieobmacując głowę.Krwawienie wreszcie ustało. Miałem mały wypa-dek w Ville wyznał zniżonym głosem.Sam nie wiedział, co go bardziej złości: myśl o tych zarżniętychzwierzętach czy świadomość, że pozwolił się załatwić jakiemuś pijacz-kowi.Przynajmniej miał nadzieję, że to był pijak.Na razie nie chciałbrać pod uwagę innej możliwości.Pendergast schylił się, żeby obejrzeć skaleczenie, ale D'Agosta goodsunął. To tylko zadrapanie.Głowa zawsze krwawi jak zarzynana świnia.209 Mogę ci zaproponować coś do picia? Porto? Piwo.Bud light, jeśli masz.Proctor wyszedł z pokoju.Wren dalej siedział w fotelu, jakby nic niezwykłego się nie stało.Ostrzył ołówek małym scyzorykiem; obejrzał koniuszek, dmuchnął naniego, zacisnął usta, podostrzył jeszcze trochę.Wkrótce na srebrnej tacy wjechała oszroniona puszka i schłodzonaszklanka.Ignorując szklankę, D'Agosta chwycił puszkę i pociągnąłdługi łyk. Tego mi było potrzeba oświadczył i łyknął ponownie.Pender-gast wrócił do swojego fotela. Drogi Vincencie, zamieniamy się w słuch.D'Agosta opowiedział o przesłuchaniu staruszki na Indian Road iwypadkach, które nastąpiły potem.Nie wspomniał, że powodowanywściekłością o mało nie wszedł do Ville w pojedynkę czego nigdy bynie zrobił, gdyby się najpierw zastanowił.Pendergast słuchał uważnie.Vincent przemilczał również to, że stracił w napadzie telefon komór-kowy i pager.Kiedy skończył, cisza zapadła w bibliotece.Ogień huczałi trzaskał.Wreszcie Pendergast się poruszył. A ten.ten człowiek? Mówisz, że poruszał się chwiejnie? Tak. I był pokryty krwią? W każdym razie tak wyglądał w świetle księżyca.Pendergast milczał przez chwilę. Czy przypominał osobę, którą widzieliśmy na taśmie z ochrony? Tak, przypominał.Następna pauza, tym razem dłuższa. Czy to był Colin Fearing? Nie.Tak. D'Agosta pokręcił obolałą głową. Sam nie wiem.Nie widziałem za dobrze twarzy.210Pendergast długo milczał i na jego gładkim czole pojawiły się lekkiezmarszczki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]