[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przysłał już ze sześćdziesiąt tysięcy.Wdrobnych kwotach.Cały bank ma ubaw.A co, słyszałaś już o tym? - Jeszcze nie, ale mam nadzieję usłyszeć.Czekaj, zaraz do ciebie przyjeżdżam.Popędziłam do niej czym prędzej i dowiedziałam się całej historii ze szczegółami.Sprawa przedstawiała się następująco: Przed paroma miesiącami sekretarka prezesa Narodowego Banku Polskiego pokwitowała odbiór poleconej przesyłki i razem z resztą korespondencji zaniosła ją swojemu szefowi.Prezes był zajęty.Nie przerywając rozmowy telefonicznej, spojrzał na sekretarkę i gestem polecił jej przejrzeć wszystko samej.Sekretarka zabrała listy z powrotem do siebie, przejrzała, zrobiła kilka notatek, wreszcie na końcu otworzyła dużą, szarą, porządnie zaklejoną kopertę.Wewnątrz znajdowało się 2400 dolarów gotówką w stu-i pięć-dziesięciodolarowych banknotach, oraz kartka pochodząca z marginesu gazety, z napisem: "Na skarb państwa".Napis był wykonany długopisem, drukowanymi literami, najwyraźniej w świecie rysowanymi nie odręcznie, a przy linijce.Sekretarka odwróciła kopertę i spojrzała na adres nadawcy.Stanisław Wiśniewski, zamieszkały w Warszawie przy ulicy Olkuskiej 86.Ulicy Olkuskiej nie znała i numer nie obudził w niej żadnych podejrzeń, ale i tak poczuła się troszeczkę zaskoczona przesyłką.Nie co dzień obywatele kraju dostarczają skarbowi państwa w prezencie dolary żywą gotówką.Przez chwilę przyglądała się w zadumie banknotom i kopercie, po czym znów udała się do szefa.- Jakiś patriota- powiedział prezes bez wielkiego wrażenia.- Niech pani prześle z notatką do wydziału dewizowego.Sekretarka spełniła polecenie.W wydziale dewizowym zaksięgowano sumę jako dar obywatela Wiśniewskiego i odesłano do skarbca.Sekretarkę wicedyrektora tegoż wydziału tajemniczy osobnik, tak hojny dla ojczyzny, zaciekawił tylko przelotnie.Następna duża, szara koperta przyszła w miesiąc później.Była większa niż poprzednia, znacznie bardziej wypchana i zawierała sumę sześciu tysięcy dolarów w różnych banknotach, od jednego do stu.Otworzył ją sam prezes, który przyjrzał się przesyłce i wezwał sekretarkę.- Zdaje się, że już mieliśmy coś takiego - powiedział.- Nie przypomina sobie pani, czy to ten sam? - Ten sam - odparła sekretarka, zajrzawszy do dokumentów.- Stanisław Wiśniewski, zamieszkały na Olkuskiej.Kto to taki? - Nie mam pojęcia.Niech pani prześle do wydziału finansowego z uwagą, żeby sprawdzili, czy nie fałszywe.Może on je produkuje? Dolary okazały się najprawdziwsze w świecie.Suma wielkością nie wywołała wstrząsu wśród pracowników NBP, przyzwyczajonych do dużych liczb, żadna sensacja zatem nie wybuchła.Kopertę wyrzucono, tak samo jak poprzednią.W dwa tygodnie później tajemniczy Wiśniewski przysłał dwa tysiące, tym razem drobnymi.Zapisany drukowanymi literami margines niesprecyzowanej gazety znów informował o przeznaczeniu dóbr na skarb państwa.Kiedy w odstępie kilku dni przyszły jeszcze trzy przesyłki, zawierające razem 7200 dolarów, sekretarka wicedyrektora wydziału dewizowego poczuła się nieco zaintrygowana.Dwie ostatnie koperty wraz z marginesami gazety na wszelki wypadek schowała i zadzwoniła do sekretarki prezesa, która była jej przyjaciółką.- Słuchaj, co z tym Wiśniewskim od dolarów? - spytała ciekawie.- Kto to jest? - Nie mam zielonego pojęcia.Pewnie szaleniec.- A co minister na to?- Nic.Mówi, że chyba jakiś patriota.Ale moim zdaniem patriota wymieniłby je po urzędowym kursie na złote polskie, a nie dawał w prezencie.Uważam, że raczej bogaty obłąkaniec.- Żeby chociaż pisał, że na Zamek, to jeszcze można by zrozumieć.Ale tak zwyczajnie, na skarb państwa i już? - Moja droga, ja sama się dziwię.Kilka tygodni był spokój, po czym Wiśniewski popadł w szaleństwo.Prawie codziennie albo co drugi dzień przychodziły szare, wypchane koperty, zawierające gotówkę w obcej walucie.Całość wzbogacających skarb państwa podarunków przekroczyła 50 tysięcy dolarów.Darowizny na rzecz państwa nie stanowią tajemnicy urzędowej, wszyscy pracownicy NBP zdradzili zatem swoim najbliższym szczegóły dziwnej postawy szlachetnego Wiśniewskiego.Najbliżsi, mniej otrzaskani z sumami idącymi w dziesiątki tysięcy dolarów, poczuli-się zaintrygowani i wzruszeni i puścili rzecz dalej.Wzruszyło się więcej osób, nikt jednakże nie umiał znaleźć rozsądnego wytłumaczenia.Wiśniewski po szaleńczym zrywie niejako usystematyzował swoją działalność, przysyłając pieniądze regularnie co dwa tygodnie.Trwało to jakiś czas, po czym przycichło.Po tym nadeszło 5 tysięcy za jednym zamachem, drobnymi, tym razem ulokowane w pudełku po dwóch kilogramach wafelków w czekoladzie produkcji fabryki "Olza" w Cieszynie.W Cieszynie właśnie mieszkał mój kuzyn, Wiśniewski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]