[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po trze­cie, dziś po­wszech­nie głosi się po­chwałę sil­nej jed­nost­ki.Życie to gra, w której zwy­cięzca bie­rze wszyst­ko.Tak jak w te­le­wi­zyj­nych te­le­tur­nie­jach.Z tego punk­tu wi­dze­nia związko­wa so­li­dar­ność jest dla po­stron­ne­go ob­ser­wa­to­ra aber­racją albo oszu­stwem.Zasłoną dymną, za którą kryją się in­te­re­sy paru chci­wych związko­wych ka­cyków.Bo prze­cież ona nie może być na se­rio.I po czwar­te, związkow­cy, z ich języ­kiem i żąda­nia­mi, wy­dają się tacy nie­okrze­sa­ni.Do tego wyglądają go­rzej niż przed­sta­wi­cie­le pra­co­dawców.Dla­te­go ci ostat­ni w różnego ro­dza­ju me­dial­nych dys­ku­sjach mogą po­da­wać się za nie­za­leżnych eks­pertów (to aku­rat zja­wi­sko po­wszech­ne również w Pol­sce), związko­wiec zaś to za­wsze re­pre­zen­tant par­ty­ku­la­ry­zmu.Ni­ko­mu nie przyj­dzie w ogóle do głowy, by trak­to­wać go jako nie­za­leżnego ana­li­ty­ka.Albo inny przykład: przez lata hasło »Co do­bre dla GM, do­bre też dla ame­ry­kańskiej go­spo­dar­ki« było trak­to­wane naj­zu­pełniej se­rio.Wpisz­my do tego zda­nia nazwę którejś z dużych związko­wych cen­tral.No właśnie.Jakoś trud­no to so­bie na­wet wy­obra­zić”.Tyle Chris Dil­low.Niby o ryn­ku bry­tyj­skim, ale mam wrażenie, że i o pol­skim pro­ble­mie ze związka­mi wie­le możemy się od nie­go do­wie­dzieć.Po co właści­wie? A po to, żeby wresz­cie roz­począć rze­czową de­batę na te­mat tego, kie­dy eko­no­micz­ny zdro­wy rozsądek na­ka­zy­wałby jed­nak przy­znać związkow­co­wi trochę ra­cji.Kto z za­sa­dy twier­dzi, że to się w ogóle nie zda­rza, ten nie­ste­ty niewie­le ro­zu­mie z go­spo­dar­ki ryn­ko­wej.Tym­cza­sem do­bre wzor­ce prze­cież ist­nieją.I to nie tak da­le­ko, bo tuż za naszą za­chod­nią gra­nicą, czy­li w Niem­czech.Z pol­skiej per­spek­ty­wy to rzecz nie­wy­obrażalna: kraj, w którym związki za­wo­do­we są potęgą, re­la­cje między pra­cow­ni­ka­mi i fir­ma­mi re­gu­lują układy zbio­ro­we, a mimo to sil­na i bo­ga­ta go­spo­dar­ka roz­wi­ja się z ko­rzyścią dla obu stron.Niem­cy od lat są w czołówce krajów OECD, jeśli cho­dzi o wskaźniki spo­ko­ju społecz­ne­go.Według da­nych zgro­ma­dzo­nych przez koloński In­sty­tut Nie­miec­kiej Go­spo­dar­ki (IW) w ostat­nich 10 la­tach z po­wo­du strajków wy­padło za Odrą za­le­d­wie 5 go­dzin pra­cy w prze­li­cze­niu na tysiąc pra­cow­ników.W USA i Wiel­kiej Bry­ta­nii strajków było w tym cza­sie 6 razy więcej.We Fran­cji i Włoszech związkow­cy prze­ry­wa­li pracę 20 razy częściej, a w Hisz­pa­nii ten wskaźnik był wyższy aż 35 razy.Niem­cy to również je­den z nie­wie­lu krajów OECD, w których często­tli­wość strajków spa­da re­gu­lar­nie od lat 70.Oczy­wiście są wśród krajów roz­wi­niętych i ta­kie, gdzie straj­ku­je się jesz­cze mniej.Należą do nich według da­nych IW Szwaj­ca­ria, Ja­po­nia i… Pol­ska.Hel­we­ci po­sta­wi­li na go­spo­darczą mo­no­kul­turę opie­rającą się na sek­to­rach kla­sy pre­mium, czy­li np.fi­nan­so­wym i far­ma­ceu­tycz­nym, Ja­po­nia ma zupełnie inny mo­del roz­wiązy­wa­nia sporów pra­cow­ni­czych, a w Pol­sce uzwiązko­wie­nie jest na tyle ni­skie (ok.11 proc.), że na­wet gdy strajków jest re­la­tyw­nie dużo, nie mają one wiel­kie­go przełożenia na go­spo­darkę.Za Odrą na­to­miast związki są praw­dziwą potęgą.Nie­miec­kie Zrze­sze­nie Związków Za­wo­do­wych (DGB), czy­li luźna fe­de­ra­cja ośmiu nie­za­leżnych or­ga­ni­za­cji branżowych, od me­ta­lowców, przez po­li­cjantów, po pra­cow­ników sek­to­ra usług i budżetówki, może się po­szczy­cić 6,4 mln członków (co od­po­wia­da pra­wie 25 proc.za­trud­nio­nych) [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl