[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Oni mają swoją robotę, a ja mam swoją.Czy teraz zechce pan ze mną porozmawiać?Olbrzym z rezygnacją pokiwał głową.Ginelli zmusił Treya Heiliga, aby opowiedział mu o wszystkim, co się wydarzyło ubiegłej nocy.W pewnym momencie podszedł do nich jeden ze stanowych gliniarzy, aby sprawdzić, kim jest rozmawiający z Cyganem cywil.Rzucił okiem na legitymację Ginellego, po czym oddalił się szybko.Sprawiał wrażenie poruszonego i odrobinę zmartwionego.Heilig powiedział, że kiedy usłyszał pierwsze strzały, natychmiast wyskoczył z samochodu.Zauważył błyski ognia na wzgórzu i pobiegł w tamtą stronę, zamierzając zajść strzelca z flanki.Jednak w ciemnościach potknął się, uderzył głową o kamień i na chwilę stracił przytomność — gdyby nie to, z pewnością dopadłby tego drania.Na dowód prawdziwości swoich słów pokazał blaknący siniec na lewej skroni — przynajmniej trzydniowy, będący pewnie wynikiem potknięcia się po pijanemu.No dobra, pomyślał Ginelli i odwrócił stronę w swoim notesie.Dosyć tego hokus-pokus, najwyższy czas przejść do rzeczy.— Bardzo dziękuję za pomoc, panie Heilig — powiedział.Jego słowa najwyraźniej udobruchały Cygana.— Przepraszam, że tak na pana naskoczyłem.Ale cała ta sytuacja… sam pan rozumie… — Wzruszył ramionami.— Gliny — powiedziała jego żona, stojąca z tyłu.Wyglądała przez drzwi wozu kempingowego jak stary, zmęczony borsuk ze swojej nory, sprawdzający, ile psów krąży w okolicy i czy są bardzo zajadłe.— Zawsze gliny, dokądkolwiek byśmy pojechali.Ale teraz jest jeszcze gorzej.Ludzie są przerażeni.— Enkelt, mamma — powiedział Heilig, tym razem łagodniejszym tonem.— Chciałbym porozmawiać jeszcze z paroma osobami — oświadczył Ginelli i spojrzał na czystą stronę w swoim notesie.— Z panem Taduzem Lemkem i panią Angeliną Lemke.Gdyby pan zechciał wskazać mi drogę…— Taduza znajdzie pan tam — odparł Heilig i wskazał wóz kempingowy z wizerunkiem jednorożca.Była to bardzo przydatna informacja, oczywiście jeśli była prawdziwa.— Jest już stary i ostatnie wypadki mocno nadszarpnęły jego zdrowie.Sądzę, że śpi teraz w swoim wozie.A Gina to panna, nie pani — dodał.— Mieszka w tamtym samochodzie.Wskazał brudnym palcem małą zieloną toyotę z drewnianą budą z tyłu.— Bardzo dziękuję — powiedział Ginelli, po czym zamknął notes i wsunął go do tylnej kieszeni spodni.Heilig wrócił do środka swojego kampera — i prawdopodobnie również do butelki.Sprawiał wrażenie uspokojonego.Włoch ponownie przeszedł przez wewnętrzny krąg pojazdów, kierując się w stronę wozu dziewczyny.Robiło się coraz ciemniej.Kiedy podchodził do toyoty, serce waliło mu w piersi jak młotem.Wziął głęboki oddech i zapukał do drzwi.Nie usłyszał odpowiedzi.Uniósł dłoń, żeby zapukać jeszcze raz, i w tym momencie drzwi się otworzyły.Wiedział, że dziewczyna jest bardzo ładna, ale mimo to jej uroda go zaskoczyła: ogromne ciemne oczy z tak białymi rogówkami, że wydawały się niebieskawe, czysta oliwkowa cera z lekko różowawym połyskiem.Przez chwilę przyglądał się dłoniom dziewczyny, silnym i poznaczonym węzłami żył.Nie miała lakieru na bardzo krótko przyciętych paznokciach, jak córka farmera.Trzymała w ręku książkę zatytułowaną Socjologia statystyczna.— O co chodzi? — zapytała.— Agent specjalny Stoner, panno Lemke — przedstawił się.— FBI.— O co chodzi? — powtórzyła, ale w jej głosie było tyle samo życia co w automatycznej sekretarce.— Prowadzimy dochodzenie w sprawie strzelaniny, która miała tu miejsce ubiegłej nocy — wyjaśnił Ginelli.— Pan i połowa świata — burknęła.— Prowadźcie sobie to śledztwo, ale jeśli do jutra rana nie wyślę pocztą ćwiczeń z kursu korespondencyjnego, obniżą mi stopnie za spóźnienie.Więc gdyby pan zechciał mi wybaczyć…— Mamy powody przypuszczać, że za tym wszystkim stoi niejaki William Halleck — oświadczył Ginelli.— Czy mówi pani coś to nazwisko?Oczywiście, że mówiło.Jej oczy rozszerzyły się i zapłonął w nich ogień.Ginelli pomyślał, że jest niewiarygodnie piękna, ale był przekonany, że mogła zamordować Franka Spurtona.— Ta świnia! — wybuchnęła.— Han satte sigpa en av stolarna! Han sneglade pa nytt mot hyllorna i vild! Vild!— Mam kilka fotografii mężczyzny, który, jak sądzimy, może być Williamem Halleckiem — powiedział.— Zostały zrobione w Bar Harbor przez jednego z naszych agentów…— To na pewno Halleck! — zawołała dziewczyna.— Ta świnia zabiła moją tante-nyjad, moją prababkę! Ale nie będzie nam już długo zatruwał życia! On… — urwała i zagryzła dolną wargę.Gdyby Ginelli rzeczywiście był agentem FBI, właśnie w tej chwili dałaby mu powód do przeprowadzenia bardzo długiego i szczegółowego przesłuchanie.Udał jednak, że niczego nie zauważył.— Na jednym z tych zdjęć jeden mężczyzna wręcza coś drugiemu, prawdopodobnie pieniądze.Jeśli to Halleck, w takim razie ten drugi jest strzelcem, który ubiegłej nocy złożył wizytę w waszym obozie.Chciałbym, aby pani i pani dziadek obejrzeli te zdjęcia i jeśli to możliwe, dokonali identyfikacji.— To mój prapradziadek — poprawiła go dziewczyna.— Ale teraz chyba śpi.Jest z nim mój brat.Nie chciałabym go budzić.Wydarzenia kilku ostatnich dni bardzo nim wstrząsnęły.— No cóż, myślę, że jakoś sobie z tym poradzimy — odparł Ginelli.— Jeżeli obejrzy pani dokładnie te zdjęcia i sama zidentyfikuje tego mężczyznę jako Hallecka, nie będzie potrzeby fatygować starszego pana Lemke.— Doskonale.Jeśli złapiecie tę świnię, aresztujecie go?— Oczywiście.Mam przy sobie nakaz, który trzeba tylko wypełnić.To ją przekonało i uspokoiło.Ale kiedy wyskoczyła z samochodu, zamiatając obszerną spódnicą i odsłaniając na moment opalone smukłe uda, powiedziała coś, co zmroziło Ginellemu krew w żyłach:— Nie sądzę, aby zostało z niego zbyt dużo do momentu aresztowania.Minęli policjantów, którzy mimo zapadającego zmierzchu wciąż jeszcze wydobywali z ziemi pociski.Potem przeszli obok kilku Cyganów.Dziewczyna ukłoniła się im, a oni odpowiedzieli jej tym samym, ale trzymali się na uboczu.Wiedzieli, że wysoki mężczyzna idący obok Giny jest agentem FBI, i najrozsądniej nie wchodzić mu w drogę.Kiedy wyszli poza obręb obozu i wdrapali się po zboczu na szczyt pagórka, gdzie Włoch zostawił swój samochód, pochłonęły ich wieczorne cienie.— To było dziecinnie proste, Williamie — powiedział Ginelli.— Wszystko szło gładko jak po maśle… ale niby dlaczego nie miałoby tak być? W obozie Cyganów roiło się od glin.Czy facet, który do nich strzelał, wracałby z własnej woli do jaskini lwa? Z pewnością sądzili, że tego nie zrobi… choć to było głupie rozumowanie, Williamie.Spodziewałem się tego po nich wszystkich, lecz nie po tym starym.Skoro przez całe życie uczysz się nienawidzić gliniarzy i nie ufać im, nie możesz nagle zmienić sposobu myślenia i uznać, że policjanci będą chcieli cię chronić przed kimś, kto zamierza cię wykończyć.Tylko że stary akurat wtedy spał.To dobrze.Może uda nam się go załatwić, Williamie.Może się nam uda.◆ ◆ ◆Kiedy dotarli do buicka, Ginelli otworzył drzwiczki od strony kierowcy, a dziewczyna czekała z boku.Ale gdy się pochylił, jedną ręką wyjmując z kabury rewolwer, a drugą odkręcając pokrywkę słoika, poczuł, że nastrój dziewczyny zmienia się gwałtownie: była teraz czujna i ostrożna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]