[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To wszystko, co chciałem wiedzieć.Zadzwoń do pana Williamsa i powiedz mu, żeby natychmiastsię u nas stawił.Powiedz Vincentowi, żeby tu przyszedł z Frankiem.Potem idz do swego pokoju izostań tam.Porozmawiamy pózniej.- Duncan pochylał się nad koniem gładząc go po łbie.Vincentbył głównym stajennym.Frank był opiekunem konia.- Ależ ojcze, nie masz racji - upierał się Ken.- Był tutaj Rob.Nikt niczego nie zaniedbał.Duncan badał oko konia odciągając powiekę.- Rób, co ci powiedziałem.Natychmiast! - rozkazał.- Tak, ojcze - powiedział Ken, kiedy Duncan starał się rozewrzeć zęby konia, aby obejrzeć jegojęzyk.Chłopiec wybiegł ze stajni i wpadł do domu nie mogąc dłużej powstrzymać łez.Duncan nie przychodził do niego przez ponad godzinę.W tym czasie Williams przebadał konia ipobrał próbki krwi.- On nie zdycha - powiedział.- Dostał dużą dawkę środków uspokajających.Jak według ciebie brzmiało nazwisko tego człowieka? - spytał Roba, którego wezwano do boksu.480- Fraser.- A jak wyglądał?- Około trzydziestu lat, przystojny.Niezbyt wysoki.- To dziwne - powiedział Williams.- Dzwonił do mnie jakiś dziennikarz.Powiedział, że jestnowym reporterem Sporting Life".Słyszał pogłoski, że Kestrel ma kontuzję nogi.Wiedział o tym,że Kestrel wygrał oba swe wyścigi i zastanawiał się, jak będzie w Dorchester, czy wróci dowłaściwej formy.Czy będzie wszystko w porządku? - spytał, a ja powiedziałem, że z całąpewnością, bo to niewielka kontuzja.Interesował się rodzajem kuracji.Dziennikarze sportowiczęsto pytają o takie sprawy, więc mu powiedziałem.Mówiłem mu, że jeszcze dzisiaj będę widziałkonia, ale to tylko formalność, bo wszystko jest w porządku.- A więc wiedział, że spodziewamy się wizyty weterynarza - głośno myślał Duncan.- Wiedział też, kiedy mam zamiar do was przyjść.Dziś rano zadzwoniła jakaś kobieta irozmawiała z moją sekretarką.Powiedziała, że w stadninie Smitha mają problemy, właściwie nicpoważnego, i czy mam dziś wyznaczoną wizytę w Fordham Road.Sekretarka oczywiściesprawdziła w kalendarzu moje dzisiejsze wizyty i przekazała jej mój rozkład dnia.Tak, że miał dośćinformacji, aby mógł tu przybyć przede mną.Potem ta rozmówczyni zadzwoniła jeszcze raz iodwołała wezwanie.Założę się, że to nie dzwonił nikt od Smitha.- Moim zdaniem ktoś chciał tylko wywołać krótkotrwałą niedyspozycję konia, zakłócić jegoprogram treningowy w sposób dość dramatyczny.Sądzę, że wstrzyknął mu Etorphinę.Wiesz Rob,co to za specyfik? - zwrócił się z pytaniem do chłopca.481- Nie, panie Williams.- W handlu nosi nazwę soku słoniowego, jak to zapewne dobrze wie twój ojciec.Spojrzał naDuncana, ale on był jeszcze zbyt wstrząśnięty, aby zrozumieć ten żarcik.- Używają tego dousypiania dzikich zwierząt.Trzeba się z tym ostrożnie obchodzić.W małych dawkach może służyćdo pobudzenia aktywności konia, w większych dawkach działa usypiająco.Podanie jeszczewiększej dawki powoduje skutek wręcz odwrotny, konie są tak pobudzone, że gotowe są lezć postropie.Williams podniósł torbę lekarską i wyszedł z boksu.- To dziwna sprawa - powiedział idąc obokDuncana przez podwórze.- Dobrze wiedział, co robi, jeśli oczywiście nie mylę się.To jakby coś wrodzaju ostrzeżenia.Kiedy Duncan wrócił do domu, ujrzał Annette czekającą na niego w kuchni.- Czy zdajesz sobiesprawę z tego, że Ken wciąż siedzi w swym pokoju? - spytała.- Zupełnie o nim zapomniałem - powiedział Duncan.- Mówi, że nie ma z tym nic wspólnego.Czy to prawda?- Zdaje się, że tak.Chłopcy przesunęli sobie godzinę zmiany.- Mam nadzieję, że go przeprosisz.Jest bardzo zmartwiony.- Pogadam z nim.- Duncan poszedł na górę do pokoju Kena.- Przepraszam, brachu, zle tozrozumiałem - powiedział.Chłopiec zmusił się do uśmiechu.- Przypuszczam ojcze, że pomyliły ci się imiona piesków.- Coś w tym guście.- Myślę, że ja też pozwoliłbym temu weterynarzowi wejść, zupełnie tak jak to zrobił Rob.482Wtedy myślałbyś, że to wszystko moja wina, prawda?- No cóż, być może jest to nauczka - powiedział Duncan.- Nauczka dla synów? - spytał Ken.- Czy dla ojców?Azy napłynęły mu do oczu i Duncan wzruszył się.Objął chłopca.- Masz rację, zdobyłeś punktytym razem - powiedział - a trener wysoko to ocenił.Za chwilę Duncan został przywołany do telefonu.- Jak tam konik? - usłyszał znajomy głos.- Posłuchaj no.-zaczął Duncan.- Zrób tylko to, o co prosiłem - usłyszał - a koń będzie mógł w przyszłym roku biegać.Wprzeciwnym razie.- Powiedzmy, że mógłbym poczynić jakieś postępy w rozmowach z Charliem Dawsonem.- Myśli pan, że on zmądrzeje?- Tak.- To wtedy proszę zadzwonić pod numer telefonu, który zaraz podam i zostawić tam wiadomość.Proszę powiedzieć po prostu: Smith wyraża zgodę.Jest to numer agencji zleceń telefonicznych,wktórej nikt nie zna nazwiska klienta, tak że sprawdzenie tego numeru na policji nie ma sensu.Ijeszcze jedno: żadnych nowych sztuczek.Niech Dawson potraktuje to poważnie, bo inaczej konikpadnie.Charlie stał przy oknie spoglądając na drzewa w Hyde Parku.Czuł się jak zaszczute zwierzę -osamotniony, z trudem łapiący oddech, wpadający w lekkie przerażenie.483Była tam cała piątka ze starej grupy z Vercors - wezwana przez Duncana na spotkanie w pewnymmieszkaniu przy Dorchester.Lecz nie był to zjazd przyjaciół.To był punkt zwrotny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]