[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Coraz bardziej kierował spojrze-nie na nią.- Wiemy, dlaczego ja wybuchnąłem.A ty dlaczego?Teke nie zrozumiała.- Zdradziłaś męża raz - powiedział.- Tylko raz.Musiałaś mieć jakiś powód.SR- Miałam - rzuciła schrypniętym głosem, w którym brzmiało ostrzeżenie.Jej związek zGradym nigdy nie był wysublimowany, jak te związki z bogatych przedmieść.Ich więz byłanaga, bez żadnych ozdób.- Siedziałam w tamtym fotelu i przypominałam sobie wszystko, comiędzy nami było, wszystko, co przez tyle lat wypychałam ze swej pamięci.Tak bardzo pró-bowałam cię zapomnieć.Jednak wtedy wszystko było na próżno.Twój list był rzeczywistością.I to wszystko powróciło.Zrozumiałam, że cię pragnę, że pragnę tej namiętności, która nas łą-czyła, i narastała we mnie ta złość.Przyszedł Sam, a ja chciałam dostosować się do jego rado-snego podniecenia.Nie wzięłam pod uwagę, że moje ciało było tak gotowe dla ciebie.Grady nawet nie mrugnął.- Co jest nie w porządku z twoim mężem?- Wszystko jest w porządku.- Więc dlaczego do niego nie zadzwoniłaś?- Nie myślałam o tym, żeby do niego dzwonić.- Dlaczego nie? Mógłby przyjechać do domu.- Był w pracy.Nie mógłby stamtąd wyjść.Ale to nie o to chodzi.Chodzi o to, że ja wogóle nie myślałam.Grady wpatrywał się w Michaela.Po chwili odezwał się głosem pełnym przekonania: -Gdyby w twoim małżeństwie wszystko było dobrze, zadzwoniłabyś do niego.- Było - zaprotestowała.Rozpaczliwie chciała w to wierzyć.- Nie mogło być dobrze, bo w takim razie nigdy byś tego nie zrobiła z Samem.- Jeśli to prawda, to dlaczego Sam to ze mną zrobił? - spytała.- On uwielbia Annie.Mająwspaniałe życie seksualne, wspaniałe małżeństwo.Grady podniósł wzrok.- Nie zdradziłbym cię, gdybyś była moją żoną, ani ty nie zdradzi-łabyś mnie.- Ale nie jestem twoją żoną! - wykrzyknęła w nagłym nawrocie złości.- Uniemożliwiłeśto.Jej złość nie zdusiła żaru, który pojawił się w jego spojrzeniu.- Było nam dobrze, Teke.Jęknęła i przycisnęła dłoń do serca.Złość nie zdusiła też żaru, który w niej narastał.Wy-starczyło najdrobniejsze wspomnienie, by się w niej rozpalił.- Od samego początku wszystko było jak trzeba.Pamiętasz?Przymknęła oczy i skinęła głową.Nagle zaczęła oddychać coraz szybciej, właśnie tak jaktamtej nocy.Miała wtedy piętnaście lat, Grady siedemnaście, i dla niego seks wcale nie był jużnieznanym lądem.Widywali się, kiedy tylko mogli, spotykając się w ciemnych zaułkach Gul-SRlen, początkowo całkiem niewinnie, potem w coraz bardziej sprecyzowanych zamiarach.Gra-dy, którego ciało już od dawna było ciałem mężczyzny, wiedzę w tej dziedzinie zdobywał odnajlepszych w miasteczku, jednak traktował Teke tak, jakby uczył się razem z nią.Gdy ją ca-łował, ujmował jej twarz drżącymi dłońmi, a ich drżenie nie ustępowało, gdy opuszczał je ni-żej, by rozpiąć jej bluzkę.Była nieśmiała, niepewna swego świeżo dojrzałego ciała, jednak pragnęła go, a on byłtak bardzo delikatny.Pamiętała, jak ujął dłońmi jej piersi i jak dziwnie się wtedy poczuła.Nierozumiała, jak to mogło być, że Grady dotyka jej piersi, a ona coś czuje znacznie niżej.On jed-nak rozproszył jej niepokój kilkoma słowami i coraz głębszymi pocałunkami.Sprawił też, żeto, co czuła między nogami, zaczęło nią kierować do tego stopnia, że rozpaczliwie pragnęła po-zbyć się spodni.Ból zaskoczył ją, ale Grady scałował jej łzy, językiem pieścił jej piersi i ciągle pozosta-wał w niej, aż ostre ukłucia zaczęły przechodzić w przyjemne mrowienie.A potem uniosła się znim aż do gwiazd.Odwiedzali się każdej nocy, na przemian przychodzili jedno do drugiego.Mieli przed sobą cały wszechświat do zbadania, i byli zdeterminowani to zrobić, aż Homer Pe-asely wszedł im w drogę.Zakrywając twarz dłońmi, Teke ciężko westchnęła.Tak bardzo kochała Grady'ego.Po-szłaby za nim do więzienia, gdyby jej tylko pozwolił, umarłaby, gdyby w ten sposób mogła muoszczędzić jego losu.Jednak on kazał jej wyjechać i nigdy nie oglądać się za siebie.Kiedy pro-testowała, potraktował ją nawet ostrymi słowami.Odtrącił ją, gdy próbowała się z nim zoba-czyć, nie przyjmował jej listów.Była zraniona, odtrącona, młoda i naiwna.Jaki inny miała wy-bór, jak tylko go posłuchać?- To nie jest uczciwe - rzucała teraz oskarżenie.- Nie jest.- Co on tu, do diabła, robi? - wrzasnął John.Teke gwałtownie rzuciła się do drzwi, a potem równie gwałtownie zawróciła, gdy wy-czuła, że Michael się poruszył.Nic innego się nie liczyło - tylko to.- To tatuś, dziecinko.Mówiłam ci, że tu przyjdzie.Spróbuj się jeszcze raz poruszyć, ko-chanie.Pokaż tacie, że umiesz.- Wynoś się! - rzucił John Grady'emu.Grady podniósł rękę.- Już wychodzę.- To przez ciebie mój syn jest tutaj.Nie chcę cię tu widzieć.SRTeke westchnęła ze smutkiem, gdy nie udało jej się wydobyć z Michaela żadnej reakcji.-To nie była jego wina - mruknęła, ale John natychmiast zaprotestował.- Jechał ulicą w okolicy, w której w ogóle nie powinno go było być.Nie ma w Constanceżadnego interesu.- Owszem, mam.- Głos miał cichy, ale Teke wyczuwała w nim stalowy upór.Kiedy zo-baczyła, że ten sam upór odbija się w jego twarzy, poczuła instynktowny lęk.Wiedziała, doczego ten stalowy upór może prowadzić.- Nie, Grady - ostrzegła.Jednak on wpatrywał się w Johna.- Dziś rano zostałem wynajęty przez niejakiego Char-lesa Harta.Jego matka, która mieszka w starym wiktoriańskim domu przy Chadwell Street, mana podwórku wagon kolejowy i chce go przerobić na domek mieszkalny.Będę mógł w nim zadarmo mieszkać, dopóki nie skończę pracy.John zacisnął wargi.- Naturalnie, Charlie Hart nie wie, że jesteś mordercą.- Proszę mu powiedzieć - zaproponował Grady i odwrócił się do wyjścia.Teke nie mogła uwierzyć, że nie powiedział słowa w swojej obronie.- Grady.- W porządku - wygłosił John - i nie wracaj tutaj.Nie chcemy cię tu widzieć.Twój widokzle działa na moją rodzinę.Policja może nie mieć dowodów, żeby skierować sprawę do sądu,ale jeśli jeszcze raz zobaczę tutaj twoją gębę, postaram się, żeby cię aresztowano, a wtedy wy-stąpię z oskarżeniem z powództwa cywilnego.W tym czasie Grady - taki wysoki i smukły - wyszedł już na korytarz.- Z oskarżeniem o co? - Teke spytała Johna, który patrzył na nią z taką niechęcią, że mo-głaby się czuć zmiażdżona pod jego spojrzeniem, gdyby nie czuła w sobie żarliwego pragnieniaobrony Grady'ego.- O naruszanie porządku publicznego.O dręczenie psychiczne.O wtargnięcie na prywat-ny teren, bo przecież płacimy za ten cholerny szpital tyle, że można oczekiwać, że ta sala bę-dzie traktowana jak prywatny teren.- On ma prawo tutaj być.- Chyba żartujesz.- To mój przyjaciel.John skinął głową.- Ach, tak.Twój przyjaciel.O co tu chodzi, Teke? Teraz, kiedy wiesz,że ja cię już nie dotknę, a Sam się nie ośmieli, tak rozpaczliwie szukasz kogoś nowego?SRPodniosła dłoń tak nieoczekiwanie, że to ona zachwiała się, gdy wymierzyła mu poli-czek.Nigdy w życiu nikogo nie uderzyła.To, co teraz zrobiła, dla niej samej było wstrząsem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]