[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak jak ja.- Moja mama też byłaby dumna. Charlotte wzięła ostatni oddech,próbując zatrzymać umykający zapach.- Na pewno.Ja z pewnością jestem z ciebie dumna. Hillary stanęłapo jej lewej i wsunęła rękę pod ramię Charlotte.Stała prosto i spoglądałaprzed siebie.Charlotte przysunęła swój policzek do jej ramienia, widząc,że Hillary delikatnie drżą wargi.- To może być drugi najlepszy dzień w moim życiu - powiedziała MaryGrace.Stała po prawej stronie Charlotte i mocno trzymała się pannymłodej.- Mój też.- Hillary rozprostowała welon Charlotte, welon Emily, ipocałowała ją w policzek, odsuwając Cleo na bok.- No to wydajmy tędziewczynę za mąż.Muzyka narastała.Pośród mnóstwa białych lampionów i świecCharlotte zobaczyła, jak Tim i David podnoszą się z krzeseł i stają przedklęcznikiem wraz z dumnym, uśmiechniętym Thomasem.Tim spojrzał na nią, stojącą na drugim końcu ścieżki.W przy-tłumionym świetle dojrzała błysk w jego oczach.Czuła promieniewychodzące z jego serca.To on tego dokonał.Od początku do końca.Zadzwonił do Cleo.Zebrałswoją rodzinę i przyjaciół.W ciągu kilku godzin zaplanował izorganizował ślub oraz przyjęcie.Kiedy Tim zadzwonił, Hillary ruszyła do akcji.Pojechała doKirkwood, by namówić Mary Grace i Thomasa na przyjazd. Za nicbyśmy tego nie przegapili" - powiedzieli.Zlub o północy.David skontaktował się z klientem Firmy Rose, który grał w orkiestrzesymfonicznej w Birmingham.On z kolei skrzyknął kwintet smyczkowy -dwóch skrzypków, altowiolistkę i dwóch wiolonczelistów, których wpełni ujęła spontaniczna ceremonia o północy.Smyczki wydobywały ze strun radosne Alleluja, alleluja".Charlotteruszyła do ołtarza i ustawionych w krąg białych krzeseł.Do Tima.Domiłości.Suknia szeleściła wokół jej nóg.Gors w stylu empire obejmowałserce.W oczach zebrały jej się łzy.Obok niej Hillary pociągała nosem iodchrząkiwała, natomiast Mary Grace pozwalała łzom płynąć bezwstydu.- Nigdy bym nie pomyślała.och, mój kochany, słodki Jezu.Nigdybym nie pomyślała, że w wieku dziewięćdziesięciu czterech lat.wyszeptała.- Ja też nie, Mary Grace - powiedziała Hillary cichym, łzawymgłosem.- Ja też nie.Zaś Charlotte nigdy nie wyobrażała sobie, że będzie aż tak szczęśliwa,zadowolona z życia.Pogodziła się już z przeciętnością, z życiem z dnia nadzień.Ale dziś zdała sobie sprawę, że Bóg przygotował dla niej o wielewięcej.Przeszła obok taty i mamy Rose'ów, obok Katherine i dzieci.Obokbraci Tima.Obok męża Hillary, Grega.Kiwnęła Noelii i Tawny, któraprzyjechała tu ze swoim ukochanym.Kiedy doszła do ołtarza, Dixie pojawiła się na końcu pierwszegorzędu i zajęła miejsce głównej druhny i matrony.Biła od niej wielkaradość.Tim wpatrywał się w Charlotte z czułością.Oczy mu błyszczały.Dzwięki strun, porwane przez wiatr, łączyły się z promieniami księżyca.Thomas podniósł Biblię i oparł się na swojej lasce.- Najmilsi bracia i siostry.- Jego głos był silny i czysty.- Zgro-madziliśmy się tutaj z powodu przeznaczenia.Z powodu sukni ślubnej ipotęgi miłości.Sam Jezus czeka na ślub.Ewangelia Mateusza, rozdziałdwudziesty piąty, mówi nam, że o północy rozlegnie się wołanie: Panmłody idzie".A ten ślub jest zapowiedzią owego wielkiego dnia.Nieprzez pomyłkę zgromadziliśmy się tutaj, wokół Charlotte i Tima, opółnocy.Ale nie po to wyciągnęli mnie z łóżka, bym prawił im kazania.-Thomas mrugnął do Charlotte.- Połączmy tych dwojeświętym węzłem małżeńskim.Jak wielką rzecz im Pan uczynił.Cieszę się, że dane mi było tego dożyć.Thomas poprosił, abyTim chwycił rękę swojej narzeczonej.Hillary iMary Grace puściły ją.Pociągając nosami, ucałowały ją w oba policzki iodeszły na swoje miejsca w pierwszym rzędzie.Thomas mówił, że Jezus uczynił swój pierwszy cud na ślubie.Opowiedział historię stuletniej sukni i czterech wyjątkowych panienmłodych.- Zabawna rzecz.- Jego głos brzmiał wyraznie i młodo.- Sukniapasowała na każdą z nich, jakby była dla niej przeznaczona.%7ładen szewnigdy nie był poprawiany.Nie znać na niej zniszczeń.Nigdy nieposzarzała ani nie pożółkła.I mogę powiedzieć w swoim imieniu, żewygląda równie dobrze i modnie na Charlotte, jak siedemdziesiąt czterylata temu na mojej Mary Grace.Jest jak Ewangelia Jezusa.Zawszepasuje.Nie wymaga zmian.Nigdy nie niszczeje i, powiadam wam,zawsze jest w modzie.Czyż nie potrzebujemy jej teraz bardziej niżkiedykolwiek? - Stary kaznodzieja zachichotał.- I znowu się zapędziłem.Głoszę kazanie.Powróćmy zatem do ślubu.Charlotte obróciła się twarzą do Tima.Był przystojny, włosy okalałyjego piękny uśmiech i wydobywały blask jego oczu.W dopasowanymczarnym smokingu wyglądał po królewsku.- Jesteś piękna - wyszeptał, gdy Thomas kazał mu wziąć ją za rękę.- Hej, przystojniaku, jesteś gotowy?- Bardziej niż gotowy.- Tim, czy bierzesz sobie tę kobietę.O wpół do pierwszej, na krawędzi chłodnego sierpniowego poranka,Charlotte Malone powiedziała Tak" miłości i reszcie życia, stając siętym, kim zawsze miała być.Ocaloną.I Rose, czyli różą.PodziękowaniaPoczątkiem tej książki były wpisy na Twitterze.Liczące 140 znaków,albo i mniej, wiadomości, które wysyłały sobie znajome z serwisu.Następnym razem, jak będziesz w mieście, zadzwoń do mnie.Spotkamy się.Hej, ja też chcę jechać.Ja też.No to dalej.Dziesięć wpisów i kilka e-maili pózniej cztery przyjaciółkiwprowadziły słowa w czyn i prysnęły do Tennessee na babski weekend.Tami Heim, Kim Cash Tate, Jennifer Deshler z uroczą córką Jordanoraz ja spędziłyśmy czterdzieści osiem godzin gadając, jedząc i śmiejącsię.Przetrwałam szesnaście godzin w pidżamie - wyczynbezprecedensowy.Ale chyba zdradzam już zbyt wiele.Córka Tami niedawno wyszła za mąż, więc rozmowa popłynęła kuślubom i sukniom ślubnym.Coś ze wspomnień Tami.o jej własnymślubie, o szukaniu idealnej sukni dla córki - przeniosło mnie w światopowieści.Wyłączyłam się z rozmowy i zaczęłam marzyć.A gdyby tak była sobie suknia, w której szły do ślubu cztery różnekobiety.na przestrzeni.stu lat?Kim były te kobiety? Co się z nimi stało? I z suknią? Jak suknia donich trafiła? Dlaczego miały włożyć właśnie tę? Czy zszarzała, zniszczyłasię? Czy pasowała na każdą z nich? Rozmyślałam o tej opowieści przezresztę weekendu.Moja mama, brat, szwagierka i mąż zarzucili mnie pomysłami ientuzjazmem, kiedy po powrocie opowiedziałam im o swoim projekcie.Myślałam, że odłożę go na inny czas, ale tydzień pózniej, stojąc naśrodku supermarketu w piątkowe popołudnie, zadzwoniłam do wydawcyi przedstawiłam swoją propozycję.Dziękuję ci, Ami, że zrozumiałaśmoje serce i zaakceptowałaś pomysł na książkę.Miałam szczęście spędzić weekend z niesamowitymi mistrzyniamipióra Debbie Macomber i Karen Young
[ Pobierz całość w formacie PDF ]