[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak się jednak nie stało.Spadłem z łóżka na kolana i kołysałem się w przódi w tył, czekając, aż łzy wyschną  prędzej czy pózniejzawsze wysychały. Gabe&  Wes chwycił mnie za ramiona. Musiszz kimś porozmawiać.Potrzebujesz pomocy.Pokręciłem głową.Potrzebowałem muzyki.Potrzebowałem& Gitara  wyrzęziłem głosem, który mnie samemuwydał się obcy. Przynieś moją gitarę.Ktoś inny zacząłby mnie wypytywać.Ale nie Wes.Kilka minut pózniej wrócił do pokoju z gitarą w ręku.Nie odezwałem się ani słowem.Usiadłem napodłodze, wziąłem instrument do rąk i zacząłemśpiewać. Chwilę pózniej odzyskałem jasność umysłu i spokój.Muzyka była moją terapią.Ale wyrzuciłem ją ze swojego życia, bo jak wszystkoinne przypominała mi o popełnionych grzechachi wszystkich moich żalach.Z potrzeby gry rodziło sięwe mnie poczucie winy.No bo co miała ona? Nic.Zupełnie nic.Nie zasługiwałem więc na pocieszenie.Po dwóch godzinach gry na gitarze miałem obolałepalce  opuszki nie były już tak twarde, jak kiedyś.Odłożyłem gitarę i utkwiłem wzrok w podłodze.Wes usiadł obok mnie.Obaj gapiliśmy się na ścianę. Gabe. Tak? Opowiedz mi o Ashtonie Hydzie.Zamarłem, a zaraz potem zrobiłem coś, czego, jaksądziłem, nie zrobiłbym nigdy swojemu najlepszemuprzyjacielowi.Okłamałem go, zapewniając: Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Rozdział 15Patrzeć, jak mój najlepszyprzyjaciel stacza się w otchłańpiekielną? Nie tak chciałbymspędzać środowy poranek.Prawdao sięgnięciu dna? Czasami trzebauderzyć głową w ziemię, żebyuświadomić sobie, iż drogaprowadzi nie w dół, ale do góry.Wes M.Saylor Musisz się podpisać, kiedy wchodzisz do budynkui gdy z niego wychodzisz.Zerknęłam na jej identyfikator:  Marta Hall.Powiedziano mi, że w czasie mojego pobytu w PacificNorthwest Group Home pani Hall będzie łącznikiemmiędzy mną a uczelnią. Każdego popołudnia twoja torba będzieprzeszukiwana na wypadek gdybyś chciała wnieśćkamerę. Wskazała dwóch strażników, którzy stali przydrzwiach. A, i będziesz musiała zostawić telefonw recepcji.  Telefon?  spytałam. Dlaczego? Przepisy. Uśmiech zamarł na ustach pani Hall, niesięgając jej niebieskich oczu.Poprzetykane siwizną włosy były niezwykle ciasnospięte z tyłu głowy.Pomyślałam, iż powinna je trochępoluzować, żeby dać twarzy odrobinę wytchnienia.Zadrżałam, bo pani Hall przypominała mojąnauczycielkę z pierwszej klasy, tę samą, przez którą niemiałam przerwy wakacyjnej.Zwietnie. Nasi pensjonariusze potrzebują prywatności, a pozatym jesteś tu, żeby pracować, nie żeby SMS-ować zeswoim chłopakiem.No, dobra. Oczywiście.Pani Hall pociągnęła nosem. Oczywiście nie jest to płatny staż, więc wystarczy,jeśli postarasz się wyrobić odpowiednią liczbę godzintygodniowo.Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem,zamkniesz sprawę przed końcem semestru.Rozpromieniła się.Miała okrągłe okulary w czarnychoprawkach, a gdy się uśmiechała, jej usta zmieniały sięw rozciągniętą do granic możliwości wąską kreskę.Przyjrzawszy się dokładniej, zauważyłam jednak na jejnienaturalnie białych zębach ślady szminki.Może gdybyuśmiechała się częściej, nie byłaby taka zła. Zwietnie. Rozejrzałam się po pokoju.Ośrodekprzypominał miejsce, w którym jako dziecko mieszkałEryk.Nawet pachniał podobnie  ciepłym jedzeniem, kawą i ludzmi.Na początku nienawidziłam tamtegomiejsca, ale z czasem zaczęłam traktować je jak drugidom.Ludzie byli tam mili, no i Eryk czuł się szczęśliwy.Może tu było tak samo. A teraz  pani Hall odchrząknęła i wręczyła mi listękontrolną  przejrzyj wszystkie nazwiska na tej liście.To osoby, które zapisaliśmy na twoje zajęcia muzyczne.Idz tym korytarzem, aż do końca.Podwójne,dwuskrzydłowe drzwi zaprowadzą cię do pokojurekreacyjnego, w którym jest pianino.Baw się dobrze,skarbie.Drżącymi rękami wzięłam podkładkę do pisaniai w pośpiechu policzyłam nazwiska.Dwadzieścia osób.Dwadzieścia osób zapisało się na moje zajęcia.Miałobyć fajnie, no wiecie, miałam uczyć chętnych piosenki,rozdać im instrumenty  takie jak krowie dzwonki  a powszystkim wrócić do akademika.Ale dwadzieścia osób?Będzie dużo trudniej, niż się spodziewałam.Poszłam korytarzem, aż do samego końca,otworzyłam drzwi i przed wejściem do środka wzięłamgłęboki oddech.Powietrze w sali wypełniał zapach czekoladowychciasteczek, co natychmiast mnie uspokoiło.Tak działałona mnie jedzenie  było w nim coś pocieszającego.Ciastka budziły wspomnienia o domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl