[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Położyłem dłoń na piersi. Auć! Uważasz, że jestem nudny? Ależ ja bardzo, ale to bardzo lubię nudę. Tak już lepiej.W chwili, gdy Lisa wstała i nachyliła się do mnie, odstrony drzwi dobiegło nas chrząknięcie.Stał tam Jack,trzymając w górze swój notatnik. Liso? Przepraszam, że przeszkadzam, panie doktorze,ale chyba niechcący zwinąłem jej notatnik.Taki sam kolori w ogóle.Lisa zarumieniła się, szybko jednak chwyciła ze stolikanotatnik i pognała do Jacka. Dzięki. Biorąc od niej notes, spojrzał na mniez zaciekawieniem. Widzimy się więc dzisiaj?Zacisnąłem ręce na blacie. Pewnie pisnęła Lisa. To cześć.Jack zamknął za sobą drzwi.Czekałem, aż Lisa coś powie.Ponieważ jednak się nieodzywała, wyminąłem ją, zamknąłem drzwi na zamek,założyłem ręce na piersi i spytałem: Dzisiaj?Lisa, naśladując mnie, też skrzyżowała ręce. Zazdrosny? Nazwijmy to lekką ciekawością. Albo chorobliwą zazdrością. Ewentualnie ukłuciem zazdrości.Chociaż skoro totylko drobne ukłucie, trudno mówić o prawdziwejzazdrości. Czy dzięki informacji na temat celu naszego spotkaniapoczujesz się lepiej? Zdecydowanie. Chodzi o zadanie domowe. Lisa chwyciła mnie zarękę. Jack wpadnie na kilka minut, byśmy omówilizadanie domowe od pewnego nader seksownegoprofesora. Dopiero teraz robię się zazdrosny.Oby to było o mnie. A jeśli nie? To najwyrazniej nie ubrałem się odpowiednio, by cipokazać, że rzeczywiście cały jestem tak sztywny, jakzawsze podkreślasz.Lisa wybuchnęła śmiechem i stanęła na palcach, bypocałować mnie w podbródek. Coś mi się zdaje, że tamten mój profesor to podagryk. Rzeczywiście seksowny.Lisa pocałowała mnie w usta.Jej język powoli wsunąłsię między moje wargi, niespiesznie i płynnie dotykającmojego.Jęknąłem i pchnąłem ją na drzwi, przytrzymującjej ręce nad głową. A potem? C-c-co? Aapała oddech, podczas gdy ja schodziłempocałunkami w dół jej szyi. Po tym, jak już się spotkacie? Mam może korepetycje u ciebie? Pewnie, że masz. Pocałowałem ją mocniej, czującrozsadzającą mnie namiętność, której musiałem dać upust.Pragnąłem Lisy aż do bólu i cierpiałem z powodukonieczności hamowania się.Wręcz nienawidziłem tego,że tak trzeba.%7łe tak trzeba również ze względu na nią. Mmm. Przejechała językiem po swoich wargach,gdy się odsuwałem. Dobre to było. Leć na zajęcia głos mi się łamał. Zanim rzucę cięna biurko i wykorzystam.Mrugnęła porozumiewawczo. Przynajmniej zapracowałabym na najlepszą ocenę. Zapracowałabyś na więcej niż tylko ta ocena. Wizjajej ciała pod moim prześladowała mnie w myślach.Klnącw duchu, odwróciłem się. Naprawdę musisz już iść.Zobaczymy się wieczorem? O szóstej?Nadal byłem odwrócony plecami, starałem się bowiemukryć nader oczywistą fizyczną reakcję na myśl o niejnagiej na moim biurku. Dobra. Dzięki, panie doktorze powiedziała głosem niskimi zmysłowym.Znowu wyrwało mi się przekleństwo, podczas gdy jejśmiech cichł już poza salą.Rozdział 41LisaDrugi dzień z rzędu gnałam do akademika w radosnychpodskokach.Nic więc dziwnego, że w swoim pokojuznów zastałam Wesa i Gabe a. Oho! Pokręciłam głową. Może powinniście się domnie wprowadzić? A gdzie Kiersten i Saylor? Na pewnowiedzą, jak często do mnie wpadacie? Coś mi się zdaje, żenie byłyby zachwycone tym waszym niańczeniem.Korciło mnie, by wysłać Kiersten lub Saylor esemesa,wiedziałam jednak, że obie żyły w ogromnym stresie, bomiały strasznie napakowane plany, by z wyprzedzeniemukończyć szkołę.Gabe obrzucił mnie tym swoim spojrzeniem, któreświadczyło, że jest ostro wkurzony, a Wes tylko krążył popokoju.Wyglądało to tak, jakby Gabe szykował się doataku, a Wes czuwał, by w razie czego powstrzymać goprzed zrobieniem jakiejś głupoty. Trzydzieści powiedział Gabe, rzucając na stół listyz grozbami. Jak to, do diabła, możliwe, że trzydzieścirazy ci grożono, a ja o tym nie wiedziałem?Czując się z lekka winna, usiadłam obok niego i wbiłamwzrok w rozsypane kartki: różniły się rozmiaramii kolorem, nie znalazłoby się dwóch jednakowych.Wspólnym elementem były groznie wyglądające czarne,drukowane litery. Gabe, dopiero co się ożeniłeś.Nie chciałam zwalać citego wszystkiego na głowę, zważywszy, że ledwie sięoswoiłeś ze śmiercią Księżniczki i świeżo zamieszkałeśz Saylor! A mnie? spytał surowo Wes. Czemu nie mnie?Przewróciłam oczami. Ponieważ uważam, że stresu związanego z wyjściemz raka i grą w zawodowej drużynie futbolowej starczy cido końca życia, nie wspominając już, że też masz żonę.Nie wyglądali na przekonanych.Przeciwnie, im więcej mówiłam, tym większewzburzenie malowało się na ich twarzach. Przepraszam? podsunęłam w końcu. Bo i masz za co przepraszać jęknął Gabe. Jak mamcię chronić, skoro o czymś takim nie wiem? To nie twoja sprawa. Właśnie, że moja oznajmił głośno Gabe. To mojasprawa.Jesteś dla mnie jak rodzina, Liso.Obaj z Wesemnigdzie się stąd nie ruszymy.W ciągu minionego rokunauczyłem się, że nie można brać wszystkiego na siebiei liczyć, że człowieka to nie zabije.Zabije.Wiem cośo tym.Poza tym mamy plan. My? Ja i Wes. A ja? Ty nie masz prawa głosu, bo zachowałaś się jakwyrodne dziecko. Gabe pokręcił głową. Ale myślę, żeci się spodoba. Zamieniam się w słuch.Gabe otoczył mnie ramieniem i westchnął. Na początek pakuj manatki, wyprowadzasz sięz kampusu. A niby dokąd? W ramach programu ochronyświadków? W pewnym sensie. Wes i Gabe wymieniliporozumiewawcze spojrzenia, a tuż potem Gabe zakląłi zabrał rękę. Wiedz, że mnie ta część planu nie bardzo leży, alepewien patafian uważa ją za świetny pomysł ze względu nabezpieczeństwo.Ja jednak przysięgam, Liso, jeśli ciędotknie nieproszony, połamię mu wszystkie palce w tejjego łapie.Wes postawił oczy w słup. Gabe chciał powiedzieć, że gdyby facet okazał się niew pełni dżentelmenem, daj nam znać, a zaraz cię od niegozabierzemy.Biorąc jednak pod uwagę, kim jest jego ojciec pokiwał głową ma prawdopodobnie ochronę lepsząniż my dwaj razem wzięci. Kto? Tristan oznajmili jednocześnie.Uśmiechnęłam się.Gabe jęknął. Zmaż ten uśmiech.Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Lepiej, żebym tego nie żałował, Liso.Poważniemówię! Wycelował we mnie palec i wstał. Spakujrzeczy na tygodniowy pobyt poza akademikiem,a w następny weekend pomożemy ci się ostateczniewyprowadzić.Dzisiaj nie damy rady, bo ja lecę z Saylorz powrotem do Portland na ślub, a Wes ma trening. Okej. Podniosłam się. Rozmawialiście z policją? To w następnej kolejności.Na pierwszym miejscu jesttwoje bezpieczeństwo, wytropienie tego drania przezpolicję na drugim.Tylko uważaj na siebie, nie ruszaj siębez gazu i trzymaj się blisko Tristana.Po moim trzecim czy czwartym uśmiechu Gabe warknął: I nie wyglądaj już na tak cholernie tymuszczęśliwioną. Kocham cię, Gabe. Rzuciłam mu się w ramionai westchnęłam, gdy otulił mnie nimi w ciasnym uścisku. Ja też cię kocham, Liso, ale uważaj na siebie, okej?Nie tylko tak ogólnie, ale i w sprawach serca& Niezniósłbym, gdyby ci pękło. Obiecuję.Pocałowałam go w policzek i podeszłam uściskać teżWesa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]