[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem uniósł dłoń do policzka.- Cholera, dlaczego to zrobiłaś?!- Masz mnie słuchać! Musimy stąd spadać.Proszę, proszę, zabierz mnie stąd.Chodz.27Złapałam go i ciągnęłam, póki się w końcu nie ruszył.Zaczęłam biec, wciąż ciągnąc go zasobą, aż wreszcie on też ruszył biegiem.Rozkręcił się, puścił moją rękę i poleciał przodem natych swoich długich nogach, wymachując łapami.Pięćdziesiąt metrów dalej zatrzymał się izaczekał, a potem pobiegliśmy razem wzdłuż Nabrzeża i przez Most Hungerford.W połowie mostu zwolniliśmy.Sekundę pózniej zatrzymaliśmy się i spojrzeliśmy zasiebie.Wciąż nic się nie stało, zero problemów.- Jem, co się dzieje? O co chodzi?- O nic.Denerwowałeś tych ludzi i tyle.Zaraz ktoś wezwałby policję.To mogła być prawda, nie? Choć wiedziałam, że może nie brzmi najlepiej, liczyłam, żePająk da się nabrać.- Jem, nie ściemniaj.Spójrz na siebie.Wyglądasz jak duch! Jeszcze bledsza niżnormalnie.Jem, co się dzieje& ?Staliśmy tak, patrząc na Tamizę i na miasto, które żyło jak co dzień, i nagle poczułam, żezrobiłam z siebie idiotkę.Słowa tłukące mi się po głowie nie brzmiały prawdziwie nawet dlamnie: numery, daty śmierci, katastrowa& To brzmiało kretyńsko, głupi wymysł.Czyżby mójumysł prowadził ze mną jakąś idiotyczną grę& ?- Pająk, to nic.Dopadł mnie strach, atak paniki.Już w porządku& No, może nie całkiemw porządku, ale lepiej. Próbowałam skierować rozmowę na niego. Przepraszam, że cięuderzyłam. Dotknęłam jego twarzy na parę sekund. Boli?Uśmiechnął się smętnie.- Jeszcze trochę.Nigdy bym nie pomyślał, że umiesz tak przyłożyć. Prychnął i pokręciłgłową. Cholerny Mike Tyson miałby z tobą kłopoty.- Przepraszam powtórzyłam.- Spoko powiedział, wciąż się uśmiechając.I tak właśnie staliśmy, gadając na moście, patrząc na rzekę, kiedy usłyszeliśmy wybuch izobaczyliśmy, jak London Eye rozpada się na kawałki.Rozdział 9Musieliście to widzieć setki razy w telewizji, więc wiecie, co zobaczyliśmy tego dnia:gwałtowny wybuch, latające odłamki, prująca w górę smuga dymu, jedna kabina doszczętniezniszczona, pozostałe uszkodzone i zniekształcone.Ludzie zamarli odwróceni w stronęLondon Eye.Słyszeliśmy wrzaski niosące się nad wodą.Pająk i ja krzyknęliśmy jednocześnie: O Boże! - Tak samo jak pozostali ludzie namoście.Może dla niektórych miała to być modlitwa, dla większości zaś zwykłe słowa, którewypowiada się w szoku.Zastygliśmy na minutę czy dwie, podczas gdy pył opadał i zaczynały wyć syreny.Czułamsię całkiem otępiała.Ledwie zaczęłam mieć wątpliwości co do numerów, ledwie zaświtałanadzieja, ze nie są prawdziwe, ze to tylko głupia gra w mojej głowie, a już okazało się, że towszystko prawda.Numery były prawdziwe znałam przyszłość bliskich i obcych, zawszebędę.Zadrżałam.- Pająk spadamy stąd znów to powtórzyłam.- Chodzmy do domu.Cokolwiek czekało mnie u Karen i tak było lepsze od patrzenia, jak London sprząta ciała.Odwróciłam się, by iść dalej przez most, ale Pająk się nie ruszył.- Chodz powiedziałam.- Idziemy.Wciąż oparty o balustradę, zmierzył mnie wzrokiem, marszcząc brwi.W jego spojrzeniuwidać było kompletną dezorientacje, ale też oskarżenie.Wiedziałam, co będzie.Nie mogłamtego uniknąć.Wciąż patrząc mi w oczy, wyrzucił drżącym głosem:- Wiedziałaś.Wiedziałaś o tym!28Staliśmy kilka metrów od siebie.Jego słowa były na tyle głośne, żeby dotrzeć nie tylko domnie, lecz także do paru osób w pobliżu.Kilka głów szybko się odwróciło, by nam sięprzyjrzeć.- Pająk, zamknij się! - syknęłam.Pokręcił głową.- Nie, nie zamknę się.Ty wiedziałaś.Jem, co się, do cholery, dzieje?Wyprostował się i ruszył w moją stronę.- Nic.Zamknij się!Był już blisko i próbował mnie złapać.Uskoczyłam i ruszyłam biegiem.Na moście stałodużo ludzi, musiałam ich omijać.Pająk biegł znacznie szybciej ode mnie, ale był też wysoki iniezręczny, słyszałam jak ludzie na niego pokrzykują, gdy przebijał się miedzy nimi.Pokonałam most i na ślepo wpadłam w jakąś ulicę.Dogonił mnie, złapał za ramię i odwróciłku sobie.- Jem, skąd wiedziałaś, ze to się stanie?!Oboje oddychaliśmy ciężko.- Nie wiedziałam.Nic nie wiedziałam.- Nieprawda, Jem, wiedziałaś o tym.Wiedziałaś! Co się dzieje? - Próbowałam mu sięwyrwać ale trzymał mocno.Ze swoim wzrostem, siła i smrodem wydawał się mnie osaczać,nie miałam drogi ucieczki.Próbowałam go uderzyć, ale chwycił mnie za ręce.Walnęłamgłową z byka, ale był na to przygotowany i tylko odsunął mnie nieco od siebie, niewypuszczając z kleszczowatego uścisku.Nie mogłam tego wytrzymać.Kopnęłam go itrafiłam.Skrzywił się, ale nie puścił.- Nie, masz mi powiedzieć, co się dzieje!Ludzie na ulicy gapili się na nas.Przestałam się szarpać i kompletnie oklapłam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]