[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- My zasłużyliśmy na to miejsce.To jest nasza nagroda.- Niezbyt przypomina nagrodę - stwierdziłam ze swoim zwykłym brakiem taktu.- Idz już.Nie mogą zobaczyć, że z tobą rozmawiam.- Dlaczego nie mogą nas zobaczyć?- Ponieważ jesteś tu obca.Wszelkie powody, dla których obcy się tu pojawiają sązłe.Szarpnęła swoim ramieniem, więc ją uwolniłam.- Ale.- Ja nie mogę ci pomóc - powiedziała.- Nawet nie powinnam cię ostrzegać.- Ostrzegać mnie? - Jeśli tylko możesz, opuść Mroczne Miasto.Jeśli nie masz możliwości, by tozrobić, siedz w domu i nie wałęsaj się nocą po ulicach.Cokolwiek robisz, trzymaj sięz daleka od Mrocznych Strażników.- Kim oni są? - Próbowałam osaczyć ją swoimi pytaniami, ale odsuwała się odemnie.- To policja, trzymaj się z dala od rzeki.- Co.Ale już odeszła.Patrzyłam za nią, jeszcze jedna szara postać sunąca przez ulicetego miasta.Była młoda, ale jej oczy były puste, a ubranie bezkształtne i bure.Zamiast otrzymać jakieś odpowiedzi, zostałam z jeszcze większą ilością pytań.Trzymaj się z dala od rzeki, powiedziała.Mogłam tak zrobić.Faktycznie, gdybymmiała odrobinę zdrowego rozsądku, powinnam obrócić się na pięcie i wrócić zpowrotem do olbrzymiego starego domu i mojego nieprzyjemnego towarzysza.Problem był w tym, że nie był aż taki nieprzyjemny.Mimo tego całego chłodu icynicznej rezerwy, były między nami płonące więzy żaru i palącego pragnienia,rozniecone przez jego usta na moich wargach i zetknięcie naszych ciał.On czuł torównie mocno jak ja, ale to nie miało sensu.Przecież się nie znosiliśmy.Lecz mimo wszystko, strasznie się bałam, że gdybym tam wróciła, gdybym wróciłado niego, znowu doszłoby pocałunków.Zapragnęłabym z nim zlec, zapragnęłabymwpuścić go do swojego ciała, pragnęłabym.Nie.Pisałam o kobietach, którezakochały się w swoich prześladowcach.Nie zamierzałam dopuścić, by oszalałehormony weszły w drogę mojemu rozumowi.Nie miałam zamiaru ponowniepozwolić mu się dotknąć.Im dłużej pozostawałam z dala od niego, tym silniejszastawała się moja determinacja. Trzymaj się z dala od rzeki, powiedziała szara kobieta.Chyba nie było do niej zbytdaleko? W nocnym powietrzu czułam zapach wody.Odwróciłam głowę w drugąstronę, i wtedy usłyszałam krzyk.Ten dzwięk był wstrząsający, przeniknął mnie do szpiku kości, dziki, przerażającyodgłos człowieka pogrążonego w bólu tak okropnym, że chciałam zakryć uszy.Tagarstka ludzi, która wciąż jeszcze przebywała na ulicy wyglądała na zupełnienieporuszoną, nieświadomą faktu, że ktoś był mordowany, a ja miałam ochotę złapaćich i nimi potrząsnąć.Morderczym uchwytem uczepiłam się ramienia starszego mężczyzny, zaskoczonaswoją własną siłą.- Masz telefon komórkowy? Musimy zadzwonić na 911!Mordują kogoś.Mężczyzna spojrzał na mnie przerażonym spojrzeniem - Zostaw mnie w spokoju -zawołał - Odczep się ode mnie!Udało mu się wyrwać z mojego uścisku i pobiegł w głąb ulicy.- Skurwysyn -wymamrotałam pod nosem.Więc to spadło na mnie.Puściłam się biegiem wkierunku tych krzyków, które teraz przeszły w szlochy i błagania o litość, ścigająceszarych ludzi odbywających wieczorne spacery.Zupełnie obojętnych na horror, któryrozgrywał się tuż obok.Byłam wściekła i odepchnęłam więcej niż jeden szary cień z mojej drogi,rozpaczliwie pragnąc dobiec do tego nieszczęśnika na czas.Odgłosy stawały siębliższe, a w tle rozpaczliwych krzyków dało się słyszeć inne odgłosy, złowieszczyświst ostrej stali.Poczułam zapach krwi, ciężki i działający na wyobraznię tak samo,jak zapach jedzenia w tym bezbarwnym miejscu.Przed sobą widziałam ciemnąwstęgę rzeki, więc przebiegłam sprintem dwie ostatnie przecznice, ledwieuskoczyłam przed brązową taksówką, która wyglądała jakby pochodziła z 1930 roku. Hałas nagle ucichł, wypełniając powietrze przytłaczającą ciszą.Zatrzymałem się przy brzegu rzeki.Uliczne latarnie oświetliły wyludnioną okolicę.%7ładen z pozbawionych serca i uczuć spacerowiczów nie ryzykował zapuszczenia siętutaj, a jedynym dzwiękiem był szum nurtu wzburzonej rzeki, czarnej w świetleksiężyca.Wylądowałam w ostatnim miejscu, w jakim pragnęłam się znalezć.Rozejrzałam się wokół, ale ofiary już nie było i bez pytania wiedziałam, żedotarłam za pózno.Stałam osłupiała, przyglądając się, jak z pobliskiej bramyukradkiem wysunął się mężczyzna ze szlauchem w dłoni i zaczął spłukiwać zkamiennej ścieżki ciemną mokrą kałużę, po chwili uciekł z powrotem do środka.Słonawy zapach wody nie zdołał całkowicie zamaskować odoru świeżej krwi ipotężny obiad, który wcześniej zjadłam, groził ewakuacją na zewnątrz, zwłaszcza pomoim desperackim biegu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]