[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– To by była scena jak z filmu katastroficznego – zauważyłBergenhem.– Może jesteśmy gwiazdami i gramy główne role – odparłHalders.– Główna rola może być tylko jedna – powiedział Bergenhem.– W takim razie gram ją ja – stwierdził Halders.Winter podszedł do jednego z podłużnych stołów i usiadł najego końcu.Nawet tutaj czuł wiatr.Chyba wdarł się też dowentylacji.Ringmarowi podwiewało krawat – supeł był luźny,jakby zaraz miał się rozwiązać.Winter nie miał krawata.Ostatnio zaczął go uwierać, brakowało mu powietrza.Może jużnigdy nie założy krawata.Ringmar odchrząknął.Nie tylko dlatego, że chciał zabrać głosi wrócić do dyskusji.To załamanie pogody przyniosło pierwszetej jesieni przeziębienia.Winter miał nadzieję, że na tymjednym się skończy.– I co mamy o tym sądzić? – zapytał.– To nie jest facet, na którym można polegać – powiedziałHalders.Już od pół godziny rozmawiali o Neyu i o tym, co zdradziłWinterowi.O ile zdradził było właściwym słowem.– Jeśli miał motyw, to nieźle go przed nami ukrył – stwierdziłBergenhem.– A nie zawsze tak jest? – zapytała Aneta.– Czy nie to stara się zrobić każdy morderca, kiedy już popełnizbrodnię? – wtrącił Halders.– Czy nie próbuje ukryć motywu?– Motywu i samej zbrodni – odparł Bergenhem.– O ile ma motyw – dodał Winter.– To znaczy, że jest chory psychicznie? – zapytał Halders.– Nie czuje się najlepiej – powiedział Winter z gorzkimuśmiechem.– I to od dawna.– Na pewno czuje się lepiej niż jego córka i żony – stwierdziłHalders.– Nazywasz je żonami? – zapytała Aneta.– Nie wiem, jak mam o nich mówić.– Tak czy inaczej, jedno jest pewne: wciąż można oszukaćsystem – powiedział Ringmar.– Chyba robi się nas za dużo w tym kraju – dodał Halders.– Chyba nie chciałeś tego powiedzieć – wtrąciła Aneta.– Mówiłem z perspektywy tych, którzy muszą wszystkokontrolować.– Chodzi ci o to, że Wielki Brat przestaje to ogarniać?– Od narodzin Pauli minęły trzy dekady – powiedział Winter.– Przez ten czas sporo się we władzach zmieniło.– Jeśli ktoś chce oszukać system, to zawsze może to zrobić –odparł Ringmar.– Socjalny czy ekonomiczny.– O ile ta jego historia jest prawdziwa – wtrącił Halders.– Aleludzi, którzy mogliby to potwierdzić, zaczyna brakować.– To co robimy? – zapytała Aneta.– Oczywiście trzeba go jeszcze raz przesłuchać – odpowiedziałHalders.– Przetrzymać kolejne sześć godzin.Chyba możemygo podejrzewać o zabójstwo, nie? Nie ma alibi.Należy dorodziny.Tyle wystarczy.A ta historia, którą opowiedziałErikowi, według mnie stawia go w jeszcze gorszym świetle.W pokoju zapadła cisza.Winter słyszał, jak wiatr wali o szyby.Za dwa tygodnie odlatuje samolot do Malagi.On ma w nimsiedzieć, bez względu na wszystko.Halders przejmie śledztwo.Zresztą są przecież telefony komórkowe i cała reszta.A jednakwiedział, że nawet jeśli wsiądzie do samolotu, myślami nadalbędzie tutaj, a tak nie powinno być.W takim układzie niepowinien wyjeżdżać.Wtedy będzie mógł się cieszyć słońcemtylko na pół gwizdka.Nie.Tak.Będą tam dzieci i Angela.Jegorodzina.Świat nadal będzie się kręcił i tak dalej.Trzeba miećnadzieję.Będzie miał przy sobie dzieci.A do tego morze,horyzont, zachody słońca, zmierzchy i świty.I wszystko to, comiędzy nimi.To mu wystarczało.Zadzwoniła jego komórka.Wszyscy siedzieli zatopieni wewłasnych myślach.Aż podskoczyli, kiedy powietrze przeciąłdźwięk dzwonka.Udało mu się zagłuszyć nawet huk żywiołu zaoknem.Winter słuchał przez chwilę, zadał kilka pytań, a potem sięrozłączył.– Została powieszona – powiedział.– Ellen.– Kiedy?To Ringmar zadał to pytanie.– Nie wcześniej niż dwa tygodnie temu – odpowiedziałWinter.– Ciało było w dobrym stanie – wtrącił Halders.– Gleba musibyć niezła.– Wciąż nie wiemy, gdzie zginęła – powiedział Ringmar.– I jak ją tam zawiózł – dodał Halders.– I to tak, że nikt nie zauważył.Dowiedzieliście się czegośnowego od sąsiadów? – Ringmar odwrócił się do Bergenhema.– Nikt nic nie widział ani nie słyszał.Nikt z tych, którychdotychczas przesłuchaliśmy.– Ilu nie zastaliście w domach?– Chłopaki mówili ostatnio, że zostało im sześć adresów.– A kiedy to było?– Dwie godziny temu.– Spisz listę osób, których nie zastaliście.Bergenhem pokiwał głową.– Ja jeszcze raz porozmawiam z Sandlerem – wtrącił Winter.– To on jeszcze tu jest? – zapytał Halders.– Tak, chciał zostać – odpowiedział Ringmar.– Dlaczego?– Mówił, że się boi.Sandler siedział na łóżku.Wyglądało tak, jakby przed chwiląpróbował je ścielić.Dwie poduszki leżały na podłodze.I tu,w tej części budynku, słychać było wiejący za oknami wiatr.Przez szyby Winter widział stadion Gamla Ullevi.Dziś nikt niemiał grać popołudniowego meczu.Trawa była niesamowiciezielona, jakby ją ktoś pomalował szerokim pędzlem.Widokciągnął się ponad rzeką, aż do Hisingen.Teraz spowijały jąciemne chmury.Dalej widać było tylko ciemność, za którązachodziło schowane przed wszystkimi słońce.Takąprzynajmniej mieli nadzieję – że gdzieś tam słońce nadalistnieje.– Jonas, wszystko w porządku?Chłopak nie odpowiedział.Z jego twarzy zniknęły wszystkiemęskie rysy.Chyba już nigdy nie wrócą.Za dużo przeszedł.– Opowiedz mi o tym – poprosił Winter.Chłopak podniósł wzrok.– O czym?– O lasku.Dlaczego tam pojechałeś?– Mówiłem już, że nie wiem.– A o czym myślałeś, jadąc tam?– O niczym.– To co cię skłoniło do tego, żeby wsiąść do tramwaju?– Ja.nie wiem.– Kogo się boisz?Nie odpowiedział.Jakby nagle przestało do niego docierać, coWinter mówi.– Porozmawiaj ze mną o tym.– Przecież to robię.– Rozmawiałeś z kimś, zanim pojechałeś do lasku?– Nie rozumiem.– Rozmawiałeś z kimś, zanim tam wyruszyłeś?– Nie.– A z mamą? Przecież miałeś jechać tam, gdzie mieszka? Doniej.– Nie, nie miałem jechać do niej.– Chciałeś iść do niej potem?– Potem? Jak to potem?– Po tym, jak wrócisz z lasku.– Nie, nie.Ja o niczym wtedy nie myślałem.– Myślałeś o Pauli.– No tak.O Pauli myślałem.– Dlaczego ci się wydawało, że ona tam leży?Nie odpowiedział.Winter widział, że zastanawia się, copowiedzieć.Dotychczas powtarzał, że wiedział.Że coś go tamprzyciągnęło.Coś albo ktoś.Nie dawało mu to spokoju.– To przez tę rękę, którą tam kiedyś widziałem – powiedział,podnosząc wzrok.Nie patrzył jednak na Wintera, ale na oknoza jego plecami.Na burzę, wichurę i deszcz.Może również nawolność.Chociaż nie, jej akurat szukał tutaj, w tych ścianach.Wolności albo schronienia.– Naprawdę myślałem, że ona tam jest – ciągnął.– Że Paulatam jest.– Przetarł oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl