[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wysoki zachichota" chrapliwie, odkaszlnà" i splunà" niemrawo w bok. NibyÊ w´drowiec, Cadronie, niby obieÝyÊwiat, a.Co to tam z butów wy"azi? zakpi" ochry-ple. Palce mi wy"aÝà przede wszystkim. Na dowód Cadron wysunà" nog´ ze strzemienia iwyprostowanà uniós" do góry.Podeszwa natychmiast opad"a w dó" trzymajàc si´ tylko gdzieÊ wokolicach obcasa.Zamajta" stopà. Niczym pies, co si´ nagania" za sukà. I zako’czy" klnàc bezszczególnego zapa"u: Úeby to ch chudy bàk.UÊmiechn´li si´ obaj, ale niemrawo, p"ytko i sucho.S"o’ce pali"o.Cadron jak królik poruszy"wargami zbierajàc wilgoç z zakamarków ust.Zamierza" splunàç, ale si´ rozmyÊli". Nic nie ujmujàc twojej, Hondelyku, wiedzy Pochyli" si´ w siodle, opar" o "´k skrzyÝowany-mi "okciami ale strumienia tam byç nie moÝe. Mówi"em o êródle przerwa" mu Hondelyk. Za"óÝmy si´, kto ma racj´ nie czyÊci przezdekad´ koni, co? Stoi.Cadron tràci" konia pi´tami i oci´Ýale zak"usowa".Hondelyk zachichota" bezg"oÊnie i równieÝponagli" konia.Zresztà oba wierzchowce zawietrzy"y nerwowo i samoistnie przyspieszy"y kroku,Cadron obejrza" si´ z niepokojem i widzàc szeroki uÊmiech na twarzy towarzysza zaklà" pod91nosem.Wpadli niemal równoczeÊnie w cie’ rzucany przez roz"oÝyste stare dostojne w nieru-chomym powietrzu lipy.WysokoÊç jeêdêca przekracza"y leszczyny, z puszysto futrzanymi Ýó"tymifiutkami zwisajàcymi nieruchomo.Powietrze by"o tu ch"odne i pachnàce lipami.Pszczo"y zaciek-le uwija"y si´ omal nie zderzajàc ze sobà. Jakbym przeskoczy" z balii z wrzàtkiem do koryta z lodem st´knà" Cadron Êciàgnàwszycugle. JuÝ to mi wystarczy. A mnie Hondelyk ominà" go i pojecha" przodem rzucajàc przez rami´: Ýe nie b´d´ si´zajmowa" ko’mi.Trakt rozga"´zia" si´, g"ówna droga wiod"a na przestrza" przez ch"odnà k´p´, a w´Ýsza odnogaodchodzi"a w bok, w lewo od drogi, prowadzi"a w dó" i teraz nawet ludzkie kiepskie nosy, teraz nadodatek wysuszone, wyczu"y b"ogi zapach wody.Cadron zachrypia" radoÊnie, zerwa" der´ z g"owyi wymachujàc nià nad g"owà, pohukujàc pogna" pomi´dzy drzewa i krzewy.Hondelyk powstrzy-ma" si´ od krzyków, ale nie zwleka".Zarzucili wodze na ga"àê drzewa i rzucili si´ do korzeniogromnej lipy, w wykrocie pod korzeniami ciemno lÊni"a misa sporej sadzawki.Cadron pierwszydopad" wody, zwali" si´ na kolana i zanurzy" g"ow´ aÝ do uszu w wodzie.Hondelyk nieco wolniej,ale zrobi" to samo.¸apczywie "ykali ch"ód i wilgoç, Cadron wysunà" na chwil´ g"ow´, grzmiàcymg"osem odkaszlnà", przetar" twarz, odetchnà" kilka razy.Zerknà" na konie, ale uzna", Ýe muszà choç bardzo si´ niecierpliwi"y jeszcze chwil´ odetchnàç.Hondelyk równieÝ podniós" g"ow´,chcia" coÊ powiedzieç, ale zakrztusi" si´ i dopiero mocne trzy uderzenia w plecy przywróci"y muoddech.Otar" usta i za"zawione oczy. Uoech!. Ano potwierdzi" Cadron.Wsta" i chwyciwszy leÝàcy na ziemi kapelusz Hondelyka szybkozaczerpnà" nim wody i zanim wyartyku"owany zosta" protest podszed" do koni i pocz´stowa" jekilkoma "ykami wody.Gdy "apczywe pyski zacz´"y domagaç si´ wi´cej powaÝnie zaczà" imt"umaczyç, Ýe mogà si´ nabawiç suchoty.Odepchnà" natr´tne g"owy i odwróci" si´ do Hondelyka,ale nie zdàÝy" nic powiedzieç oba konie jak na komend´ tràci"y go g"owami i niemal wepchn´"ydo sadzawki.Rozz"oszczony odwróci" si´ i wrzasnà": Powiedzia"em napij si´ "apczywie i zdechniesz w krótkich abcugach! Chcesz tego, chcesz? Oba konie zakiwa"y radoÊnie g"owami. Durnie i tyle.Wróci" do êród"a i usiad" ci´Ýko na ziemi krzyÝujàc nogi.Hondelyk si´gnà" do przewieszonejprzez rami´, zrobionej z zakwaszonej na czarno skóry torby i wyjà" fajk´ i kapciuch z tytoniem.Rzuci" torb´ Cadronowi, ale zaledwie tamten jà z"apa" us"yszeli dêwieczne i zdecydowane: Nie ruszajcie si´, jeÊli chcecie wypaliç te fajki!Zamarli.Krzaki od strony lipy êródlanki rozchyli"y si´ i wyskoczy" z nich chudy jak trzcinkam"odzian ubrany w jaskrawy czerwony kubrak na czarnej koszuli i obcis"e równieÝ czarne spod-nie.Na g"adko wygolonej twarzy, moÝe nawet jeszcze nigdy niegolonej goÊci" groêny wyraz, mal-owany przy pomocy Êciàgni´tych grubà kreskà malowanych brwi i zaciÊni´tych pe"nych warg.Wysoki dziewcz´cy g"os wskazywa" na m"ody wiek niespodziewanego goÊcia równie wyraênie jakjego g"adkie oblicze i figura.Dla wzmocnienia efektu potrzàsnà" krótko Êci´tymi w"osami iwysunà" do przodu trzymany w r´ku przedmiot: gruboÊci przedramienia krótki dràg z przyczepi-onym do ko’ca kawa"kiem zgi´tego w pó" i ÊciÊni´tego metalowego paska.Cadron omal niewybuchnà" Êmiechem, ale zobaczy", Ýe z "oÝa dràga wystaje be"t i prze"knà" rodzàcy si´ ironicznyÊmiech.M"odzian ostroÝnie przestàpi" przez pr´ty leszczyny i nie przestajàc celowaç w w´drow-ców podszed" bliÝej.Grot strza"y kilka razy podniós" si´ do góry. No? ponagli" m"odzieniec. Co no? zapyta" Cadron. Mamy ci oddaç sakiewki, rozebraç si´ do naga czy powiesiç?M"odzian otworzy" usta i znieruchomia" na chwil´.Jeszcze raz ponagli" ruchem broni.Aleruchy mia" niepewne i rozterk´ w oku.Hondelyk strzeli" krótkim spojrzeniem w towarzysza: Tonie rabuÊ, nie rób niczego gwa"townego.92 PokaÝcie r´ce! Nadgarstki, to znaczy. zadysponowa" napastnik.Przyjrza" si´ uwaÝnie czterem przegubom, chrzàknà" z zak"opotaniem. Nie jesteÊcie êli, panowie? Wybaczcie. Pochyli" dziwnà bro’, przykucnà" i po"oÝy" jà naziemi. Kr´ci si´ tu w okolicy podobno banda niejakiego Watholsa.Majà na przegubach znaki, comajà ich chroniç przed schwytaniem.Wybaczcie, czu"em, Ýe nie macie z nimi nic wspólnego, ale jak to si´ mówi strzeÝonego.Jestem Malepis. Nie mamy cienia pretensji powiedzia" Hondelyk nie zwracajàc uwagi na imi´ i niewymieniajàc swojego.Niemal nie odrywa" oczu od leÝàcej na Êció"ce broni. Dziwne to wskaza"brodà or´Ý m"odziana.Nagabni´ty uÊmiechnà" si´ i wskaza" bro’ przyzwalajàcym gestem. To coÊjak arbalet powiedzia". Mój ojciec to wymyÊli".Znakomita, bo si´ sk"ada i wyglàda tak.Zr´cznym ruchem wyszarpnà" be"t, szcz´knà" czymÊ i nagle groêna bro’ przybra"a postaç dzi-wacznego, ale zupe"nie niegroênie wyglàdajàcego grubego kija. Por´czniejsza, prawda? Bez wàtpienia przyzna" Hondelyk.Poruszy" r´kà, jakby chcia" wziàç do r´ki bro’, ale pow-strzyma" si´. Jak si´ nazywa ten padefon? Nie ma nazwy, bo jest tylko jedna m"odziak uÊmiechnà" si´ szeroko. Ja nazywam jà tu’ka,bo tatuniek jà wykoncypowa".Cadron zachichota". Tu’ka! parsknà" Êmiechem. Wdzi´czna nazwa skwitowa" Hondelyk. Sprzedasz?Malepis zmarszczy" brwi i zastanawia" si´ chwil´. W"aÊciwie.Mog´.Tatu. zerknà" na Cadrona i zajàknà" si´. O ojciec juÝ prawie sko’czy"drugà. Dziesi´ç lentów? Dobrze zgodzi" si´ skwapliwie Malepis.UwaÝnie wpatrywa" si´ w palce Hondelykawy"awiajàce z sakiewki monety i odliczajàce dwadzieÊcia pó"lentowych monet.Przejàwszy kwot´podrzuci" je i zr´cznie schwyta" w jednà r´k´
[ Pobierz całość w formacie PDF ]