[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rob odwróciuwagę! powiedział.Zanim Chandler zdążył zareagować, Rob odstawił go na podłogę iwybiegł na zewnątrz.Zatrzymał się przez chwilę na środku ulicy, takżeby mieć pewność, że górnicy go widzą.Gdy dotarły do niego pierwszeokrzyki, rzucił się do ucieczki.Błyskawicznie przebierał metalowyminogami, oglądając się, co jakiś czas za siebie.Chwilami przystawał.Musiał upewnić się, że pogoń ruszyła za nim i że nie zostawi jej zbytdaleko w tyle.Górnicy połknęli haczyk.Wszyscy jak jeden mąż rzucili się zarobotem.Pędzili wielkimi susami w górę ulicy.Na ich twarzach malowałsię obłęd, a z oczu zionęła zupełna pustka.Gdy mijali dom, w którymukrywał się Michael, wyglądali jak żywe marionetki, pociągane zaniewidzialne sznurki.Z ich gardeł wydobywał się zwierzęcy ryk.Biegliz kilofami w rękach, niektórzy uzbrojeni byli w pałki, inni w strzelby.Wszyscy mieli tylko jeden cel.Odnalezć ciało Michaela Chandlera.ROZDZIAA 25Michael opuścił budynek, gdy pościg znikł mu z oczu.Wiedział, żenie jest już tu bezpieczny.W końcu mógł się spodziewać, że ktośdomyśli się, że warto przeszukać miejsce, w którym zobaczono robotapo raz pierwszy.Ruszył w dół ulicy.Zwiadomie wybrał ten kierunek.Budynki potej stronie miasta zostały już przeszukane przez górników.Istniałomniejsze prawdopodobieństwo, że będą przechodzili tędy po raz kolejny.Trzymał się blisko ścian.Starał się wtopić w otoczenie najlepiej,jak umiał.Wydrążone w skałach domy pochylały się nad nim.Zwieciłyczerwienią, od której bolały oczy.Większość zabudowań popadła wruinę.Ogromne głazy stanowiące niegdyś dachy i ściany, leżały na ulicy,tarasując przejścia.Michael omijał je, starając się poruszać tak, by niewywołać najmniejszego hałasu i być niewidocznym dla innych.Oddalałsię szybko od miejsca, w którym ukrył go Rob.Skręcał w zaułki,kluczył, jak zwierzyna próbująca zgubić trop.W końcu zmęczony ukryłsię w jednym ze zniszczonych budynków.Wszedł na piętro i usiadł przyoknie.Stąd miał doskonały widok na ulicę.Gdyby ktoś przeszukiwał tenrejon, Michael miał wystarczająco dużo czasu na reakcję i ucieczkę.Męczyło go pragnienie.Głód i pragnienie.Był pewny żecałkowicie stracił poczucie czasu.Nie tylko nie wiedział, czy jest terazdzień, czy noc.Nie wiedział nawet, jak długo przebywał w letargu, podwpływem podanego mu narkotyku.Równie dobrze mogło to być kilkagodzin, dzień, a może nawet kilka dni.Postanowił rozejrzeć się po pokoju.Resztki mebli leżały wnieładzie.Wyglądały tak, jakby zaledwie przed momentem ktośsplądrował pomieszczenie.Nie był to przyjemny widok.Połamane stołyi krzesła.Podarte ubrania, prześcieradło zrzucone z łóżka i rozprutymaterac, wyglądały tak, jakby ktoś celowo nad nimi się pastwił.Michaela dopiero po chwili uderzyły te podobieństwa.Rasa, którazamieszkiwała planetę nie różniła się wiele od ludzi, takich jak on.Przeszedł korytarzem wzdłuż zniszczonych pokoi.Poruszał się tak,jakby ktoś wrzucił go do innej rzeczywistości.Niemal zapomniał, gdziejest i dlaczego tu trafił.Przestał być ostrożny.To był jego błąd.Zamarł.Kątem oka zobaczył gwałtowny ruch po prawej stronie.Serce zabiło mumocniej.Przylgnął plecami do ściany, starając się wstrzymać oddech.Czy został zauważony? Czy ktoś zaraz podniesie alarm? Jeśli tak, napewno nie zdąży uciec.Jest na to zbyt słaby.Już teraz nogi odmawiałymu posłuszeństwa.Stał tak dłuższą chwilę.Nie ruszał się, próbując wyłowićnajmniejsze szmery.Miał wrażenie, że ktoś czai się za drzwiami.Wyczuwał jego obecność i bicie serca.W końcu się przełamał.Przesunął ostrożnie stopy, starając się niewywołać najmniejszego hałasu.Wstrzymał oddech i wychylił głowę zkryjówki.Omiótł wzrokiem białe szafki i starą, ścienną lampę zrozerwanym kloszem.Nie dojrzał nic szczególnego.W końcu zebrał sięna odwagę i stanął w drzwiach.Wtedy go zobaczył.Chudą postać,stojącą naprzeciw
[ Pobierz całość w formacie PDF ]