[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była pewna, \e wymyśli doskonałą ripostę, tyle \e pózniej.Niestety, zawsze się tak działo.Harriet, z ciemnym rumieńcem na twarzy, próbowała podnieść się znowu do pozycji stojącej, ale nieszło jej to najlepiej, bo łó\ko było takie miękkie, a nieznajomy, chocia\ przyglądał jej się zespokojem, nawet palcem nie kiwnął, \eby w czymś pomóc.Wykręcała się to w jedną, to w drugąstronę, a\ wreszcie pozbierała się na nogi, przy czym coś głucho łupnęło i zaraz potem rozległ sięstłumiony okrzyk.22Elviria nie była pewna, ale odniosła wra\enie, \e córce wyrwał się dosyć barwny komentarz.Bo\e, zdnia na dzień ta dziewczyna robi się coraz bardziej podobna do swego ojca.Harriet, stanąwszywreszcie na nogi, spiorunowała nieznajomego wzrokiem.- Och, utrudniał mi pan to ze wszystkich sił!Chase skrzy\ował ręce na szerokiej piersi i pokazał w uśmiechu zęby.- Je\eli chciała pani, by jej pomóc, wystarczyło poprosić.Harriet wymamrotała coś niezrozumiałego, potem odwróciła się twarzą do matki.Elviria nigdyjeszcze nie widziała na obliczu swojej córki tego dokładnie odcienia czerwieni.- Mamo, wiem, jak to musiało wyglądać, ale my nie.to znaczy, ja tylko.- Panna Ward upadła na łó\ko, a ja ją złapałem - wtrącił pacjent z dosyć władczym wyrazem twarzyjak na kogoś, kto le\ał ubrany w koszulę nocną Stephena, a głowę miał owiniętą banda\em.Niewydawał się w najmniejszym stopniu skruszony, \e pozwolił sobie na coś, co z pewnością, zdaniemElvirii, musiało być wielką impertynencją.Zerknęła na córkę.Czy jednak na pewno była to impertynencja? Harriet wyglądała na wytrąconą zrównowagi, ale się nie złościła, ściśle rzecz biorąc.Tylko była poirytowana i rozwścieczona, ioburzona.Jakie\ to.niezwykłe.Pacjent posłał pannie Ward leniwy uśmiech i brwi Elvirii podjechały w górę.Dobre nieba.Nawet jejserce drgnęło na ten uśmiech.A serce biednej Harriet musiało bić chyba w takim tempie, jak serceściganego przez sforę lisa.- Panno Ward - odezwał się obcy z szelmowskim błyskiem w niebieskich oczach - mam nadzieję, \enie zrobiła pani sobie krzywdy.- Krzywdy? - zapytała Harriet sztywno.- Oczywiście, \e nie.- Czy nie uderzyła się pani w łokieć?Czerwone policzki Harriet wydęły się na moment w czystym oburzeniu.- W nic się nie uderzyłam, dziękuję panu.Od słów tych ziało lodowatym wręcz chłodem, ale powietrze między normalnie stateczną córkąElvirii a przystojnym nieznajomym a\ migotało od \aru.Ojej, ale\ to interesujące! Harriet nigdydotąd nie dawała się ponieść złości.Nawet kiedy była malutka i nie umiała się jeszcze sama wdrapaćna swoje krzesełko, reagowała spokojnie, okazując zdrowy rozsądek i rozwagę.I właśnie dlatego Elviria nie przestawała wpatrywać się w swoją najstarszą córkę szeroko otwartymioczami.Harriet zauwa\yła spojrzenie matki i zaczerwieniła się jeszcze mocniej.Spojrzenie Elvirii przeniosło się znowu na nieznajomego.- Muszę przeprosić pana, \e się nie przedstawiłam.Jestem Elviria Ward, a pan musi być.Nie usłyszała \adnej odpowiedzi.Popatrzyła na rannego, na córkę, znowu na rannego.śadne z nichnawet nie drgnęło.W końcu nieznajomy westchnął.- Obawiam się, \e nie pamiętam.Elviria zamrugała powiekami.- Nie mo\e pan sobie przypomnieć?- Nie.O Bo\e.To okropne.- W ogóle niczego?- Niczego.Po prostu tabula rasa.- Bardzo niewielka tabula - mruknęła pod nosem Harriet cicho, ale tak, by ją usłyszeli.- Harriet! - zawołała Elviria.- Przepraszam - wymamrotała Harriet i zerknęła na nieznajomego z uśmieszkiem, w którym skruchynikt by się nie dopatrzył.Pani Ward z wielkim trudem ukryła niespodziewane rozweselenie.Nieznajomy nie wydawał sięjednak rozbawiony.Jego przystojna twarz przybrała zdecydowanie drapie\ny wyraz, jakby starał sięzapamiętać tę uwagę, by za nią pózniej odpłacić.Elviria nie była pewna, czy zadowolona jest, \e takie spojrzenie skierowane było na jej córkę.DobryBo\e, ranny nieznajomy rzeczywiście zaczyna przysparzać kłopotów.Alenie na długo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]