[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapomniałem.- Bo, kurwa, wcale nie wiesz.131- Nie.- Ale plama.To tak, jakbyś nie wiedział, kto jest premierem albo coś takiego.- Aha.- I Marcus króciutko zachichotał, aby w ten sposób podkreślić, że zdaje sobiesprawę z tego, jakim jest durniem.Więc kto to?- KirkO'Bane.- Aha.W życiu nie słyszał o Kirku O'Banie, ale nie słyszał też o wielu innych osobach.- A co on robi?- Gra w Manchester United.Marcus raz jeszcze przyjrzał się facetowi na bluzie Ellie, chociaż znaczyło to takżewpatrywanie się w jej piersi.Miał nadzieję, że zrozumie, iż nie chodzi mu ojej piersi, lecz oKirka.- Naprawdę?O'Bane wyglądał bardziej na wokalistę niż piłkarza.Piłkarze raczej nie byli smutni, aten był.Marcus nie przypuszczał, że Ellie może się interesować futbolem.- A jak! W sobotę zaliczył pięć goli.- Wow! - powiedział Marcus.Otworzyły się drzwi gabinetu i stanęli w niej dwaj bladzi chłopacy z siódmej.- Marcus, proszę - wezwała pani Morrison.- Cześć, Ellie - rzucił Marcus, a dziewczyna znowu powtórzyła spektakl kręceniagłową, najwyrazniej jeszcze bardziej rozgoryczona zasięgiem swej sławy.Marcus nie palił siędo tej rozmowy, ale jeśli alternatywą miało być wysiadywanie w korytarzu z Ellie, wolałbyjuż codzienne konwersacje z dyrektorką.132Pani Morrison wyprowadziła go z równowagi.Poniewczasie uznał, że to bardzo zle,gdy przestaje się nad sobą panować podczas rozmowy z dyrektorką nowej szkoły, ale cóż,stało się.Była taka namolna, że musiał się tak zachować.Zaczęło się całkiem spokojnie: nie,nie miał wcześniej żadnych kłopotów z tymi, co go okradli, nie, nie wie, kto to, nie, nie czujesię najlepiej w szkole (raptem jedno kłamstwo na trzy odpowiedzi).Potem jednak zaczęłaomawiać, jak to nazwała, "strategię przetrwania" i tego nie zdołał znieść.- Sam już się z pewnością nad tym zastanawiałeś, ale czy nie powinieneś schodzić imz drogi?Czy naprawdę wszyscy uważali go za takiego durnia? Czy naprawdę sądzili, że budzisię z myślą: "Muszę koniecznie znalezć tych kolesiów, co mnie wyzywają, robią mi świństwai kradną buty, żeby mi dopieprzyli jeszcze bardziej"?- Próbowałem.W tej chwili nie mógł powiedzieć nic innego, bo i tak cały się w środku gotował.- Ale czy na pewno się starałeś?Tego było już za wiele.Mówiła tak nie po to, żeby mu pomóc, ale dlatego, że go nielubiła.W tej szkole nikt go nie lubił, a on nie wiedział dlaczego.Wstał, żeby wyjść.- Siadaj, Marcusie, jeszcze nie skończyłam z tobą rozmawiać.- Za to ja skończyłem rozmawiać z panią.Powiedział to zupełnie bezwiednie i bardzo się temu potem dziwił.Nigdy dotąd niestawiał się nauczycielom, bo nie było zresztą takiej potrzeby.Zaczął jednak od niedobregokońca.Jak już trzeba mieć jakieś tyły, to chyba lepiej dorabiać się ich powoli isystematycznie, a on zaczął od razu z grubej rury, co chyba było pewnym błędem.- SIADAJ!Nie posłuchał, lecz otworzył drzwi i poszedł przed siebie.Ledwie opuścił gabinet pani Morrison, poczuł się inaczej, lepiej, jak gdyby przestał siętrzymać i zaczął frunąć bez oporu.Był to ekscytujący stan, znacznie lepszy niż przedtem,133kiedy musiał się trzymać.Przedtem tak by tego nie określił, ale teraz widział, że tak właśniebyło.Udawał, że wszystko jest normalnie - trudno, ale normalnie - ale teraz widział jasno, żewcale nie.To nie jest normalne, że kradną ci buty.To nie jest normalne, kiedy nauczycielkaangielskiego mówi o tobie, że jesteś świrem.To nie jest normalne, kiedy obrzucają ciętwardymi drażetkami.A tak właśnie działo się w szkole.I oto był na wagarach.Szedł sobie Holloway Road, podczas gdy w szkole.Terazakurat jedli obiad, ale nie zamierzał wracać.Jeszcze trochę, a będzie dalej szedł HollowayRoad (to znaczy nie dokładnie Holloway Road, gdyż ulica niemal już się kończyła, a przerwamiała jeszcze potrwać jakieś trzydzieści minut), a oni będą siedzieli na historii i to będą jużprawdziwe wagary.Był ciekaw, czy zawsze tak zaczyna się kariera wagarowicza, czy zawszemusi być jakaś pani Morrison, której w pewnej chwili nie możesz już wytrzymać i sięzrywasz.Sądził, że raczej tak.Dotychczas sądził, że wagarowicze są zupełnie inni od niego,że z natury, by tak rzec, są wagarowiczami, ale najwidoczniej się mylił.Zanim w majuprzenieśli się do Londynu, nigdy ani przez chwilę nie pomyślał o wagarowaniu.Chodził doszkoły, uważał na lekcjach, odrabiał prace domowe, nie zamierzał się wyłamywać.Wystarczyło sześć miesięcy, a krok po kroku wszystko się zmieniło.Pewnie tak samo było z ucieczkami z domu.Któregoś dnia ludzie się zrywali, myśleli:a, co tam, dzisiaj prześpię się pod tym sklepem, a kiedy to się już raz stało, coś się w tobieprzełamywało i spałeś w różnych miejscach, ale nie jak ci, którzy nie mieli gdzie iść.Aprzecież tak samo musiało być z przestępcami! I narkomanami ! I.Ale dał sobie spokój ztakimi myślami.Jeszcze trochę, a uzna, że opuszczenie gabinetu pani Morrison rozpoczęłozupełnie nowy etap w jego życiu, a wcale nie był pewien, czy jest na to przygotowany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]