[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mogła to być tylko mała szczelina, mógł się pózniej ponownie zamknąć, ale topęknięcie nastąpiło w bardzo dogodnej chwili.-Nie, ja tylko tak mówiłem, bo byłem zirytowany.-Connora drażnił spokój Gillyanne.- Zirytowany?- Nie chcę, żebyś odjeżdżała.- Wyciągnął do niej rękę.- Nie chcę, żebyś mnie opuściła - dodał ciepłym tonem.W jego głosie brzmiała tęsknota, która poruszyła serce Gillyanne.Podała mu rękę.288- Dlatego, że mnie kochasz?- Tak.Potrzebuję ciebie - szepnął, przyciągając ją bliżej.Gillyanne była poruszona nie tylko jegosłowami, alekryjącą się za nimi siłą uczucia.Dziwiło ją tylko, że wyglądał, jakby był chory.Był bardzo blady, ana czole miał krople potu.Wypowiedzenie tego, co miał w sercu, jest dla niego ciężką próbą,pomyślała, powstrzymując uśmiech.Wiedziała, że Connor tego nie zrozumie, ale była rozbawiona, botak bardzo cieszyło ją, że jej miłość okazała się wzajemna, a zarazem mu współczuła, bo wiedziała,jak trudno mu było ujawnić emocje, które skrywał przez połowę życia.- Kochasz mnie - powiedział.- Tak, to już chyba zostało ustalone.- Więc to nie powinno być tak piekielnie trudne.Gillyanne objęła go mocno.Ogarnęło jąwspółczucie.Nic więcej już od niego nie chciała.- Już dobrze, mój wikingu.To może zaczekać.Możesz spróbować pózniej, kiedy będziemy sami.Była to kusząca propozycja, ale Connor potrafił się jej oprzeć.Gillyanne otwarcie wyznała mumiłość, a on, przynajmniej raz, może zrobić to samo.To tylko dwa krótkie słowa.Jakoś je wypowie.- Nie, teraz to zrobię.- Głęboko zaczerpnął tchu, ujął ją pod brodę i uniósł jej twarz do góry.- Kocham cię - powiedział,Gillyanne przytuliła twarz do jego piersi.Miała łzy w oczach.Te dwa słowa odpędziły wszystkielęki i odbudowały nadzieję.Nie rozpłakała się, bo rozbawił ją sposób, w jaki Connor je wypowiedział.Był szary na twarzy, wydawało się że zemdleje, mówił przez zaciśnięte zęby, po czym odetchnął zulgą.-Wszystko w porządku - powiedziała, patrząc mu w oczy.Z jej ust wyrwał się okrzyk zdumienia, kiedy Connor289chwycił ją na ręce i pobiegł w kierunku Deilcladach.Zdążyła jeszcze zauważyć, że Fiona podchodzido jej rodziny, więc była spokojna, że ona się nimi zajmie.Chciała zaprotestować przeciwko tejszalonej gonitwie, ale kiedy się zorientowała, że Connor zmierza do sypialni, postanowiła nic niemówić.- Myślisz, że to powiedział? - spytała męża Bethie, patrząc, jak Connor niesie Gillyanne dowarowni.- Tak - odparł Eryk.- Przez chwilę wyglądał, jakby był chory.- Roześmieli się oboje, ale zarazspoważnieli, bo stanęła przed nimi ładna młoda dziewczyna.- Witaj młoda damo - powiedział Eryk.- Witam pana, milordzie.Jestem Fiona MacEnroy, siostra tego barbarzyńcy, który przed chwilą stądodszedł.Zapraszam państwa do Deilcladach.- Dygnęła i uśmiechnęła się do Murrayów.- Miło mipowitać państwa w rodzinie.Gillyanne jest naszym skarbem.Uczy mnie, jak być damą.Rozległ się gromki śmiech.Gillyanne miała rację: jej rodzina uważała to za doskonały żart.Fionauśmiechnęła się szeroko.Connor miał już swoją Gillyanne, ale połączenie rodu Murrayów iMacEnroyów dawało jeszcze inne korzyści poza posiadaniem kochającej żony, dobrych ziem i sil-nych sprzymierzeńców.Oni nieśli ze sobą radość, kochali życie.Wkrótce w Deilcladach też zapanujewesołość.Prowadząc rodziców Gillyanne do warowni, Fiona pomyślała, że szczęście uśmiechnęło siędo nich tego dnia, kiedy Connor wyruszył pod mury Ald-dabhach, żeby zdobyć rękę kobiety, którabyła panią tej twierdzy.Podejrzewała, że on też o tym wie.Chwilami potrafił być całkiem bystry.- Czy Fiona miała na sobie suknię? - Connor, jeszcze trochę ociężały po uniesieniach miłosnych,uniósł się na łokciu i spojrzał na żonę.- Tak.- Zamroczona niedawno doznaną rozkoszą, Gillyanne nie była w stanie niczego więcejwykrztusić.290Connor miał ochotę ubrać się i zejść do rycerskiej komnaty, żeby zobaczyć to dziwne zjawisko nawłasne oczy, ale spojrzał na żonę i uznał, że jest zbyt kusząca, żeby ją teraz zostawić.- Naprawdę chciałaś mnie opuścić? - spytał, głaszczącjej piersi.-Taki miałam plan.Mówiła dziwnym tonem, więc postanowił zadać jej jeszcze jedno pytanie.- Postanowiłaś zmienić zamiar?- Tak, mama zadała mi kilka pytań.- O co spytała? -Czycię kocham.- A ty powiedziałaś tak".-To prawda.Potem spytała, czy naprawdę chcę ciebie opuścić.- A ty powiedziałaś nie".- Tak zrobiłam, chociaż nadal bałam się tu zostać, kochając ciebie i nie wiedząc, co ty czujesz domnie.Zamiast odpowiedzi Connor obdarzył ją czułym pocałunkiem.- A trzecie pytanie? - Teraz całował ją po szyi.- Czy noszę w łonie twoje dziecko? - I co?-Wtedy pomyślałam, że będę musiała zmienić swój plan.Connor zawisnął nad nią całym ciałem, podpierając się dłońmi, żeby jej nie przygnieść.- Odjechałabyś, zabierając moje dziecko?-Nie, tego nie mogłabym zrobić.- Gillyanne oparła dłoń o jego muskularną pierś.- Ale nadal przyciskałaś mnie do muru.- A ty nie zrobiłeś tego samego?Connor przypomniał sobie wydarzenia ostatniej nocy.- Tak, ja też to zrobiłem.Położył dłonie na jej brzuchu.- Jesteś tego pewna?291-Tak.Ostatni raz krwawiłam na dzień przed naszym ślubem.Położył się na niej i ujął jej twarz w dłonie.- Wszystko będzie dobrze.- Na pewno, skoro mnie kochasz- Tak samo jak ty mnie.-Tak jak ja ciebie.Connor pocałował ją, Gillyanne była szczęśliwa.Jej wiking pewnie nigdy nie nabierze wprawy wmówieniu czułych słówek, ale ona miała wszystko, czego pragnęła.Poza tym, pomyślała, kiedy zacząłsię z nią kochać, zaczynam wierzyć, że czyny są ważniejsze niż słowa, a przede wszystkim dają owiele więcej przyjemności.292EpilogJakaś armia podchodzi pod nasze mury.Connor trzymał w ramionach swojegosześciotygodniowego syna, Beathana, i uczył go robić wyniosłe miny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]