[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Damy zaczęły zbierać swoje szale i torebki,a mężczyzni wkładali programy do kieszeni.Kilkoro słucha-czy zgromadziło się wokół pulpitu, żeby porozmawiać z po-etami.Katherinewstała z miejsca, niepatrząc na Aleca.- Zaraz wrócę - powiedziała.- Chcę pogratulować Sy-dneyowi.Nie zajmie mi to długo.- Pospiesznie przeszłado końca rzędu krzeseł, ale zamiast iść na przód sali, wy-mknęła się drzwiami na korytarz, wyraznie chcąc dostaćsię do pomieszczenia, w którym poeci spotykali się po od-czycie.Alec stał zakłopotany.Pozwolić jej na tych kilka minut samna samz Lovelace'em? Moją poezją jest, mą pieśnią, przypo-mniał sobie Alec.Nie ma mowy.Wciskając rękawiczki dokieszeni surduta, zaczął przeciskać się przez tłum, aż znalazł sięwmniej ciasnymholu, z którego można było wejść do pozo-stałych sal wykładowych.Po chwili dostrzegł Katherine idącąpod prąd, więc nie zdołała oddalić się zbytnio.Aniech ją!- PannoMerivale! Proszę zaczekać! - zawołał za nią.Jakimś cudemusłyszała goi zatrzymałasię.Kiedysię doniejdopchnął, po jej zaczerwienionych policzkach można było po-znać irytację, ale przynajmniej nie uciekała.Patrzyła tylko naniegowściekła.- Ocochodzi, lordzie Iversley? - zapytała sztywno.Dopierowtedyzdał sobie sprawę z tego, żewybiegł za niąbez przygotowanego planu działania.Tysiące odpowiedzi krą-żyło mu wgłowie.Sydney to skończony dupek.Zasługujeszna kogoś lepszego.Pragnę cię, a on tylko cię podziwia.Ale nie miał takiej łatwości władania słowemjak jego rywalSydney.Miał za toinnetalenty.Zauważył otwartedrzwi prowa-dzące z holu do jakiejś pustej sali wykładowej.- Tędy - powiedział, łapiąc ją za ramię i ciągnąc za sobąprzez rzednący już tłumwychodzących z odczytu.Dzięki Bogu nie opierała się.Ale gdy tylko zamknął za nimidrzwi, stanęła naprzeciwko niego ze skrzyżowanymi rękoma.janes+ifff78usolad-nacs 107- Czego ode mnie chcesz? Przecież powiedziałam, że zarazwrócę.- Dotrzymałemmojej części umowy.Oczekuję teraz obie-canej mi rekompensaty.Gdydotarłydoniej jegosłowa, z trudemprzełknęła ślinę.- Tutaj? Teraz? Dlaczego?Ponieważ chcę przepędzić Sydneya z twoichmyśli.- Adlaczego nie tu i teraz? - odparł, zbliżając się do niej, byWziąć ją wramiona.Spojrzała na niegobłagalnie.- Proszę cię, Alec.- Nie-uciął.-Już zbyt wiele razy słyszałem  proszę, Alec".Więc zanimpognasz do Sydneya, zamierzamwziąć to, comi sięnależy.- Nie dając jej więcej szans na sprzeciw, pocałował ją.Spodziewał się, że będzie stawiała opór, ale to, co zrobiła,było znacznie gorsze.Stała sztywno, nie walcząc z nim, ale teżnie reagując wżaden sposób.To było jak całowanie posągu.Tracącnadsobą panowanie, cofnął się i spojrzał na nią groznie- Dolicha, odwzajemnij mi pocałunek!Była niespodziewanie opanowana, jak na osobę, która niemalprzed chwilą okazywała zmieszanie pieszczotami ich dłoni.- Nie wspomniałeś nic o tym, że mamodwzajemnić twójpocałunek.Chciałeś pocałunku i już.Więc właśnie go sobieodebrałeś.- Mówiłemo rekompensacie.Ato nie była żadna rekom-pensata.Chociaż rumieniec na jej twarzy dowodził prawdy tegoStwierdzenia, Katherine wyswobodziła się z ramionAleca i ru-szyła wstronę drzwi.- Towszystko, comogę ci zaoferować.Więcej odemnieniedostaniesz.Dopadł ją wchwili, kiedy już kładła dłoń na klamce.Chwyciłza ramię i zaciągnął jak najdalej oddrzwi i okien, na tyle, na ilepozwalało nieduże pomieszczenie.Ignorując jej protesty, posa-dził ją na najbliższej ławce, nie pozwalając jej wyrwać sięz pułapki.janes+ifff78usolad-nacs 108- Zgodziłem się na dwugodzinne siedzenie i wysłuchiwaniejakiejś przeklętej poezji, więc, na Boga, dasz mi to, o co ciępoprosiłem, choćbymnawet miał cię tu więzić cały dzień.Rzuciła muwyzywającespojrzenie.- Całuj mnie, jeśli chcesz, ale nic nie poradzę na mojąreakcję.Nie czuję dociebie niczego.- To zaraz poczujesz - odparł i złapał ją za ramiona, przy-wierając ustami do jej ust.Powodowała nimzłość, więc i jego pocałunek był przepeł-niony gniewem, zbyt brutalny, gwałtowny, dlatego tymrazemKatherine stawiała opór.Zacisnęła pięści i próbowała ode-pchnąć go.Przez zasłonę gniewu dostrzegł jej opór i zmusił się doopanowania emocji.Lepiej będzie, jeśli okaże jej więcej delika-tności i szacunku, na jaki zasługuje.%7łeby potem nie mogłaoskarżyć go o znieważenie jej, kiedy on chciał jedynie, byspełniła swoją obietnicę.Zaczął muskać jej usta swoimi, przekonując się o ich de-likatności.Przygryzł delikatnie jej dolną wargę i im dłużejpieścił jej usta, smakując je i spijając z nichjej gorące tchnienia,tym bardziej mu się poddawała, aż wreszcie odwzajemniłapocałunek.Dopiero wtedy pocałunek stał się pełniejszy.Nie posiadającsię z radości wywołanej jej reakcją, zagłębiał się wjej ustachcoraz głębiej i głębiej, smakując słodycz jej jedwabistych warg.Rozluzniła dłonie i oparła je na jego piersi, a potemprzywarłado niego całymciałemi chwyciła go za klapy surduta.Na Boga, ależ ona jest cudowna i delikatna! Nie tylkojej usta,ale i dłonie, talia, biodra.Nigdy nie będzie miał dość tejpodniecającej przyjemności, nigdy nie zdoła spić całej słodyczyz jej cudnychwarg.Dopiero kiedy zesztywniała i odsunęła się, zdał sobie sprawęz tego, że obejmuje dłonią jej pierś.Jej cudownie delikatnąpierś, którą pragnął z całych sił pieścić ustami.- Dotykanie.nie było częścią umowy - odezwała się, kiedyzłapała oddech.janes+ifff78usolad-nacs 109Ale nie odtrąciła jego dłoni ani nie wymierzyła mu policzka,cobyłobardzowymowne.- Wiem- powiedział i zaczął całować jej szyję, nadal trzy-mając dłoń na jej piersi.- Nie powinieneś.tegorobić.- Dlaczego nie? Ponieważ niczegodomnie nie czujesz?- wyszeptał dojej ucha, a kciukiemzaczął pocierać czubekjejpiersi.Podniecił się jeszczebardziej, kiedyjej sutekstwardniałi był wyczuwalnyprzezmateriał.- Proszę.Alec.Jej westchnienie rozpaliłojego żądzei wgłowiemiał tylkojedno pragnienie.- Powiedz mi, że niepodoba ci się, żecię dotykam, żecięcałuję.- Aamiesz zasady- wyksztusiła.- Mężczyzna, którynie łamiezasad, przegrywa, kochanie.Aja nienawidzę przegrywać.- Jegorozchylonewargi znalazłysię przy jej rozpalonympoliczku.- Powiedz mi, że nie lubisztego.- Zębami chwycił płatek jej ucha, który był tak cudowny,%7łe mógłby go pieścić cały dzień.- I tego.- Zcisnął jej pierś.- I tego.- Nielubię.Niechcę.- Więc powiedz mi, czego chcesz.- %7łebymmógł przegnaćtego przeklętego Sydneya z twoich myśli raz na zawsze.Ale Katherine była myślami daleko od Sydneya.Dłoń Aleca,ciepła i podniecająca, która doprowadzała ją do szaleństwaprzez cały odczyt, była jedyną rzeczą, o jakiej mogła myśleć.Nie Uczyło się nic oprócz jej dotyku, pieszczot, ekscytującychdoznań, jakich nigdy nie przeżywała.Jego dłoń na jej piersi,Cudownie pobudzająca i rozpalająca jej dzikie, nieznane do-tychczas namiętności.Powinna sprzeciwić się tej zniewadze.Powinna odepchnąćgood siebie.Ale teraz zrozumiała, dlaczego wszystkie kobiety z  Sek-retówsztuki uwodzenia" tak ochoczo reagowały, kiedy męż-czyzna dotykał je poufale.To było najwspanialsze nieprzy-janes+ifff78usolad-nacs 110zwoite uczucie.Pomyśleć tylko, jak by to było, gdyby Alecdotykał jej nagiegociała.Jakby czytając wjej myślach, Alec zaczął rozpinać gorset jejstroju dokonnej jazdy.- Alec, co tyrobisz? - oderwała od niegousta, żebyszepnąćze zgrozą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl