[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uświadomiła sobie wtedy, a ta myślbyła jak niespodziewane ukłucie igłą, że przecież spokojnie spała tużobok Akivy, w jej mieszkaniu w Pradze.Co z nią było nie tak, że czułasię bezpiecznie nawet z nim?- To był twój pomysł, tak? Bo wtedy zamknęłam się przed tobą? - Ześcian zostały wyrwane wsporniki, żeby nie mogła zastąpić sztaby czyminnym.- Chcesz, żeby ktoś zabił mnie we śnie?- Uspokój się, Karou - poprosiła Ten.- Nikt nie chce cię.- Naprawdę? Nikt nie chce, czy tylko nikt tego nie zrobi?Spodziewała się, że Ten zbędzie to milczeniem?- Niech ci będzie.Nikt tego nie zrobi - stwierdziła wilczyca.-Jesteśpod ochroną Białego Wilka.To lepsze niż jakikolwiek kawałekdrewna.A teraz chodz.Wracajmy do pracy.Trzeba skończyćEmyliona, a dzisiaj wieczorem do dołu idzie Hvitha.I już? Miała potulnie wejść do swojego pokoju i dalej realizowaćwskrzeszeniową listę życzeń Wilka? Nie ma mowy.Karou odwróciłasię w stronę schodów, ale Ten stała jej na drodze, więc Karou przeszłaprzez pokój do otwartego okna.Jeśli Thiago chciał ją mieć podkontrolą, pomyślała, lepiej niech znajdzie dla niej cień, który będziepotrafił latać.Ten zdała sobie sprawę, co Karou zamierza zrobić, izawołała ją dokładnie w momencie, kiedy Karou zrobiła krok wprzestrzeń i zawisła w niej wystarczająco długo, żeby rzucić Tenwyzywające spojrzenie, a potem runąć w dół.Szybko.Głośny wizgpowietrza spowolniony w ostatniej chwili i w kucki wylądowała naziemi cztery piętra niżej.Auć.Zahamowała trochę za pózno i bolały ją podeszwy stóp, aleefekt z pewnością był dramatyczny.Ten wyglądała przez okno i Karoumiała ochotę pokazać jej coś bardzo brzydkiego, i to w brytyjskiejwersji, znacznie fajniejszej, w kształcie litery V, nie po amerykańsku zpojedynczym palcem, ale to byłoby przecież śmieszne.Nie bądz takimczłowiekiem, powiedziała sobie i poszła poszukać Wilka.Pewnie był w wartowni, w na wpół zburzonym budynku, w którymspotykał się ze swoimi kapitanami, rysował mapy w brudzie, na ziemi,zmazywał je, maszerował, perorował i planował.Karou ruszyła wtamtą stronę i minęła Hvithę, który krótko skinął jej głową i nawet niezwolnił kroku.Do zobaczenia wkrótce, coś mi się zdaje, pomyślałaKarou z żalem.Hvitha nie był dla niej miły, ale niemiły też nie był; byłwobec niej żaden, ale na pewno nie było przyjemnie żyć zeświadomością, że za kilka godzin będzie się miało poderżnięte gardło.Cóż to była za strata mistrzowskiego rzemiosła Brimstone'a.To nie moja sprawa.Minęła ścianę, na której suszyły się w słońcu ubrania, i uświadomiłasobie, że to miejsce zaczyna sprawiać wrażenie zamieszkanego dziękiniej.W ciągu ostatnich kilku dni wskrzesiła dziewięciu żołnierzy - zpomocą Ten szło znacznie szybciej, ale do diabła, jej ramionawyglądały jak mielonka - i wszędzie było jakby więcej życia.Słyszałamłot Aegira i widziała dym wylatujący z kuzni, czułaprawie-nieistniejący-ale-jednak-wyczuwalny zapach gotującego siękuskusu i nawet-w-połowie-nie-dość-pomijalny smród fundamentówpod ścianą; pod nią chodzili się wysikać żołnierze, którym nie chciałosię wyjść z kazby albo - no halo! - polecieć.Bardzo proszę, oto wasze skrzydła, a teraz zróbcie z nich użytek ilećcie kawałek dalej, żeby się wysikać.Proszę, dziękuję!Kłótnia, wybuch śmiechu, a potem dochodzący z dziedzińca brzęknowo wykutej broni, trzymanej w nowo wykutych - przez nią - rękach,bo jej najnowsze zjawy zaczynały właśnie czuć swoje ciała, skrzydła icałą resztę.Zatrzymała się na chwilę, żeby popatrzeć, i od razuzauważyła Ziriego.Był z Ixanderem, najstraszniejszym jak do tej porypotworem, przy którym wyglądał jak krasnal.Ixander zawsze byt wielki - należał do Akko, jednego z roślejszychplemion, będących filarem armii - ale teraz osiągnął wzrostniedzwiedzia grizzly, miał może trzy metry i był potężny i wyposażonyw mnóstwo zębów według wskazówek Thiaga.Skrzydła miał prawietak wielkie, jak u burzołowcy, i mięsień potrzebny do operowania nimimusiał być tak wielki, że jego zgarbione niedzwiedzie plecy sięrozrosły.Ciało wyszło nieeleganckie i Karou było z tego powoduprzykro.W przelotnym kontakcie jego dusza zdziwiła ją swojąsielskością.Wrażenie duszy było doznaniem zmysłowym: dzwiękiem, kolorem,skrawkiem obrazu albo uczucia, a Ixander był łąkowy.Plamy światła,pąki kwiatów i cisza, coś zupełnie przeciwnego niż zwaliste potworneciało, które z pomocą Ziriego właśnie uczyło się siebie.Ziri wzbił się w niebo, bezgłośnie i z gracją, a potem gestemprzywołał Ixandera, co ten uczynił, ale ani cicho, ani wdzięcznie.Uderzenia jego skrzydeł wywoływały hałas i wzbijały w powietrzekłęby kurzu, które dotarły aż do Karou, stojącej po drugiej stroniedziedzińca.Zaczęli ćwiczyć wojskowe manewry i Karou skupiła sięcałkiem na Zirim, nie Ixanderze.Zapomniała o wściekłości, o tym, comiała do załatwienia, bo widok Kirina w locie wrócił ją do dawnychczasów.Za każdym razem czuła się tak, jakby wpadła z powrotem w Ma-drigal.Nigdy nie czuła się chimerą bardziej niż w chwili, gdy zoba-czyła Ziriego w locie, ale nigdy też nie była bardziej człowiekiem niżmoment pózniej, gdy przypomniała sobie, kim jest teraz.To nie byłorozczarowanie.Była, kim była.Trochę ją to tylko dezorientowało,czuła chwilowe oddziaływanie między obydwiema jazniami, którezawsze będą oddzielnymi bytami, jak dwa żółtka w jednym jajku.- Mogłabyś znowu być Kirinką - powiedziała jej nad rzeką Ten.- Co? - Karou płukała włosy i pomyślała, że może coś zle usłyszała.- Mogłabyś być chimerą.Może dzięki temu inni łatwiej by cięzaakceptowali.- Znów obejrzała Karou od stóp do głów i dziwowałasię jej nieudanym człowieczeństwem.- Mogłabym ci pomóc.- Pomóc mi? - To chyba żarty! - To znaczy zabić mnie, tak? Wielkiedzięki! Ale Ten nie żartowała.- Och nie.To oczywiście zrobiłby Thiago, ale ja bym cię wskrzesiła.Musiałabyś tylko pokazać mi jak.Aha, i już?- Wiesz co? - zastanawiała się Karou z dużym, sztucznie radosnymuśmiechem.- Zamiast tego przeróbmy ciebie! Mam mnóstwonajróżniejszych pomysłów na twoje następne ciało.- Ten nie spodobałosię to, ale Karou miała gdzieś, co się podoba Ten.Wciąż byławytrącona z równowagi.Czy Ten i Thiago rozmawiali o tym? Możerzeczywiście byłoby jej łatwiej, gdyby wyglądała jak chimera, ale narazie nie było sensu choćby o tym myśleć.Karou musiała byćczłowiekiem, żeby zdobywać dla nich jedzenie, materiały na ubranie isurowiec do kuzni Aegira.Nie mówiąc już o zębach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]