[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest te\ nowy chłopiec, nazywa się Jean-Loup Rimbault.Wpadł Suzanne w oko.Podoba się równie\ Chantal, chocia\ nigdy nie zwraca na nie uwagi i nie bierzeudziału w ich grach.Zrozumiałam, o czym myśli Suze.Odszczepieńcy i frajerzy stoją z tyłu.Najpierw czarne dzieciaki z drugiej stronyButte, które nie wychylają nosa spoza własnej grupy i nie gadają z pozostałymi.Potem Claude Meunier, jąkała, Mathilde Chagrin, grubaska i około tuzinamuzułmanek, które na początku semestru narobiły tyle szumu o chusty.Kierującwzrok w stronę tyłu kolejki zauwa\yłam, \e \adna nie stoi z gołą głową: podczaslekcji nie wolno im nosić chust, więc zakładają je z chwilą opuszczenia szkoły.Suze uwa\a, \e to głupota, bo skoro mają mieszkać w naszym kraju, powinny byćtakie jak my, ale tylko powtarza słowa Chantal.Nie rozumiem, o co się czepia.Nobo czym ró\ni się chusta od podkoszulki czy zwykłej pary d\insów? W końcu toich sprawa, co noszą.Suze nadal obserwowała Jeana-Loupa.Jest wysoki i chyba dosyć przystojny,ma czarne włosy i grzywkę, która zasłania większość twarzy.Ma dwanaście lat,jest rok starszy od nas.Powinien być klasę wy\ej.Suze mówi, \e został na drugirok, ale jest naprawdę mądry, zawsze w czołówce.Podoba się wielu dziewczynom,ale nie dba o powodzenie.Patrzyłam, jak stoi oparty nonszalancko o znakprzystanku i patrzy w monitor małego aparatu cyfrowego, z którym nigdy się nierozstaje. O Bo\e szepnęła Suze. Zagadaj do niego.Uciszyła mnie ze złością.Jean-Loup na chwilę podniósł wzrok, po czym znówzajął się aparatem.Suze jeszcze bardziej poczerwieniała. Spojrzał na mnie! pisnęła.Chowając twarz w kapturze, łypnęła na mnie iprzewróciła oczami. Zrobię sobie pasemka.Pójdę tam, gdzie chodzi Chantal.Mocno złapała mnie za rękę, a\ zabolało. Wiem dodała. Mo\emy pójśćrazem! Ja zrobię pasemka, a ty wyprostujesz włosy. Odczep się od moich włosów. Daj spokój, Annie.Będzie fajnie.I. Powiedziałam, odczep się! Teraz naprawdę mnie wkurzyła. Dlaczego wkółko o tym nadajesz? Jesteś beznadziejna skwitowała Suze, tracąc cierpliwość. Wyglądasz jakostatnia kretynka i masz to gdzieś?Kolejna z jej zagrywek.Niby zadaje człowiekowi pytanie, ale tak naprawdęstwierdza fakt. A jeśli nawet? odparowałam.Wzbierająca złość zabulgotała we mnie jakwoda pod pokrywką czajnika, gotowa w ka\dej chwili wydostać się napowierzchnię, czy mi się to podoba, czy nie.Wtedy przypomniałam sobie słowaZozie w angielskiej herbaciarni i zapragnęłam zrobić coś, aby zetrzeć z twarzySuze ten protekcjonalny uśmieszek.Nic złego, nigdy bym się do tego nie posunęła.Ale \eby popamiętała.Skrzy\owałam palce za plecami i powiedziałam w myślach:Zobaczymy, co powiesz na TO.I wtedy coś zobaczyłam.Przelotny grymas na twarzy, który zniknął równieszybko, jak się pojawił. Wolę być kretynką ni\ klonem uzupełniłam.Potem odwróciłam się i pod obstrzałem spojrzeń pomaszerowałam na konieckolejki.Suze stała jak niepyszna i wytrzeszczała oczy, brzydka jak noc z tymiswoimi rudymi włosami, twarzą czerwoną jak burak i rozdziawionymi ustami.Nie jestem pewna, czy miałam nadzieję, \e pójdzie za mną.Mo\e i tak, ale nieposzła.Po przyjezdzie autobusu usiadła obok Sandrine i więcej na mnie niespojrzała.Po powrocie próbowałam opowiedzieć o wszystkim maman, ale rozmawiała zNico, owijając jednocześnie papierem bombonierkę trufli rumowych i szykującprzekąskę dla Rosette, a poza tym nie bardzo umiałam znalezć odpowiednie słowana określenie tego, co czuję. Nie zwracaj na nie uwagi poradziła wreszcie, nalewając mleko domiedzianego rondla. Przypilnuj, dobrze? Mieszaj delikatnie, a ja zawinębombonierkę.Trzyma składniki do gorącej czekolady w szafce w tyle kuchni.Z przoduchowa rondle, lśniące formy w rozmaitych kształtach i granitową płytę dohartowania.Obecnie stoją bezu\yteczne; większość dawnych przyborów zalega wpiwnicy.Nawet za \ycia madame Poussin nie było czasu na przyrządzanie naszychspecjałów.Ale zawsze jest czas na gorącą czekoladę na mleku, z mieloną gałkąmuszkatołową, wanilią, brązowym cukrem, kardamonem isiedemdziesięcioprocentową kuwerturą (zdaniem mamy jedyną, którą wartokupować).Jest gęsta i zostawia gorzkawy posmak na języku, jak karmel o krok odprzypalenia.Chili dodaje nieco \aru (trzeba pamiętać, \eby dodać tylko odrobinę,dla smaku), przyprawy zaś tworzą kościelny aromat, który nie wiedzieć czemuprzypomina mi Lansquenet, noce w mieszkanku nad chocolaterie i tylko nas dwie,z Pantoufle'em przycupniętym obok i świecami płonącymi na stoliku ze skrzynkipo pomarańczach.Oczywiście tu nie mamy takiego stolika.W zeszłym roku Thierry urządził namcałą kuchnię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]