[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wiktor oklapł, dostrzegając w moichoczach coś niepokojącego. Powtórzę zatem ostatni raz pytanie: gdzie jest Kruk? Naprawdę nie wiem.Był w tym tygodniu, wybierałsię do  Kiszki. Do kogo?  Dziwny człowiek.Tylko mu pogroziłem,a od razu się złamał, jakby nie wiedział, że to blef.Co onmyślał, że naprawdę narobię hałasu na ulicy? Gdybymwyjął nóż, wtedy tak, zagrożenie byłoby bardziej realne. Nie wiem. Zła odpowiedz. Zmięknąć może i zmiękł, aleniczego ciekawego nie powiedział.I jak tutaj sprawdzić,czy nie kłamie? Musiałbym go jednak postrzelić.W tokolano na przykład. Naprawdę nie wiem  pospieszył z zapewnieniemhandlarz, dostrzegając moją rozterkę. W ogóle więcejmilczał niż mówił. Diabli z tobą  westchnąłem, chowając pistolet. Jakgo zobaczysz, powiedz, że Sopel go szuka.I jeśli znajdziemnie pierwszy, będzie mu to policzone na plus.Mieszkamw  Przystani. Zostawiłem Czapina w spokoju; nie spiesząc się,poszedłem skrótami do Czerwonego.Służba w Drużyniema jedną wielką zaletę: można wymachiwać spluwą przyświadkach i nie martwić się, że czekają potem kłopoty itrzeba się ukryć w najciemniejszym kącie.Obok mnie przejechał łazik, poskrzypując na wybojachresorami.Czterech drużynników czujnie obserwowałookolicę.Samochód nieoczekiwanie przyspieszył i nadalskrzypiąc, skręcił za róg.O żeż ty, dupska sobie wożą, nadarmo benzynę marnują.Dziwne, ledwie odszedłem kawałek od PołudniowegoBulwaru, a ludzi wymiotło jakby wicher przeleciał.Pewnie, zaczynał się już wieczór, ale nie było jeszczeósmej.Za wcześnie na sen, to nie zima.Bardzo dziwne.Poczułem swąd spalenizny, kiedy doszedłem do domu,którego fasada wychodziła na Czerwony Prospekt.Paląśmieci, czy jak? A może gdzieś wybuchł pożar? Nie,pożar raczej nie, bo nie widać zwyczajnej przy takieokazji krzątaniny, żadnych gapiów ani straży pożarnej.Aha, już widać, co to.Dym walił z poczerniałegowejścia sklepu spożywczego.W pobliżu stało pięciuChińczyków i słuchało machającego rękami brodategogrubasa o słowiańskim wyglądzie.Jak nic właścicielspiera się z żółtkami.Co tu się dzieje? Chińczycy gonapadli czy też odwrotnie, przybyli mu na pomoc?Ciekawe też, dlaczego wszyscy, mimo tak ciepłej pogody,paradują w długich płaszczach? Triada ma takie uniformyczy co? Nie wiem, jak z modą mafijną kitajców, ale płaszczespełniały bardzo praktyczną rolę, a mianowicie poddługimi połami kryły się szerokie miecze i kindżały.Dostrzegłem to w chwili, gdy od strony prospektunadeszło marszowym krokiem sześciu ludzi.Nawet bezprzyszytych na kurtkach emblematów z kołem zębatymowiniętym kolczastym drutem, nietrudno byłobyodgadnąć, iż to jedna z brygad bojowych Cechu.Chińczycy wyjęli oręż, stając w najrozmaitszych,fantazyjnych pozycjach, a właściciel sklepu zanurkowałdo zadymionego pomieszczenia.Skaczący do atakucechowi okazali się nie gorzej wyposażeni odprzeciwników: stalowe łańcuchy z kulami najeżonymikolcami, długie noże i pałki pojawiły się w ich rękach jakna skinienie czarodziejskiej różdżki.Starli się, zadzwięczała stal, rozległy się okrzyki i jęki.Liczebna przewaga i wzorowa koordynacja żołnierzyCechu z miejsca dała się odczuć.Trzech Chińczyków odrazu odpadło z rozgrywki.Potylicy jednego sięgnęłakolczasta kula, dwóch cechowi zarżnęli dziękiniesłychanie szybkim ruchom i reakcjom.Pozostali przyżyciu w porę cofnęli się pod ścianę i tu odpierali ataki,kreśląc klingami mieczy skomplikowane wzory.Ich położenie wydawało się już beznadziejne, ale wpewnej chwili z wnętrza sklepu wyleciała metalowagwiazda i wbiła się w plecy jednemu z bojowców Cechu.Raniony został wybity z rytmu, przez co nie zdążyłuniknąć ciosu wyprowadzonego przez szermierza z Triady.Ten ostatni, chociaż zdołał wykorzystać okazję,sam runął na ziemię z rozprutym gardłem.Chińczyk zsiwymi wąsami wyskoczył ze sklepu, łamiąc w rękachdrewniany pręt.Najbliższy przeciwnik zamienił się wdymiącą pochodnię.Na wszelki wypadek schowałem się za węgieł.Do czarownika natychmiast ruszyło dwóch cechowcówi zanim zdążył wyjąć ze skórzanego futerału przy pasienastępną różdżkę, kilka razy cięli go nożami.Wymachujący mieczem ostatni Chińczyk odskoczył nabok, rzucając się do ucieczki.Nie zdołał jednak odbieczbyt daleko, gdyż umiejętnie rzucony łańcuch podciął munogi, a podnieść się już biedak nie zdołał, kiedy godopadli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl