[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.[.]70Marian Dąbrowski (1882-1925), legionista, działacz polityczny, publicysta, od 1911 mąż Marii zSzumskich Dąbrowskiej.Studiował medycynę w Warszawie oraz nauki społeczne w Lozannie.Członek PPS,współorganizator ruchu niepodległościowego.Po 1918 w randze majora wysoki urzędnik w Ministerstwie SprawWojskowych.Członek Wielkiej Loży Narodowej Polskiej (zob.Ich noce i dnie.Korespondencja Marii iMariana Dąbrowskich 1909-1925.Wstęp i opracowanie E.Głębicka, Warszawa 2005).Kowalska wspomina ozapisie Dąbrowskiej w Dziennikach z 21 czerwca 1933 (zob.M.Dąbrowska, Dzienniki 1926-1935.Wybór,wstęp i przypisy T.Drewnowski, Warszawa 1999, s.229).19443 I [1944]Rano o siódmej trzydzieści do policji w Alejach po przepustkę.Odmówiono mi.Zmartwiłam się, ale tylko na chwilę odmowy.Potem z radością wróciłam do domu, takjakbym wracała z podróży.Prawie tak.M.skarży się na brak bodzca, brak ochoty do pracy, więcej - do życia niemal.Zwykletakie oświadczenia wywołują we mnie rozpacz i łzy.Nie ma już łez, ale jest bezsenność ipogardliwy stosunek do siebie.Jerzy obrażony, że mało z nim przebywam, a właśnie miałabym ochotę na długie znim spacery, gdyby nie ta beznadziejna wichura i deszcz marcowy.6 I [1944]M.zachorowała znowu.Nerki.Temperatura trzydzieści dziewięć stopni.Oczyzaczerwienione.Ból w całym ciele.Jedyne leczenie: proszki od bólu głowy.Martwi mnie to imęczy, czuć cierpienie i być zupełnie bezsilnym.[.]13 I [1944]%7łyje się, jakby życie było próbą, po czym jedno przeżycie się przyjmie, inne odrzuci.Są dnie, w których przeżywa się coś, ale jakby w niepełnym stanie świadomości.[.]Nadciąganie bolszewików zmieniło zupełnie cały nastrój.Każda zaczęta praca wydajesię być zarozumialstwem, wprost karykaturą pracy.Drugi raz musieć przeżyć to skrwawienie,splugawienie kraju.Poczuć się niewolnikiem nadskakującym, schlebiającym, oddychaćpowietrzem zdrady, czuć mord - nie, to nie.25 I [1944][.] Rano widok bud wywołał jakieś pragnienie: być z tymi, którzy cierpią, być potamtej stronie, nie tu gdzie się myśli o swojej ważności i wygodzie.Zanurzyć się wsamotności cierpiących.3 II [1944]Od przedwczoraj miasto znowu tragiczne.Egzekucje.Legitymowania.Rewidowania.Wczoraj minęły mnie cztery auta gestapowców wracających z egzekucji.Twarzeniezapomniane, przerażające.Dziś nasza dzielnica od strony Politechniki zamknięta.Mówią, że będą rozstrzeliwaćw Politechnice.Przechodnie mają twarze martwe.Mimo wiosennej pogody ponurość wpowietrzu i jakaś teatralna groza.[.]4 II [1944]Jerzy b.zdenerwowany, zle się czuje, zle wygląda.Jedyna jego przyjemność toodczytywanie w gazetach niemieckich wiadomości o zniszczeniu miast niemieckich.[.]Rano w aptece Potockiego, za mną jakaś pani o wystających oczach i histeryczniezaciśniętych ustach ciągle się skarżyła, jęczała, płakała.Kupowała pięć proszków.Wreszciewyszła, nie zapłaciwszy. Nie trafiła do kasy - powiedział sprzedający.Naprzeciwko apteki mur postrzelany kulami z krzyżem namalowanym kredą.Miejscemęczeństwa egzekucji.Ulice przypominały rok 1939.Ulice puste, tylko w bramie dozorca z przyjaciółmirozmawiali, wypatrując.Powszechnie mówiono o wyrzucaniu Polaków z okolic placuTeatralnego.M.ma zaczerwienione oczy, bolą ją nerki.Mimo to intensywnie pracuje.Bardzo jestdzielna, lubię bardzo, gdy pracuje; p.Stanisław jest tak zadowolony, dumny jak ojciec.Wierzba płacząca, która mnie przywitała w pierwszą niedzielę mego przyjazdu, jestżółta.6 II [1944]Budzę się jakby ze łzami, w strasznej, nie do wypowiedzenia żałości za dawnymiczasami, za atmosferą naszego domu sprzed dziesięciu laty, za sobą samą.Cały dzień smutny.Nagle nie mogę już znieść wojny.Po prostu cała wojna jestnieznośnym cierpieniem.Gdyby była jakakolwiek szansa, pojechałabym do Lwowa, żal mi tego miasta, a nadewszystko żal mieszkania przy Jabłonowskich.Kilka dni było tam tak cudownych.[.]7 II [1944]Równe, Auck, podobno Tarnopol i Włodzimierz zajęte.Nikt nic nie rozumie.Aamiąsię i zamazują, topnieją i zanikają osie myślenia, rozumowania.Apokaliptyczni jezdzcyprzebrani w maski balowe.Popi prawosławni odprawiają nabożeństwa po wkroczeniuCzerwonej Armii.[.]8 II [1944]Wpadłam w strzelaninę na Brackiej.Nie doznałam ani uczucia strachu, aniwzruszenia.Same strzały nie przerwały myślenia: ot strzelają, dopiero widok karabinów iruszających się postaci gestapo pchnął mnie w ulicę Widok.Nowa lekcja.Bardzo nieprzyjemna.Robią wrażenie półinteligentów.Jak obrzydły jestdla mnie dom mieszczański! Dociąganie się do jakiegoś stylu. Salon , jadalnia.Krygowaniesię.Obmierzła, obrzydła, zdechła padlina z kawiarń, kościoła, dancingów.Patrzę na takichludzi oczami zupełnego potępienia.Gorsi są od ludzi Balzaca.Pamiętać: jak nieobecność karmi miłość, jak fantazja nieskrępowana, wolna odwpływów drugiego człowieka, od nastającej jego obecności rozkwita.Nieobecność jest próbąmiłości, gdyż niesłusznie uwierzyliśmy, że les absents ont tort71.Ale o wiele większą jest dlamnie długa obecność, długie przebywanie.9 II [1944]Pierwsza lekcja koło wiaduktu.Nieprzyjemne otoczenie.Nieprzyjemni ludzie, anajgorsze to przypomnienia z tych czasów, kiedy dawałam lekcje francuskiego jakieśdwadzieścia, dwadzieścia dwa lata temu.Ta opanowana niecierpliwość, to znudzenierozmową przypominającą kierat.Wprawdzie tak intensywnie wtedy żyję na stronie , aby sięodkuć za nudę i gwałt dokonywany na mojej nieśmiertelnej duszy.Ogromna liczba aut Czerwonego Krzyża.Tłumy stoją pod krzykaczkami.Jest to takdobrze znane mi uczucie drętwienia miasta przy nadchodzących zmianach.Wedle dzisiejszejplotki Niemcy mordują więzniów we Lwowie, a bandy bolszewickie dochodzą pod Lublin.Tymczasem żyjemy w mikrokosmosie Polnej.[.]Odtąd wisimy na włosku Opatrzności.Strach przed nieznaną przyszłością kraju i tylumilionów ludzi, jakieś zapadanie się w bagno niezrozumiałych czasów i tego, czym się żyło.Są ludzie, którym się zdaje, że ponieważ natura ludzka nie ulega zmianie, to musząwrócić te same warunki życia, jakie były dotąd.Przechodzą dość rozsądnie koło miejsc, gdzierozstrzeliwani są dziesiątkami, setkami ludzie w papierowych workach i z zakneblowanymiustami.Utrata pół Polski, Katyń, Oświęcim, Majdanek - to straty wojenne, konieczne.Jestprzecie wojna.To, że Niemcy miliony bolszewików wygubili - to dobrze, bo to bolszewicy.To, że bomby spadają na Niemcy, to dobrze, bo to Niemcy.Bomby na Londyn, to ich nauczy,tych Anglików itd.Przedziwna dobra wola.Zwiat dławi się, wszystkie drogi świata, wszystkie pola, domy, kamienie nawet zostałyobrażone, skalane widokiem zbrodni.Mówi się o polityce, ale nikt nie ma świadomości tego,co się dzieje.To już nie jest hipokryzja, to jest współudział.Jak żyć bez Boga, bez ojczyzny,bez etyki, bez poczucia odpowiedzialności, ładu, harmonii.A przecie tak żyjemy.Niebozdjęte jest znad naszych głów, ziemia zapada się pod naszymi stopami.Kiedy się idzie drogą,zdają się trzeszczeć kości i czaszki pod stopami.Tymczasem cukiernie są otwarte.Ludzie czekają na koniec wojny, aby żyć dalej takjak przedtem.Nie czują się winni, nie gnębi ich to nieszczęście bez dna, tylu Bogu duchawinnych ludzi.Nie ma potrzeby odkupienia, donikąd się nikt nie dopielgrzymuje.Radio proponuje wizję świata radośnie, godnie uporządkowanego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]