[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej błyszczące kasztanowe włosy spływały na ramionazdyscyplinowanymi falami, uśmiechnięte wargi miały idealny odcień różu, który u innych dziewcząt wydałby się przesadny.Owszem, zamroczyła go ta edukowana panna swym majestatycznymspokojem, niewątpliwie świadczącym o - nazwijmy to - klasie, jakiej niedostawałosię wszystkim miłym dziewczynom z Południa, z którymi do tej pory chodził narandki.I w nim musiało być coś równie fascynującego, nowego i pociągającego, bo wprzeciwnym razie, czy zgodziłaby się wyjść z nim z zabawy? Czy potem spędzałabyz nim każdy dzień swej wizyty u przyjaciółki, pozwalając mu się całować godzinamina przednim siedzeniu jego kabrioletu, aż zaczynały boleć ich opuchnięte wargi ioboje czuli się chorzy z pożądania?Nie pozwalała mu natomiast dotknąć swych nagich piersi.Jej zasadą było:żadnych kontaktów poniżej obojczyka.Och, do dziś pamięta to uczucieniezaspokojenia, silniejsze od największej przyjemności intymnego kontaktu zkobietą; uczucie, z którym oboje nie wiedzieli co począć, jako że w 1947 roku coświęcej niż całowanie było nie do pomyślenia dla arystokratki z Filadelfii.Nawiasemmówiąc, dla miłej Kalifornijki również.Wobec tego uciekli.Mike Kilkullen i Lydia Henry Stack, dwoje głupszych niżprzewiduję ustawa, zakochanych, opętanych seksem smarkaczy, którzy nie powinninawet spojrzeć na siebie, a co dopiero się żenić, uciekło, bo nie mogli wskoczyć dośpiwora i nie wychodzić z niego przez kilka tygodni.Połowa jego pokolenia postąpiłatak samo, podejmując decyzję, która w ich przypadku okazała się katastrofalna, cozrozumiał znacznie pózniej, bowiem jego katolickie pochodzenie i jej suroweprotestanckie wychowanie wykluczało łatwy rozwód.Dopiero patrząc na swoje małżeństwo z perspektywy czasu zrozumiał, żeznacznie dłużej niż ona - lata całe - nie zdawał sobie sprawy z tego, do jakiegostopnia było pomyłką.Na początku wydawało mu się, że wszystko gra.Zrozpoczęciem roku akademickiego wynajęli małe mieszkanie w Palo Alto.Prawda,że gdy pójście do łóżka zostało zalegalizowane, wspólne pieszczoty nie wydawałysię im już tak wspaniałe, jak sobie to wcześniej naiwnie wyobrażali.Liddy, którauwielbiała być całowana, nie lubiła seksu.Prawdziwy akt przerażał ją,unieszczęśliwiał i chociaż Mike starał się być bardzo delikatny, nigdy nie pokonaław sobie obrzydzenia, jakim napawała ją ta, w jej opinii, nieestetyczna, niepożądanaczynność.Mike wierzył, że z czasem to się zmieni, zwłaszcza że Liddy nader prędkozaszła w ciążę. Podczas tych pierwszych miesięcy Liddy często zamykała się w łazience ipłakała.Przyłapana przez niego, tłumaczyła się, że jest rozstrojona nerwowo.Razpowodem była przedwczesna ciąża, kiedy indziej wciąż obrażeni o jej ucieczkęrodzice.Dopiero pózniej zrozumiał, że płakała z bezsilnej wściekłości na siebie.Niemogła sobie darować, że wpakowawszy się pod wpływem impulsu w niepotrzebnemałżeństwo, zrujnowała sobie życie, zamiast wrócić na Wschód, gdzie było jejmiejsce, do miasta, które kochała; między ludzi ze swego środowiska i mieć jeszczewszystko przed sobą.Byli za młodzi, o wiele za młodzi na małżeństwo bez namiętności.Z namiętnością zresztą też, myślał Mike gorzko.Przylgnęli do siebie niewiedząc nic o życiu, ani o sobie wzajemnie.Dla niego Liddy była skarbem, któryodebrał wschodniemu sercu amerykańskiej cywilizacji i kultury; dla niej on stanowiłucieleśnienie fałszywego.splendoru Dzikiego Zachodu - oto spadkobierca wielkiegorancza, bohater wojenny, prawdziwy mężczyzna w jej niedoświadczonych oczach.Ich wielki romans okazał się po prostu kolejną, wystawioną w bogatszychkostiumach wersją  Kowboja i Damy.Tak więc okazało się to jedną wielką żałosną pomyłką.W jedenaściemiesięcy po ich ucieczce przyszła na świat Waleria.Następnie, gdy szykował się dorozpoczęcia drugiego roku studiów, jego ojciec zmarł na zawał serca.W ciągu jednejnocy, umiejąc tylko tyle, ile nauczył się przed pójściem do wojska, on, ostatni męskipotomek Kilkullenów został głównym szefem rancza.Szefem stada był w owymczasie stary Emilio Hermosa.Mike dosłownie przykleił się do niego, by przyswoićsobie najdrobniejsze szczegóły funkcjonowania rancza.Jezdzili furgonetką, gdyżobszar, który musiał poznać, był tak duży, że nie dawało się go objechać konno.NaLiddy, mającej małe dziecko, spadł obowiązek prowadzenia ogromnej hacjendy,wydawania poleceń służbie i ogrodnikom.Nie mieli czasu na analizowanie swegonieudanego małżeństwa.Dwa lata pózniej urodziła się Fernanda.Dzięki córkomzdołali wytrzymać ze sobą jeszcze parę lat.- Co robisz, tato, w tych ciemnościach? - spytała Jazz, podchodząc do niego zboku.- Wspominam.- Z zaskoczenia powiedział prawdę.- Co?- O, czerwone wino.Dziś się tu pije szampana, wódkę i białe wino.Kiedyśpijaliśmy wyłącznie zwykłe czerwone wino z winnic Anaheim. - Wiem,  Różowy Disneyland ?- Disneya nie było jeszcze na świecie.A panie z zasady nie piły, najwyżej razdo roku.- Widzę, że napadły cię jakieś prehistoryczne rasistowskie wspomnienia.- Być może.Powtarzam to, co mówił mi twój pradziadek.- Zatańczymy?- Z największą przyjemnością - odparł i wyprowadził ją z cienia na parkiet.Dziś podobam się sobie do szaleństwa, pomyślała Jazz z euforią, gdy poskończonym tańcu z ojcem przepychała się przez tłum; przystając co chwila, by się zkimś przywitać, jako że znała wszystkich gości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl