[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawie przez pół dnia siedział na leżaku, ciesząc siępierwszym naprawdę wiosennym, popołudniowym słońcem.Z niecierpliwością czekał na ten dawno już zaplanowanywspólny weekend w rodzinnej posiadłości, jak żartobliwienazywała to miejsce Monika.Uznali, że należy im się chwilawytchnienia, kilka dni bez szpitala i umierania. Rodzinna posiadłość okazała się niewielkim, ale uro-czym domkiem w mazurskiej miejscowości, której nazwęAleks ciągle zapominał.Właściwie nie była to miejscowość,bo chata stała na odludziu, otoczona lasem.Połyskująca w oddali tafla jeziora, nieporuszana naj-mniejszym nawet wiaterkiem, pomost i przycumowana dopomostu niewielka łódka uzupełniały ten sielankowy widok.Chata była urządzona komfortowo i gustownie.Była wniej ciemna dębowa podłoga i kamienny kominek.Prawdziwą169ozdobę stanowiły jednak meble.Czegoś takiego Aleks jesz-cze w życiu nie widział.Całe umeblowanie salonu składałosię z elementów wykonanych z rogu łosia i jelenia oraz skóry.Wszystko, od obitej miękką skórą kanapy i foteli po stoli-ki, kinkiety, a nawet popielniczki i przycisk do papieru,układało się w myśliwską opowieść.Rzezbione w rogowejmasie sceny z polowań ozdabiały każde oparcie, każdy blat iuchwyt.Na ścianach królowały wielkie, dumnie rozpostarteporoża jeleni, biegających zapewne kiedyś po okolicznychlasach.Na podłodze leżały skóry dzików, szaroczarne, po-kryte grubym, twardym włosiem.Prostota, naturalne piękno.Aleks powoli przyzwyczajał się do tego, że Monika iwszystko, co ją otacza, wciąż go zaskakuje. Ojciec przez wiele lat polował opowiadała, oprowa-dzając go zaraz po przyjezdzie. Te wiszące poroża to wdużej mierze jego trofea.Resztę zbierał przez lata.Niektórenależały do dziadka.Na początku była to zwykła myśliwskachata.Ojciec rozbudował ją, kiedy byłam mała.Dodał piętro,zmodernizował łazienki, kuchnię. W jej głosie słychać byłoentuzjazm zaprawiony podziwem i melancholią.Całe godziny spędzali w sypialni, w wielkim drewnianymłóżku z dziewiętnastego wieku.Spali do południa, kochali się, jak mawiał, z przerwami naspanie albo po prostu leżeli w milczeniu, przytuleni, patrzącprzez ogromne okno, z którego rozciągał się przepiękny wi-dok.Bezkresna łąka, teraz jeszcze brunatna, z nieśmiałymikępami trawy, z jednej strony zamknięta ciemną, grozną170ścianą lasu, z drugiej łagodnie schodząca w dół, do wąskiejplaży z białym piaskiem okalającej małą zatoczkę, jakbyodsuniętą na bok przez spokojną, rozciągającą się aż po ho-ryzont toń jeziora.Bajka.Czuł, że mógłby zostać tutaj na resztę życia.Nie tęskniłbydo pracy, ulic, zgiełku.Nie tęskniłby do ludzi.A gdyby byłatu z nimi Marysia, właściwie niczego by mu do szczęścia niebrakowało.Monika krzątała się, gotując, piekąc smakowite bułeczkialbo porządkując uporządkowane idealnie kąty.Dbała o to,żeby miał czas na odpoczynek, na chwilę zadumy, oderwania.Dawkowała swoją obecność.Między innymi za to ją podziwiał.Albo jest doskonałympsychologiem, albo po prostu jest wrażliwa i otwarta naludzkie potrzeby.A może tylko na jego potrzeby?Wiedziała, że faceta, który tak długo był sam, nie możnazagłaskać.Nie należy nagle zmieniać jego świata, wypełnia-jąc go nowym bytem, choćby nie wiadomo jak atrakcyjnym iwspaniałym.Mimo to ich świat był niezwykle intensywny.Intensywna była każda spędzana razem chwila, każdewspólne przeżycie, bez względu na to, czy był to seks, słu-chanie muzyki, czy jedzenie sałaty.Bardzo intensywnie również ze sobą nie byli.Za każdym razem, kiedy się rozstawali, nieważne, czy nacały dzień, czy choćby na kilkanaście minut, dawali sobiewolność.171Nie było wydzwaniania co godzinę, SMS-ów o treści kocham, co robisz? , nie mówiąc o jakimkolwiek kontrolo-waniu.To było co innego niż kontakty, do których Aleks byłprzyzwyczajony.Ewa była zachłanna, chciała być zawszeprzy nim, niepodzielnie rozgościła się w jego rzeczywistości,nie zostawiając przestrzeni na jakąkolwiek prywatność.Na początku było to fascynujące, czuł się, jakby grał wfilmie o miłości, w którym wiecznie uśmiechnięci bohatero-wie żyją długo i szczęśliwie w ładnym białym domku, oto-czeni gromadką dzieci.Była tylko jedna różnica: nie można było wyjść z kina.Popewnym czasie bohaterowie przestali się uśmiechać, a ścianydomku prosiły się o remont.Z Moniką było zupełnie inaczej.Podświadomie czekał, aż pojawi się znużenie, przecieżzawsze w końcu się pojawia.Ale nie tym razem.Znali sięniecałe trzy miesiące, a on wciąż był zakochany w Monice,jak w pierwszych dniach.Może dlatego, że ona też potrzebowała wolności?Wyciągnął się wygodnie na leżaku.Spod półprzymknię-tych powiek patrzył, jak chodzi po ogrodzie, sprawdzając, czypojawiły się już pierwsze listki.Była piękna.Bez makijażu, w obszernych dżinsach i spor-towej bluzie, z włosami związanymi w koński ogon.Nawet przy banalnych czynnościach w każdym jej ruchuwidać było elegancję i harmonię.Tak, są kobiety, które sprzątają, a wszyscy mają wrażenie,jakby tańczyły.A są też takie, które tańczą, a wszystkim sięwydaje, że robią porządki.172Podeszła i lekko przesunęła dłonią po jego podbródku.Otworzył oczy. Chcesz kawy? zapytała. Nie, dzięki.Nie potrzeba mi niczego do szczęścia. A ja? Uśmiechnęła się zalotnie. No, ciebie już mam. Lubił się z nią przekomarzać.Chociaż może wolałbym jednak kawę? Niestety, pierwsza odpowiedz się liczy. Zdjęła wi-szący na poręczy pled i owinęła się nim, siadając na drugimleżaku. No trudno, jak się nie ma, co się lubi. Znów zamknąłoczy.Przez dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu.W jego życiubyło dużo kobiet, z którymi potrafił rozmawiać.Monika byłapierwszą, z którą potrafił też milczeć. Ciągle myślę o ojcu powiedziała nagle, a w jej głosiebrzmiał taki smutek, że Aleks miał wrażenie, iż nagle zrobiłosię ciemniej. Ja też, naprawdę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]