[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był dziesięć lat starszy, ale znacznie lepiejzbudowany.- Oni dopiero zaczęli nad wami pracować - ciągnął Shan.-Wiecie,jak to działa.Kiedy przerobią scenariusz, będą już wiedzieć, jakiejkonkretnie śpiewki od was oczekują.Jutro albo pojutrze zobaczycienowe twarze, nowe narzędzia tortur, pewnie też paru lekarzy zwięziennej kliniki.To sprawa z gatunku tych, jakie nazywaliśmypółksiężycówkami.Tan splunął krwią, po czym obmacał palcem zęby górnej szczęki.- Półksiężycówkami?- Sprawa o istotnych implikacjach politycznych.Przeciąganie jejbyłoby zbyt niezręczne.Co gorsza, byłoby kłopotliwepolitycznie.Pekin będzie nalegał, by zamknięto ją w dwa tygodnie.A jeden już minął.- Nie chcę waszej pieprzonej pomocy.Idzcie troszczyć się owaszych tybetańskich żebraków.- Przewiduję proces bez publiczności.Potem zabiorą was w jakieśustronne miejsce, może po prostu do piwnicy tego budynku, choćprzypuszczam raczej, że będzie to jakieś odludne miejsce w górach.Staniecie przed małą grupką wysokich rangą członków partii,prawdopodobnie z jednym lub dwoma generałami.Funkcjonariuszwystarczająco młody, by być waszym wnukiem, będzie ubliżał wamprzez chwilę, po czym wolno wyciągnie pistolet i wpakuje wam kulęmiędzy oczy.Nim miesiąc dobiegnie końca, w waszym biurze w Lha-drung pojawi się nowy pułkownik.Wszystkie wasze zdjęcia, te zmanewrów, jako dowódcy brygad czołgowych i baterii rakiet,czyniącego honory podczas obchodów świąt państwowych w ratuszu,zostaną zdjęte ze ścian i spalone.O ile pamiętam, prowadziliścieprywatną kronikę swej prześwietnej kariery.Papier toaletowy jesttowarem deficytowym.Wasze zapiski trafią prawdopodobnie dowięziennych latryn.Ostatni dowód waszego istnienia na ziemi posłużydo wytarcia tyłka zagłodzonego tybetańskiego mnicha.- Wynoście się! - warknął Tan.Po podbródku spłynęła mu cienkastrużka krwi.Shan uniósł wzrok w stronę umieszczonego wysoko w tylnejścianie okienka, dopiero teraz dostrzegając na zbrojonym szkleszkarłatne plamki, po czym spojrzał na zakrwawione opuszki palcówTana.Pułkownik, co niewiarygodne, wspinał się, próbując wybićszybę.- Kiedy skończą z torturami - ciągnął rzeczowym tonem Shan - tobędzie znaczyło, że jest już po wszystkim.Dadzą wam dwa dni nawyleczenie ran, na doprowadzenie się do porządku.Kiedy przyjdziefryzjer, możecie się już uważać zamartwego.Oni będą chcieli widzieć was wyprostowanego, umy-tego i ostrzyżonego, gotowego do ostatniego przeglądu, zanimwyeliminują was i wszystko, czego kiedykolwiek dotykaliście.Oczy Tana przygasły.Jego spojrzenie powędrowało poza Shana ispoczęło na posterunkowym Jinie w głębi korytarza.- Więc przekupiliście strażnika, żeby móc się puszyć? -mruknął.-Może zrobicie zdjęcie, żeby pokazać je swym tybetańskimprzyjaciołom w Lhadrung?- Przyszedłem, bo jesteście niewinni.Tan znów skierował wzrok na Shana, choć kamienny wyraz jegotwarzy nie uległ zmianie.- Skąd możecie wiedzieć?- Pułkowniku, gdybyście to wy zamordowali członkinię RadyPaństwa, nie ucieklibyście, nie wyrzucilibyście pistoletu.Usiedlibyście tam i czekali, a funkcjonariusza, który przyszedłby wasaresztować, zbesztalibyście, że ma brudne buty.Z wyraznym wysiłkiem Tan dzwignął się, podpierając się o ścianę,na tyle wysoko, by chwycić ze stołka kubek wody, po czym wypił goduszkiem.Jego dłoń znów zaczęła drgać.Chwycił ją drugą ręką,ściskając, aż zbielały mu kostki palców.- Nie jestem jednym z waszych żałosnych łamów.Nie chcę waszejlitości.Nie życzę sobie pomocy od was i wam podobnych.- Kiedy skradziono wam pistolet? W hotelu? Czy pytali was okobietę z Zachodu? Pojawiła się jakaś zagraniczna ekipadochodzeniowa?Tan mocniej naparł na ścianę, aż udało mu się wstać.Przez chwilęsłaniał się na nogach, po czym się wyprostował, odzyskując sztywnążołnierską postawę.Zdarł szmatę, którą Shan obwiązał mu głowę, icisnął ją w niego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]