[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Poczekajcie! Poczekajcie, do cholery! na próżno wzywał Kane. Wracajcie iotwórzcie drzwi! Wracajcie! Troylin wam wszystkim pokaże! Wykrzyknął w chwili, kiedyostatni mężczyzna znikał na stopniach.Bez rezultatu.Czy to z powodu paniki, czy też nieufności, zostawili go tam.Wyobraziłsobie ze zgrozą bitwę na piętrach zamku i dający się przewidzieć jej wynik.Nachmurzył się namyśl o tym, że będzie bezsilny, gdy wilkołak i jego stado zejdzie, aby zagryść więznia w celi.Kane usiłował obejrzeć przez otwór w drzwiach zawiasy.Wiedział, że są zaryglowaneciężką drewnianą kłodą.Zauważył to, gdy był tu wpychany.Z tego co zapamiętał, żelazne haki,na których leżała kłoda, wbite były w ścianę to był słaby punkt tej konstrukcji.Rzucił sięwięc z rozbiegu na drzwi od strony, gdzie nie było zawiasów całą siłą swej masy kości imuskułów.Odrzuciło go i potłukł się dotkliwie.Drzwi były mocne.Ponowił próbę i jeszcze razsprawdził, czy obluzował się żelazny hak.Wydawało mu się, że tak.Jednak uderzeniaprzyprawiły go o ból.Kane zmienił sposób rzucił się w wyskoku i pchnął nogą w miejsce,gdzie kłoda z drugiej strony drzwi osadzała się na haku.Z zadziwiającą, jak na jego budowę,zręcznością i miękkością wylądował po uderzeniu.Znał niezwykłą siłę takiego kopnięcia jeśli umiejętnie się je wykonało.Uderzył jeszcze.I jeszcze raz.Zacisnął zęby i z determinacjąkopał bez wytchnienia.%7łelazny hak musiał puścić prędzej czy pózniej.Ale nie wiadomo, ilejeszcze miał na to czasu.Breenanin przysłuchiwała się ze zgrozą odgłosom walki, dochodzących ją zza drzwikomnaty.Obudziły ją hałasy: okrzyki obrońców zamku, wściekłe warczenie wilków,śmiertelne okrzyki ludzi i skowyt.Na próżno usiłowała wyobrazić sobie bitwę.Sceny, jakiewytworzyły się w jej wyobrazni, wprawiały ją w histerię.Posłuchała rad Kane'a i miała przy sobie srebrny sztylecik śmieszny drobiazg nawilkołaka.Zabezpieczyła srebrnym łańcuchem rygle i okiennice.Nie łudziła się co do ichskuteczności, ale to wszystko, co mogła zrobić.Wydawało jej się, że bitwa przesunęła się do innego skrzydła zamku, ponieważ odgłosystawały się coraz bardziej przytłumione.Co też tam się dzieje? zastanawiała się.Odgadła, żestado wilków napadło na zamek.Nagle zwróciły jej uwagę odgłosy szurania po kamieniach za oknem.Z przerażeniemBreenanin patrzyła na okiennice.Z zewnątrz dochodziły teraz wyrazne odgłosy drapania, jakbyktoś wspinał się na parapet.Mocne uderzenie próbowało roztrzaskać okiennice.Sparaliżowanaze strachu Breenanin wpatrywała się w rygiel.Jeszcze jedno uderzenie! I jeszcze następne! Zezłowrogim trzaskiem rygiel złamał się, a srebrny łańcuch odskoczył w bok.A z rozbitego okna wskoczył do komnaty - Henderin!Jej brat był strasznie zmieniony.Jego palce były porozdzierane na opuszkach i krwawiły;ubranie miał rozchełstane.Z ruchliwych oczu wyzierał obłęd, a zęby zgrzytnęły dziko.Potwarzy spływała krew i plamiła ramiona.Zeskoczył chyłkiem na podłogę, wydając dziwaczneodgłosy ni to warczenia, ni to rechotu.Zmierzał ku siostrze.Otrząsając się z odrętwienia Breenanin krzyknęła przerażona i skoczyła w kierunku drzwi.Henderin powlókł się za nią, śliniąc się i wydając dziwaczne odgłosy.W panice zmagała się z ryglem u drzwi, szarpiąc srebrny łańcuch.Z trudem łapiąc oddech,wreszcie otworzyła je.I znalazła się twarzą w twarz ze splamionym krwią koszmarnym potworem!Wyjąc ohydnie z radości wilkołak skoczył ze zbrukanego krwią korytarza prosto dokomnaty.Postanowił dać stadu swobodę żeru załoga zamku uszczupliła się już bowiemznacznie.Jego czerwone oczy płonęły niewypowiedzianą żądzą.Zliniąc się, demon wyciągnąłpazury do przedmiotu swego pożądania.Breenanin wycofała się w przerażeniu, a ohydny koloskroczył wprost do niej.Zapomniała o Henderinie w obliczu tej nieludzkiej bestii, splamionejkrwią na białej sierści.Zbliżał się pewien swej zdobyczy.Wilkołak zapędził ją w kątsypialni.Stwór stanął, wydobywając z gardzieli niby-warczenie; piekielny rechot.Kłapnąłokrutnymi kłami w długim pysku, rozkoszując się trwogą swej ofiary.Kobieta rozpaczliwiecisnęła w niego wazą, ale naczynie potłukło się tylko o jego kosmatą pierś, nie zatrzymując gowcale.Pewnym krokiem zbliżał się do niej.Nie! zabrzmiał głos, który zdawał się być pozbawiony ludzkiego brzmienia.Nie! Niemożesz jej ruszyć! Powiedziałeś, że będzie moja!Wilkołak zatrzymał się i rzucił wzgardliwe warknięcie przez ramię w kierunku wściekłegoHenderina.Szalony młodzieniec szczękał zębami i skakał w ataku szału.Nie zwracając uwagina pieniącego się pomyleńca, potwór zdecydował się zaspokoić swój czarny apetyt.Znienacka Henderin rzucił się na niego od tyłu! Wbijając się kolanami w krzyż potwora powalił go na ziemię.Kiedy się przewracali zacisnął ręce na jego szyi i wbił zęby w kark.Zaskoczony atakiem człowieka, wilkołak padł na podłogę razem z nim, lądując u stópBreenanin.Henderin był rosłym mężczyzną, a szalona wściekłość zdwoiła jego siły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]