[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To zbyt proste.To był elementarz mikrobiologii.Obecność drobnoustroju dowodziła nie-zwykłego faktu: Izolanci byli ludźmi, zakażonymi, zdeformowanymi ludźmi.Zarazek, który miałem przed oczami, przez wiele lat oddziaływał na ich genom idoprowadził do mutacji na niespotykaną skalę.Zniekształcone rysy twarzy,wysuszona skóra, przygarbiona sylwetka, nawet zwierzęca agresja, wszystko tozawdzięczali temu małemu skubańcowi, którego miałem tu pod mikroskopem.To było niesamowite odkrycie.Dziesiątki tysięcy lat temu mikrob się roz-przestrzenił, niosąc chorobę i śmierć ogromnej liczbie ludzi.Wybuchła epide-mia.Ci, którzy przeżyli, uodpornili się, ale nie obyło się bez konsekwencji.Do-szło do mutacji genetycznej, która wywołała deformację sylwetki i zmiany194usposobienia.Wskutek chowu wsobnego i przystosowania do środowiska ludzieewoluowali do postaci Izolantów, aż stali się wyalienowaną, zdziczałą rasą, jakapo dziś dzień zamieszkuje lasy Nowej Anglii.Ludzie po mutacji genetycznej, naturalnej mutacji, jak sześcionogie żabki ży-jące tylko w jednym jeziorze na północnym zachodzie USA albo dwugłowe wężewystępujące w amazońskiej dżungli na terenie zaledwie pięćdziesięciu kilome-trów kwadratowych.A zatem.Skoro Izolanci byli podatni na zwykłe choroby, czego dowodziłaobecność tego mikroba we krwi, mogli się również zarazić wirusem jak wszyscyludzie.A gdyby udało się dobrze dobrać wirus, mogli wymrzeć.Szybko.W mę-kach.Neil Farris o tym wiedział.A teraz wiem i ja.Wygrzebując z otchłani pamięci strzępy mojej medycznej edukacji, przypo-mniałem sobie, że w niesprzyjających warunkach biologicznych niektóre wirusytworzą tak zwane spory, które po odłączeniu się od wirusa macierzystego cechu-je wyjątkowo wysoka odporność na niekorzystne czynniki chemiczne i fizyczne.Kiedy sytuacja wraca do normy i powstają sprzyjające warunki do życia, ze sporodtwarzają się zdolne do reprodukcji wirusy.W ten właśnie sposób łapiemyprzeziębienie albo grypę.W legowisku Izolantów, w tłoku i przyjemnie wilgot-nym środowisku, mechanizm ten powinien zadziałać jak marzenie.Kilka lat temu miałem pacjenta z biegunką, wymiotami, gorączką, katarem ikaszlem.Wszystko to zwaliło się na niego w ciągu jednego dnia, po tym jak przysprzątaniu w stodole został ugryziony przez szczura.Pobrałem od niego krew idałem ją do zbadania.Testy wykazały obecność hantawirusa.Dwa dni później pacjent zmarł na skutek ostrej niewydolności oddechowej igorączki krwotocznej, takie są okrutne skutki uboczne działania wirusa.Hanta-wirus jest wysoce zaraźliwy, a przy braku odpowiedniego leczenia prawdopodo-bieństwo zgonu wynosi blisko sto procent.Wystarczyło zarazić nim jednego z Izolantów.Tylko jednego.40.Zapadła noc.Zakończyłem większość przygotowań i czekałem, wyglądającprzez okno w bibliotece, aż wynurzą się z lasu.Ciało leżało obok mnie na195krześle, ze zwieszonymi rękami i nogami.Rozmarzło już i śmierdziało na potę-gę.Szara skóra przybrała bury, błotny odcień.Zamknięte oczy były przesłonięteparoma pasemkami włosów.Podniosłem rękę, w której trzymałem strzykawkę zkrwią zarażoną hantawirusem i po raz setny w ciągu ostatniej godziny spojrza-łem pod światło na gęstą, intensywnie czerwoną ciecz.Czekałem.Dotknąłem zwłok Izolanta, żeby upewnić się, że nie zniknęły, a janie przeżywam kolejnego z moich realistycznych snów, być może sprowokowa-nego przez Izolantów, abym pomyślał, że naprawdę mam szansę im zaszkodzić.Mimo że od tamtego snu (albo przypadku lunatyzmu, jak kto woli) minęło spo-ro czasu, jego wspomnienie nadal trzymało mnie w uścisku jak żelazna obręcz.Zegar wybił dziesiątą.Przy ostatnim kurancie uświadomiłem sobie, że conajmniej od godziny nie słyszę już, żeby Christine i Jessica krzątały się po do-mu.Przebiegł mnie dreszcz.Kątem oka dostrzegłem blask złotego światła.Oto decydująca chwila
[ Pobierz całość w formacie PDF ]