[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim w pełni zdał sobie z tego sprawę, Fafhrd bezgłośnie wyciągnął miecz zdobrze naoliwionej pochwy i odepchnąwszy się nim jak kijem ruszył po białymzboczu w dół.Narty pośpiewywały na skorupie śniegu bardzo cichutko, za to bardzowysokim tonem.Zmierć już nie stała przy nim.Zmierć wstąpiła w niego.To stopyZmierci były dowiązane do nart.To Zmierć w matni Białego Pająka czuła się jak wdomu.Hrey obrócił się akurat w stosownej chwili, aby ostrze miecza otworzyło mu z bokuszyję długim krojącym cięciem, które rozpłatało przełyk z żyłą szyjną pospołu.Głownia wyszła bez mała, zanim została zbroczona bluznięciem krwi, czarnej wksiężycowej poświacie, a na pewno zanim Hrey podniósł olbrzymie dłonie wdaremnej próbie zatrzymania wielkiej dławiącej strugi.Wszystko dokonało się zniezmierną łatwością.To narty mówił sobie Fafhrd zadały cięcie, nie ja.Narty,które żyły własnym życiem, życiem Zmierci, i które niosły go w najostateczniejszą zpodróży.Harraks również niczym bezwolna marionetka w rękach bogów skończyłodwiązywanie nart, wyprostował się i odwrócił w sam raz na wyprowadzony zprzysiadu w górę sztych, który wszedł mu w trzewia nie inaczej niż jego strzała wVeliksa, tyle że z przeciwnej strony.Miecz zgrzytnął o kręgosłup, ale wyszedł bezoporu.Prawie bez straty szybkości Fafhrd szusował już w dół zbocza.Harrakswytrzeszczał za nim szeroko otwarte oczy.Usta brutalnego osiłka również byłyszeroko otwarte, ale nie wydały żadnego dzwięku.Zapewne sztych rozkroił mu płucowraz z sercem, a przynajmniej z główną tętnicą.I teraz miecz Fafhrda mierzył prosto w plecy Hringorla, sposobiącego się do wejściana sanie, narty zaś popędzały krwawe ostrze coraz szybciej i szybciej.Vlana ponadramieniem Hringorla wlepiła wzrok w Fafhrda, jakby oglądała nadejście Zmierci wewłasnej osobie, i krzyknęła.Hringorl obrócił się, w mig wznosząc topór do zasłony.Szerokie oblicze Hringorla wyrażało ospałą czujność kogoś, kto niejeden raz zaglądałZmierci w oczy i nigdy nie bywa zaskoczony niespodziewaną wizytą %7łeńca %7łycia.Fafhrd hamował i skręcał, tracąc pęd i wymijając sanie od tyłu.I przez cały czassięgał mieczem, nie dosięgając Hringorla.Sam uniknął ciosu jego topora.Wtem tuż przed sobą ujrzał rozciągnięte zwłoki Veliksa.Skręcił pod kątem prostym izahamował w miejscu, podpierając się nawet mieczem i krzesając nim skry naukrytych pod śniegiem kamieniach, byle tylko nie wywinąć kozła przez trupa.Gwałtownym szarpnięciem okręcił się, na ile pozwoliły mu przypięte narty, i na tyleszybko, że zobaczył jak Hringorl wylatuje z tumanu wyrzuconego nartami śniegu ibierze potężny zamach toporem, mierząc w szyję przeciwnika.Fafhrd sparowałuderzenie mieczem.Gdyby przyjął topór prostopadle na głownię, zapewne by sięrozpadła, lecz zasłona była pod odpowiednio dobranym kątem i żelezcezgrzytnąwszy na zastawie, jedynie świsnęło mu nad głową.Rozpędzony Hringorlprzedrałował dalej.Fafhrd szarpnął się i okręcił ponownie, klnąc narty przygważdżające mu teraz stopydo ziemi.Jego spózniona odpowiedz nie doszła Hringorla.Tęższy mężczyznazawrócił i w pędzie sposobił się do uderzenia toporem po raz drugi.Tego ciosu Fafhrd nie mógł uniknąć inaczej, jak tylko padając na wznak.Nad nim zamigotały dwie błyskawice lśniącej w promieniach księżyca stali.Zpomocą miecza poderwał się gotów do kolejnego natarcia lub uniku przednastępnym ciosem, jeśli zdąży.Topór leżał w śniegu, a wielki mężczyzna darł paznokciami własną twarz.Zwypadem, a właściwie niezdarnym wykrokiem na narcie nie miejsce to na styl! Fafhrd przeszył serce Hringorlowi.Ten przegiął się do tyłu, opuszczając ręce.W jegoprawym oczodole tkwiła czarna rękojeść sztyletu ze srebrną głowicą.Fafhrd wyrwałmiecz.Hringorl gruchnął z potężnym, głuchym tąpnięciem w pryskający spod niegodokoła śnieżny puch, rzucił się dwa razy i znieruchomiał.Nie opuszczając miecza, Fafhrd strzygł oczyma na wszystkie strony.Przygotowanybył na jakiś następny atak, w ogóle jakikolwiek i czyjkolwiek.Lecz ani jedno z pięciuciał nie drgnęło dwa u jego stóp, dwa rozrzucone na stoku, ani ciało Vlanywyprostowanej w saniach.Z pewnym zdziwieniem uprzytomnił sobie, że głośnesapanie to jego własny oddech.Poza tym dzwiękiem słyszał jedynie nikłe, cienkiedzwonienie, które na razie ignorował.Nawet oba konie Veliksa zaprzęgnięte do sań iwielki wierzchowiec Hringorla, stojący kawałek dalej na Starym Gościńcu, też dziwniezamarły.Stanął oparty plecami o sanie, z lewą ręką na lodowatym brezencie, okrywającymrace i resztę bagaży.W prawej dłoni nadal trzymał miecz, już trochę niedbale, lecz wpogotowiu.Jeszcze raz dokonał przeglądu ciał, kończąc na ciele Vlany.Nadal żadnez nich nie drgnęło.Każde z pierwszych czterech spoczywało we własnej plamiepoczerniałego od krwi śniegu, rozległej wokół Hreya, Harraksa i Hringorla, maleńkiejwokół ubitego strzałą Veliksa.Utkwił spojrzenie w okolonych bladością, szerokorozwartych oczach Vlany. Winienem ci podziękowanie za zabicie Hringorla odezwał się, uspokoiwszyoddech. Zapewne.Wątpię, żebym go pokonał on na nogach, ja na plecach.Aleczy twój nóż był wymierzony w Hringorla, czy w moje plecy? I czy nie uszedłemśmierci po prostu padając, a przelatujący nade mną nóż powalił innego człowieka?Nic nie odrzekła, ani słowa.Tylko jej dłonie uniosły się i przypadły do warg ipoliczków.W dalszym ciągu gapiła się na Fafhrda, teraz przez palce. Przedłożyłaś Veliksa nade mnie podjął jeszcze bardziej zdawkowym tonem podanej mi obietnicy.Dlaczego zatem nie Hringorla nad Veliksa i nade mnie skorowszystko wskazywało, że Hringorl zwycięży? Dlaczego nie pomogłaś tym swoimnożem Veliksowi, gdy tak mężnie starł się z Hringorlem? Dlaczego krzyknęłaś na mójwidok, niwecząc szansę zabicia Hringorla bez hałasu, jednym pchnięciem?Każde pytanie akcentował, leniwie bodąc mieczem w jej kierunku.Oddychał jużswobodnie, zmęczenie uchodziło z jego ciała, za to czarna rozpacz wypełniała muduszę.Vlana powolutku odjęła dłonie od ust i dwukrotnie przełknęła ślinę.Po chwiliprzemówiła ochrypłym głosem, cicho, lecz wyraznie: Kobieta zawsze musi zostawić sobie wszystkie furtki, chyba to rozumiesz? Tylkowtedy, gdy jest gotowa związać się z każdym mężczyzną i porzucić jednego dladrugiego z obrotem koła fortuny, tylko wtedy może myśleć o wyzwoleniu się spodogromnej męskiej przewagi.Przedłożyłam Veliksa nad ciebie, ponieważ on miałwiększe doświadczenie, i ponieważ możesz mi wierzyć albo nie, jak sobie chcesz sądziłam, że mój wspólnik ma niewielkie szansę na długie życie, a pragnęłam, abyś tyżył.Nie pomogłam Veliksowi pod barykadą na drodze, bo sądziłam wtedy, że obojejesteśmy zgubieni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]