[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Błękit Nieba" specjalizuje się w sprzedaży strojów dziennych orazwieczorowych - wyjaśniła Faith - i mówiąc szczerze, nie ma znaczenia, czy rzeczsię rozpada, byle tylko materiał był dobry.- To doprawdy nadzwyczajne - prychnęła pogardliwie panna Frances, alezniknęła w głębi garderoby.Faith ukradkiem rzuciła okiem na zegarek.Już prawie trzecia.Przyjęciemiało się zacząć o szóstej.Omal nie zadzwoniła tu dziś rano, by przeprosiwszy, zrezygnować zzaproszenia panny Brent-Broughton.Chociaż bowiem lubiła szukać skarbów nastraganach i w sklepach ze starociami, to przetrząsanie szaf z mizernymiresztkami ginącej świetności dawnych bogaczy sprawiało, że czuła się jak hiena.Jednak Rufus zaproponował jej swoją furgonetkę, więc powiedziała sobie, żemusi być rzeczowa i praktyczna, nie zaś sentymentalna.Poza tym zawsze istniałaewentualność, że znajdzie coś wspaniałego.Jednak te tweedowe spódnice i połatane żakiety nie były wspaniałe.Faithwyjrzała przez okno na rozległy park za rezydencją rodziny Brent-Broughtonów,który niebawem miał być sprzedany, by mogli zapłacić wysoki,siedemdziesięciopięcio-procentowy podatek, jakiego domagał się rząd.Mieć wspaniałą posiadłość, a potem ją stracić, to musi być trudne, pomyślałaFaith, wyobrażając sobie takie przeciwności losu.- Te oto rzeczy - powiedziała z nutą wątpliwości w głosie pannaBrent-Broughton, wyłaniając się z garderoby - należały do mojej matki.Faith wzięła od niej naręcze pastelowego szyfonu.-.ale to doprawdy okropnie stare modele - ciągnęła czcigodna pannaFrances.- Kobiety musiały mieć wtedy bardzo szczególne sylwetki.%7ładnychtalii ani biustów.Faith podeszła do lustra w ozdobnej ramie i przyłożyła do siebie jedną zsukien.Lata dwudzieste.Nisko opuszczona talia, zaznaczona delikatną lamówką.- No cóż, chce pani te suknie czy nie? - spytała panna Frances.- Obawiam się,że nadgryzły je mole, więc nie oczekuję wiele.- Wezmę je - uśmiechnęła się Faith.Zmierzając szybko w kierunku Soho, śpiewała do siebie, a gdy dotarła dosklepu, zaparkowała furgonetkę i wbiegła do środka.Con, w roboczymkombinezonie i chustce na głowie, stała na drabinie.- Trzy wspaniałe wieczorowe suknie od Patou, Con! To dobry znak, niesądzisz? Jedna jest niemal zjedzona przez mole, ale mogę ją wykorzystać nawstawki.- Sprytna dziewczynka.- Gdzie jest Lizzie?- Na górze.Robi kanapki.Faith powiesiła suknie na wieszaku w sypialni.Tylko na chwilę wtuliła twarzw fałdy jedwabiu, aksamitu i atłasu, wdychając ów lekko zatęchły, naftalinowyzapach, który wydzielały chyba wszystkie stare ubrania.A potem poszłaodnalezć swoją siostrzenicę.Zaproszeni goście mieli uczcić wynajęcie lokalu i rozebrać" ścianę dzielącądwa niewielkie pomieszczenia na dole.Faith i Con poprosiły o kilof i młotki,przygotowały góry kanapek, pasztecików oraz kiełbaski, a także kupiły kilkakartonów piwa i lemoniady.Przez jakiś czas wymachiwano kilofem, dopóki niezostała usunięta pierwsza cegła i światło nie przenik-nęło z jednego pomieszczenia do drugiego.Wszyscy wiwatowali i wznosilitoasty za Błękit Nieba".Uderzeniom kilofa akompaniowała muzyka z płyt gramofonowych.Niedałoby się już wcisnąć więcej gości, pomyślała Faith, nawet gdyby upychać ichkolanem.- Jeśli oni wszyscy zaczną kupować u nas ubrania - powiedziała do Con -staniemy się bajecznie bogate.- Nie będą kupować ubrań.Parę osób kupi szalik, kilka kobiet może jakieśsukienki - stwierdziła Con, marszcząc brwi i rozglądając się po zatłoczonymwnętrzu.- A zresztą, kim są ci wszyscy ludzie? Nie znam połowy z nich.- Och, to.przyjaciele - odrzekła dziewczyna wymijająco.- Jest takżetynkarz, stolarz i najbliżsi sąsiedzi.-.oraz przyjaciele naszych przyjaciół.Doprawdy, Faith.-.i kierowca furgonetki.-.który nie kupi nic oprócz igły z nitką.Faith uśmiechnęła się szeroko.- Nie wyobrażam sobie naszych bardziej nobliwych klientówwymachujących kilofem.- My nie mamy nobliwych klientów, Faith.Mamy garstkę ekscentryczek,które kupują jakąś sukienkę lub dwie, gdy je na to stać - odparła Con
[ Pobierz całość w formacie PDF ]