[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Który szaman to zmajstrował? Nikogo nie widzieliśmy, kapitanie odrzekł Guyak. Szamani potrafią stawać się niewidzialni.Wiedzjednak, \e nikomu nie wolno w tym obozie rzucać czarów bez pozwolenia Danakana. Gdzie znajdę tego starego łotra? zapytał kategorycznie Cymmerianin. Skręcę mu jego garbatykark!Jego podwładni nie odpowiedzieli.Zakląwszy szpetnie, Conan wyciągnął z ogniska gorejącą \agiew ipodło\ył pod zawiniątko na kołku, które po chwili zajęło się ogniem dającym mnóstwo dymu.Włosy zje\yłysię na karku Cymmerianina, gdy tobołek zaczął się poruszać.Ze środka dobyło się ohydne skrzeczenie.Pochwili rzemień przepalił się, a zawiniątko spadło na ziemię.Pod wpływem upadku ogień zgasł.Ze środkawygrzebał się czarny jak sadza homunkulus.Stwór rozwinął nietoperzowate skrzydła i zasyczał na Conana,obna\ając podwójny rząd drobnych, szpilkowatych zębów.Był całkowicie bezwłosy, a jego ślepia gorzały jakwęgle.Ruszył powoli naprzód, ciągnąc za sobą smugę dymu.Hyrkańczycy jęknęli ze strachu i zaczęli sięcofać.Strona 40Maddox Roberts John - Conan dezerterPotwór zapiszczał i rzucił się na Cymmerianina.Conan wyrwał miecz i szybkim ciosem w górę rozpłatałdemona wzdłu\ z taką łatwością, jak gdyby ten był z dymu.Spadłszy na ziemię, połówki połączyły się i znówruszyły do ataku.Tym razem Conan rozpłatał potworka w poprzek.Homunkulus próbował jeszcze raz sięscalić, lecz Conan nadział dymiące wcią\ zawiniątko na miecz i wsadził je w ognisko.Skrzydlaty potworekzasyczał głośno i zaczął zataczać w powietrzu zacieśniającą się spiralę.Gdy płomienie pochłonęły szczątkizawiniątka, homunkulus zamienił się w obłoczek czarnego dymu, który rozwiał wiatr. Ten stwór był tylko złudzeniem, magiczną sztuczką nie bardziej realną ni\ mgła rzucił pogardliwieConan. Nie, dowódco powiedział Guyak. To był ulubekh, duch powietrza, wypełniający polecenia szamana.Czarownicy mają wielką władzę nad duchami. Zachowujecie się jak dzieci! warknął Conan. Wasi szamani to oszuści, którzy mącą wam wgłowach, byście byli im posłuszni! jego słowa nie odniosły \adnego skutku.Dalsze próby przemówieniaHyrkańczykom do rozsądku były bezcelowe.Prostowanie faktów i przeprowadzanie logicznych dowodówwobec ludzi przepełnionych lękiem było z góry skazane na niepowodzenie. Idzcie spać rozkazał.Koniec czarodziejskich sztuczek na dzisiaj.Szemrząc miedzy sobą, Hyrkańczycy rozeszli się powoli.Rustuf, Fawd i Conan zamknęli się w swoimnamiocie.Gdy rozsiedli się ze skrzy\owanymi nogami, Fawd podał Cymmerianinowi bukłak z winem.Conanspłukał z gardła kurz długiego dnia. Jutro z samego rana wytnę w pień całą tę szamańską zgraję i jeszcze dostanę za to pochwałę Bartatui.Kagan nie odnosi się do nich z przyjaznią powiedział. Pociągający pomysł orzekł Rustuf. Czy jednak spotkałeś kiedyś czarnoksię\nika niezapowiadającego, \e jego śmierć ściągnie nieszczęście na wszystkich w okolicy? To prawda potwierdził Fawd. Zapytaj koczowników.Powiedzą ci, \e jeśli szaman zginie nagłąśmiercią, ściągnie to zagładę na całą hordę.Czarownicy zabezpieczają się w ten sposób, poniewa\ mająmnóstwo wrogów.Jeśli wystąpisz otwarcie przeciwko nim, koczownicy cię zabiją. Jak mam dowodzić swoimi ludzmi, jeśli będą przekonani, \e zostałem przeklęty? I co zrobiłem, \ebyzasłu\yć sobie na wrogość zaklinaczy? Nie wystąpiłem przecie\ przeciwko nim z ka\dą chwiląCymmerianin stawał się coraz posępniejszy.W najlepszym razie darzył czary wzgardą, lecz bezpodstawnawrogość zawistnych, odstręczających czarowników napełniła go wyjątkowym rozgoryczeniem. Myślę, \enadszedł czas, by zło\yć wizytę tym kościotłukom stwierdził. Nie musisz iść daleko odparł Rustuf. Jeśli się nie mylę, tu\ obok słychać szamańskie bębny.Wszyscy trzej wyślizgnęli się bezszelestnie z namiotu.Ciche uderzenia w bęben dobiegały z odległościnajwy\ej kilkudziesięciu kroków.Cymmerianin, Kozak i Turańczyk podeszli do skupionych wokół ogniskapodwładnych Conana.Blisko ognia zasiadł stary szaman, Danakan, a za nim zniewieściały młodzieniec, którykoniuszkami palców miękko uderzał w bębenek ze ściętej czaszki, obciągniętej ludzką skórą.Wyło\onesrebrem oczodoły lśniły złowieszczo w płomieniach ogniska.Staruch wygłaszał kazanie do zebranychwojowników: Biada wam wszystkim! yle się stało, \e kagan wyniósł nad was cudzoziemca, mianując gopięćsetnikiem! Za tym człekiem nie stoi rodzina, klan ani plemię.Jego przodków nie pochowano w świętejziemi na stepie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]