[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie słyszałam.Nie wiedziałam.Nie wiedziałam, że umarłeś, dokończyłam za nią.Po tylu latach spędzonych w towarzystwie Zeemówiącego zagadkami potrafiłam zrozumieć niejasne, niepełne wypowiedzi staruszki.Poza tym strachw jej oczach, podobny do tego, który mnie też ogarniał, sprawiał, że żadne słowa nie były potrzebne.Grant oparł się ciężko na lasce; po czole spływały mu krople potu.W dłoni ściskał chusteczkępoplamioną krwią.Przyglądał się Cribariemu jak ktoś, kto obserwuje pełznącą wolno kobrę i ustala, jakją unicestwić.Obróciłam się dokoła, żeby popatrzeć we wszystkie okna.Sprawdzałam, czy Cribariprzybył z jakimiś kumplami.Zauważyłem tylko starą łódz rybacką zapakowaną sieciami i niebieskimipontonami; po pokładzie biegali ludzie.- Jak on się tu dostał? - spytałam.Spostrzegłam, że Byron intensywnie wpatruje się w księdza.- Nie wiem - odparta Killy.Przyciskając palce do skro ni, spojrzała szybko w stronę Mary.-Odwróciłam się, a on już tam stał.Wpatrzony w wodę.Ignoruje nas od chwili, i gdy się pojawił.165- A czy możesz.- Postukałam się w czoło.' Pokręciła głową prawie niezauważalnie.- Nie jest otwarty.- Leżał w śpiączce, kiedy go ostatnio widziałem - odezwał się ojciec Lawrence.Jego czerwone oko było zimne i wyrachowane, choć to drugie, brązowe wypełniały ciepło iniepewność.Jakby się patrzyło na dwie różne osoby, nadal nieświadome, co im zrobiono.Nie zdobyłamsię jeszcze na wyjawienie mu całej prawdy.Nie wiedziałam też, w jakim stopniu Grant zdołał go uleczyć.W dużym.Za dużym, jeśli omal sam nie umarł podczas uzdrawiania.- Antony został odmieniony - poinformował Grant.-Ale tylko nieznacznie.Jeśli znajdował się wśpiączce, to teraz to, co widzę, może być niczym więcej jak tylko rezultatem procesu zdrowienia.- Wszystkich innych Mister King zamienia w marionetki.Dlaczego nie jego?- Niektórym ludziom nie przekazuje się mocy - oświadczył Jack.- Pomimo całego szaleństwa.- Stanąłprzy mnie i wyjrzał przez okno.- Ja byłem głupcem - szepnął chyba sam do siebie.- Masz na myśli moją babkę? - spytałam, pamiętając słowa Kinga; jego tajemnicze oskarżenie.Popatrzył na mnie ostro.- Wszystko, ale nie to.Wyminął mnie i ruszył w stronę drzwi, ale zagrodziłam mu drogę.Jego twarz wyrażałafrustrację.Ojciec Lawrence przyglądał się nam z wielkim zainteresowaniem.- On nic mi nie może zrobić - powiedziałam.- Zostań tu.- Są sprawy, których nie rozumiesz.- sprzeciwił się Jack.Ale już się odwróciłam, żeby złapać kołnierz koszuli Byrona.Chłopak stęknął ze zdumienia.Pchnęłamgo w stronę schodów prowadzących pod pokład.- Zejdz tam - rozkazałam.- Ukryj się i nie wychodz bez względu na to, co usłyszysz.- Nie - zawołał, szarpiąc się ze mną.- To i tak nic nie zmieni.- Byron.- Zawsze mnie znajdują, nieważne, gdzie się schowam - szepnął.Cień w jego oczach sprawił, że zrobiło mi się niedobrze.Pamiętałam, że jeszcze kilka miesięcywcześniej dzieciak mieszkał w kartonie, posiniaczony, zalękniony.Z pewnością nadal nosił w sercurzeczy, o których nikomu nie mówił. Czasami to właśnie walka", powiedział kiedyś, gdy do schroniska przyszedł King.166To nie była jego walka.Po prostu został zmuszony zamienić jedno niebezpieczne życie na inne,równie niebezpieczne.Prawdopodobnie nie miał pojęcia, co nam zagraża, ale to i tak bez znaczenia.Kolejny bój stoczony o przetrwanie.Wpatrując mu się w oczy, przyciągnęłam go do siebie.Nie zadrżał ani nawet nie mrugnął.- Nie możemy ciągle uciekać.- Grant dotknął mojego ramienia.Tylko jeszcze ten jeden raz, pomyślałam, czując, że pancerz pod tatuażami zaczyna płonąć.Jeszczejeden skok i zobaczymy.Ale palce Granta zacisnęły się lekko.Zbiłam dłoń w pięść i siłą woli uciszyłam pierścień.Jego pomrukosłabł, ale tylko trochę.Zdawało się, że te macki rtęci są zatopione w całym moim ciele; jakby mięśniezamieniły się w srebro, a reszta dłoni w żelazne pręty; częściowo stawałam się tym czymś.Wyszłam na zewnątrz, żeby porozmawiać z Cribarim.Prawą dłonią nadal miałam zaciśniętą w pięść.Nie odwrócił się do mnie, nawet wtedy gdy stanęłam u jego boku.Tak jak on spojrzałam naciemniejące niebo i szary ocean.Jacht się kołysał.I choć było tak od samego początku, poczułam towyraznie dopiero teraz, smagana wiatrem.Ledwo się trzymałam na szeroko rozstawionych, ugiętychnogach.- A więc - zaczęłam.- Jak to zrobimy? Uśmiechnął się lekko.- Sądziłem, że do tej pory już mnie zabijesz.- Przysłałby kogoś innego na twoje miejsce.- To prawda.- Uśmiech klechy zrobił się chłodniejszy.- Ma wielu żołnierzy do dyspozycji.Pokręciłam głową świadoma, że w drzwiach za mną pojawił się Jack.- Ale z ciebie idiota.On nie jest żadnym aniołem.Ani wysłannikiem Boga.Ma tak samo mnóstwowad jak ty i ja.Wykorzystuje cię, człowieku.Policzki Cribariego poczerwieniały, zadrżał mięsień pod okiem, ale poza tym ksiądz nie ujawniałżadnych innych oznak wzburzenia.Tylko ten zimny sztuczny uśmieszek, który najchętniejwymazałabym mu z twarzy pięścią lub nożem.- Jesteś stworzona z kłamstw.Powinniśmy to wiedzieć już na samym początku, gdy powstaliśmy, aledaliśmy się zwieść iluzji.Kiedy Strażniczki zginęły, a ty byłaś ostatnia.- zamilkł i wreszcie odwrócił domnie głowę.Tylko trochę, tak żeby móc mi spojrzeć w oczy.- Już kiedyś udało nam się zabić kogoś ztwojego rodu, wiesz? Kobietę.Ufała naszemu zakonowi, dlatego unicestwiliśmy ją bez trudu.Niestetymiała dziecko.Zee tak mocno się szarpnął, że musiałam zrobić krok w przód.Ukryłam to, udając, że chciałamzajrzeć za reling.Ale chłopcy nadal szaleli na mojej skórze jak małe tsunami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]