[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Sięgnął pod stolik, po czym położył na nim nieobutą stopę.-Patrz, nie ma racicy.- Niektórzy próbują jeść - poskarżył się Linder.- Wielu ludzi nie rozumie tego, co robię.A łatwo gardzić tym,czego się nie rozumie, zwłaszcza przy tak kolosalnych profitach.Kapitał powinien płynąć tam, gdzie jest potrzebny, jak woda.Alenasza ekonomia pełna jest zatorów, tam i niemrawych stawików,których nikt od dawna nie odwiedzał.A ja jestem jak KorpusInżynieryjny Armii.Bagruję tory wodne z mułu.Biorąc pod uwagę konsekwencje działań tej agencji dla śro-dowiska naturalnego, Russell uznał to za niefortunną metaforę,ale nie chciał przerywać monologu, żeby to powiedzieć.- Większością korporacji zarządzają menedżerowie, którzydostają co miesiąc pensję i nie mają udziałów, zgadza się? Czydbają o interesy udziałowców? Nie.Czy wprowadzają innowa-cje, opracowują nowe produkty i usługi z myślą o potrzebachklientów? Niektórzy, ci lepsi.Ale wielu stoi w miejscu.Zarządjest rozleniwiony, podejmuje decyzje z przyzwyczajenia, aseku-ruje się szukaniem doraznych zysków zamiast długofalowych.Co ich obchodzą zyski długofalowe? Nie mają udziałów, mają zato fundusz emerytalny.Chronią własne interesy i pensje, audziałowcy dostają po dupie.I wtedy otrzymują ode mnieostrzeżenie.Wkraczam i proponuję akcjonariuszom natychmia-stową premię.Mówię: Za każde pięć dostaniecie dziesięć", a jajeszcze wyjdę na tym na plus.Jestem kolesiem, który przychodziz sąsiedniej wsi i mówi: Co? Bierzecie za kokosy tylko dziesięćcentów? W mojej wiosce są warte dwadzieścia.Więc zapłacęwam piętnaście".- Płacisz im dziesięć i pół - skorygował Linder.- Płacę im dziesięć i trzy czwarte, a oni z radością biorą.Więcidę do kolejnej, kurwa, wiochy, gdzie walają się wampu-my,zgadza się? No to pożyczam kilka pasów i wykupuję plantacjękokosów.I mówię: Ile dostajecie z odsetek, osiem procent odstarych plantatorów o ustalonej pozycji i ich banków? To ja wamdam dwanaście procent".No dobrze, może dziesięć.Ale wszyscysą na tym do przodu, zgadza się? Kapitał płynie tam, gdzie jestpotrzebny.A ja optymalizuję ten proces i wszystko działasprawniej.Obalam stare opresyjne reżimy.Tak naprawdę tojestem korporacyjnym rewolucjonistą.Jestem Che Guevarą saliposiedzeń zarządu.Melman poprosił go wcześniej, kiedy szli z jego gabinetu, żebyw miejscach publicznych nie wspominał o potencjalnym prze-jęciu.Kiedy czekali na kawę, nachylił się i powiedział cicho:- Gdyby ktoś pytał, poznaliśmy się na przyjęciu i chciałemporadzić się w kwestii książki, którą zamierzam napisać.Bo,możesz mi wierzyć, kiedy idę z kimś na lunch, to kurs akcji możeprzed końcem sesji poszybować w górę.Nachylił się jeszcze bliżej, a jego przyjazna mina obiadowazniknęła.- Chyba masz w kieszeni siostrę narkomankę.To tylko prze-czucie - nikt mi nic nie mówił.Zgadza się, Carl?- Nie otrzymaliśmy żadnych informacji w kwestii strukturydystrybucji udziałów w żadnej spółce.- Więc może mógłbym sam zaprosić ją na kolację, kupić jejtrochę heroiny albo kokainy, albo czego tam.I może z jakiegośwzględu przypadnę jej do gustu i postanowi sprzedać mi swojeudziały.A na razie kupiłem cztery i dziewięć procent na wolnymrynku.A co mam zrobić z tobą?- Z całym szacunkiem - powiedział Russell - ale książki to niesą klimatyzatory ani karburatory.- Może nie z twojej perspektywy.Indyczo-sępie spojrzenie Melmana zasłoniła wielka chmuradymu z cygara, a kiedy dym się rozszedł, Melman uśmiechał sięprzyjaznie.Po powrocie do gabinetu Russell wsadził do swojego staregoIBM-a kartkę z firmowym nadrukiem i ułożył list. Drogi Jeffie",napisał:Właśnie skończyłem czytać opowiadanie w Grancie" ichciałbym móc powiedzieć, że jestem zachwycony.Za-wsze powtarzałem, że twoje najlepsze opowiadania to te wcałości wymyślone, w których odchodzisz jak najdalej odfaktycznych okoliczności i doraznych sytuacji.Więc nie będzie zmojej strony obłudą stwierdzenie, że nie podoba mi się twojeswobodne zawłaszczenie moich doświadczeń.I skłamałbym,twierdząc, że nie czuję się zdradzony.Twoje ubarwienia wydają mi się niesprawiedliwe inieprzyjazne, zwłaszcza kiedy przypisujesz akt zdrady Connie".Co, jak to rozumiem, miała sugerować eliptyczna puenta.Czy mam z tego wnioskować, że wiesz coś, czego ja nie wiem- tzn.że Corrine przespała się z Duane'em Petersem - czy tylko,że zazdrościsz nam czegoś, co twoim zdaniem jest ewidentnienaszym światem złudzeń? Nigdy nie wywieszaliśmy tabliczkiinformującej, że jesteśmy idealną parą.Bóg tylko wie, że mamyswoje problemy, ale to są nasze problemy.Nie przypominamsobie, żebym prosił cię o prozatorski komentarz na ich temat.Z jakiegoś względu nie powiedział o opowiadaniu Corrine,być może dlatego, że martwiły go implikacje.Nie wierzył, że Jeffwie coś, czego nie wie on, a poruszenie tego tematu w domuwprowadziłoby nieprzyjemną atmosferę.- Do ciebie - powiedziała Corrine wieczorem kilka dnipózniej, podając mu słuchawkę, jakby to był jeden z jegośmierdzących butów do tenisa.Russell leżał na brzuchu nakanapie i czytał maszynopis.- Melman w to wchodzi - oznajmiła Trina.Kiedy Russell wydał okrzyk radości, Corrine zerknęła zzaksiążki, którą czytała ze ściśle kontrolowaną irytacją.- Nie chcę mówić więcej przez telefon - rzekła Trina.- Co my jesteśmy, jakimiś szpiegami?- Spotkajmy się na drinka.Russell spojrzał na Corrine, któraprzyglądała mu się z książką na kolanach z fotela.- Już prawie jedenasta - powiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]