[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Portia uniosła brew.- A ja nie mogę nie zastanawiać się nad tym, czy pańskanarzeczona też miałaby podobnie cyniczny pogląd na tęsprawę.Nawet w słabym świetle zimowego popołudnia widaćbyło, że Wallingford się zaczerwienił.- Ponieważ nic mnie już nie łączy z panną Englewood, jejopinia nie ma dla mnie żadnego znaczenia.Po prostu doświadczenie podpowiada mi, że czarne owce zazwyczajnadają się tylko na rzez.Portia poderwała się na równe nogi.- Obawiam się, że muszę zostawić pana pod opieką mojejsiostry, milordzie.Nagle zrobiło mi się bardzo gorąco i bojęsię, czy to nie jakaś nagła choroba.- Mam nadzieję, że nic zarazliwego - zaniepokoił sięmarkiz.Wyjął z kieszeni kamizelki uperfumowaną chusteczkę i przyłożył ją do nosa.Czując na sobie podejrzliwe spojrzenie Caroline, Portiauśmiechnęła się chłodno do gościa.- Nie musi się pan niepokoić.Tylko ja mam skłonnoścido tej choroby.Skłoniła się z wdziękiem i szybko wyszła z pokoju muzycznego.Miała nadzieję, że znajdzie lekarstwo na tę chorobę, zanim okaże się ona zabójcza dla jej serca.Zimowa noc zapadła szybko i nieubłaganie, zabierając zesobą resztki ciepła, a przynosząc mróz, który malował kwiaty na szybach sypialni Portii.Choć wiedziała, że w ciemnościach Julian mógł swobodnie krążyć po całym domu, postanowiła, że nie będzie więzniem we własnym pokoju.Jaktylko Adrian zawiadomi ją, że przybył Larkin, dołączy donich, żeby przedyskutować przyszłość Valentine.A raczejbrak przyszłości, dodała ponuro w myślach.Coraz bardziej zniecierpliwiona, odrzuciła na bok tomikwierszy Byrona, który usiłowała czytać, i podeszła do okna.Ostatnie spotkanie z Julianem sprawiło, że coś ją ciągnęłow ciemność nocy.Tęskniła też za jego dotykiem.Nie był topierwszy raz, kiedy dotyk i pocałunek Juliana budziły w niejnieznane pragnienia i dręczący niepokój.Spojrzała na zegarpod szklanym kloszem, stojący na kominku.Delikatna krótsza wskazówka dochodziła do siódmej.Przez uchylone drzwi wyjrzała na schody.Wtedy z pierwszego piętra doszedł do niej cichy odgłos rozmowy, prowadzonej przez mężczyzn.Przepełniona nieufnością, pospiesznie zbiegła w dół, zatrzymując się na półpiętrze, żeby wyjrzeć przez okno.Bryczka Larkina stała już w zaułku za domem, a dwa zaprzęgniętedo niej gniadosze prychały energicznie, aż w mroznympowietrzu tworzyły się białe obłoki pary.Zdecydowanym krokiem minęła zaskoczonego lokaja,podeszła do drzwi gabinetu i otworzyła je bez pukania.Adrian przysiadł na skraju biurka, a Larkin i Julian siedzieli wygodnie w skórzanych fotelach po obu jego stronach.Każdy z nich trzymał w jednym ręku cygaro, a w drugimszklankę z porto.Z satysfakcją zauważyła, że na jej widokAdrian i Larkin przybrali skruszone miny.Głośno zamknęła za sobą drzwi.Zamrugała powiekami,gdyż oczy zaczęły ją szczypać od unoszącego się wokółtytoniowego dymu.Larkin i Adrian ze względu na jej obecność natychmiast zgasili cygara, ale Julian tylko leniwieprzyłożył je do ust i wypuścił długą smugę dymu, któraoplotła go niczym ramię kochanki.Miał zaróżowione policzki, co wzbudziło w niej podejrzenie, że Wilbury odbyłwieczorną wyprawę do najbliższego rzeznika.- Proszę mi wybaczyć spóznienie - oznajmiła lodowatym tonem.- Zaproszenie dla mnie najwyrazniej zaginęłowśród innej poczty.Adrian skrzywił się lekko.- Nie gniewaj się, Portio.Po prostu nie chcieliśmy, żebyśznów musiała się martwić.- Jakież to miłe z waszej strony, że tak się przejmujeciemoją wrażliwą naturą.Może powinnam wrócić do swojegopokoju i zająć się suszeniem kwiatów albo haftowaniem?- Wcale nie próbuję cię odsunąć od tej sprawy, ale potym, co przeszłaś ostatniej nocy, pomyślałem, że najlepiejbędzie, jeśli pozwolisz nam się tym zająć.- Niech zostanie.- Julian oparł stopę na kolanie drugiejnogi i zgasił cygaro na podeszwie buta, a niedopałek wrzuciłdo płonącego w kominku ognia.- Zapracowała sobie na to.Larkin ustąpił jej miejsca w fotelu, więc usiadła, niechętnie skinąwszy głową Julianowi na znak podziękowania.Larkin tymczasem stanął obok, opierając się o parapet i mierzył ich uważnym, domyślnym spojrzeniem.Adrian odstawił szklaneczkę na biurko i podrapał się popoliczku z miną świadczącą o tym, że chciałby się w tejchwili znajdować zupełnie gdzie indziej.- Julian właśnie nam opowiadał, jak doszło do tego, że.hm
[ Pobierz całość w formacie PDF ]