[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na środku leżało sześć koców, stałnocnik, wzdłuż ściany biegła rura grzejna: więcej nie było nic.Zacząłem się rozglądać, doznającniejasnego uczucia, że czegoś tutaj brakuje.Potem, w przebłysku zdziwienia, zdałem sobie sprawę, oczym zapomniano, i gwałtownie zaprotestowałem: Niech to cholera wezmie, a gdzie są łóżka? Aóżka? powtórzył mój kompan zaskoczony. Nie ma żadnych łóżek! A czegożeś chciał? W tymschronisku trzeba spać na podłodze.Jezu Chryste! Chłopie, jeszcze do tego nie przywykłeś?Okazało się, że brak łóżek jest czymś zgoła normalnym w schronisku.Zrolowaliśmy więc płaszcze, poczym ułożyliśmy je na podłodze bezpośrednio przy rurze grzejnej, i rozgościliśmy się jak najwygodniej.W celi zrobiło się duszno i smrodliwie, ponieważ jednak nie było aż tak ciepło, żebyśmy mogli wymościćpodłogę wszystkimi posiadanymi kocami, musiał wystarczyć nam jeden, który posłużył jako materac.Leżeliśmy w odległości trzydziestu centymetrów od siebie, oddychając sobie w twarz, nasze obnażonenogi i ręce nieustannie się dotykały, zaś po zapadnięciu w sen jeden turlał się na drugiego.Przewracaliśmy się nerwowo z boku na bok, nic to jednak nie pomogło, ponieważ za każdym razemodczuwało się drętwienie, a potem ostry ból, wywołany nie tłumionym przez koc naciskiem ciała natwardą podłogę.Można było zasnąć, ale nie dłużej niż na dziesięć minut.Około północy mój współlokator jął czynić wobec mnie homoseksualne umizgi jest to cośobrzydliwego, gdy przebywa się w zamkniętej na klucz, mrocznej celi.Człeczyna ów nie był jednakatletą, toteż łatwo powstrzymałem jego zapędy, tyle że oczywiście nie mogłem już usnąć.Przez resztęnocy obaj nie zmrużyliśmy oka, paliliśmy papierosy i prowadziliśmy rozmowę.Opowiedział mi historięswojego życia; był monterem, przed trzema laty stracił pracę.Natychmiast opuściła go wtedy żona, a onod tak dawna nie miał kobiety, że niemal już zapomniał ich wyglądu.Dodał, że homoseksuałizm jestrozpowszechniony wśród włóczęgów o bardzo długim stażu.O godzinie ósmej rano dozorca przeszedł przez korytarz, otwierając drzwi cel i wrzeszcząc: Wszyscywychodzić! Z otwartych drzwi buchnął ciężki, obrzydliwy fetor.Natychmiast też korytarz zaroił się odbrudnych postaci w przydziałowych koszulach; włóczędzy człapali do umywalni z nocnikami w dłoniach.Okazało się, że rano wszystkim musiała wystarczyć tylko jedna, wspólna kadz wody i kiedy wszedłemdo umywalni, dwudziestu włóczęgów zdążyło już umyć twarze; jednym spojrzeniem ogarnąłem czarnykożuch na powierzchni wody i odszedłem brudny.Gdy opuściliśmy umywalnię, podano nam śniadanie,identyczne jak kolacja z poprzedniego wieczora, oddano ubrania i nakazano udać się na dziedziniec,gdzie oczekiwało nas zajęcie.Polegało ono na obieraniu kartofli przeznaczonych na obiad dla innychnędzarzy, zatrudnionych w barakach opodal, było jednak czczą formalnością chodziło o to, żebywypełnić nam pracą czas do przyjazdu lekarza, który miał nas zbadać.Większość włóczęgów jawniebumelowała.Doktor zjawił się około godziny dziesiątej, trzeba było wtedy znów powrócić do cel,rozebrać się i czekać w korytarzu.Staliśmy tam w długim dwuszeregu, rozebrani i trzęsący się z zimna.Wątpię, czy ktokolwiek potrafiwyobrazić sobie ten widok: oświetleni z bezlitosną dokładnością promieniami słonecznymi,przypominaliśmy stado wynędzniałych, zdegenerowanych kundli.Włóczęga ubiera się w łachmany,jednak te łachmany skrywają daleko gorsze rzeczy: żeby zobaczyć włóczęgę w całej okazałości takim,jaki jest on naprawdę, należy zobaczyć go rozebranego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]