[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wierzy pan, że zeznaÅ‚ prawdÄ™?  zapytaÅ‚ Dickens. Owszem, jednak. O co chodzi, inspektorze? Choć siÄ™ przyznaÅ‚, to wydaje mi siÄ™, że coÅ› zataiÅ‚, jakbyczymÅ› wystraszony.Ale wystraszony inaczej, niż czÅ‚owiek bojÄ…cysiÄ™ mojej czabutra.Ten zÅ‚odziej może jeszcze coÅ› przed namiukrywać.PaÅ„ski czÅ‚owiek, Turner, przez caÅ‚y dzieÅ„ usiÅ‚owaÅ‚ do-wiedzieć siÄ™, co siÄ™ wydarzyÅ‚o.Strasznie zapaliÅ‚ siÄ™ do tej sprawy.Dickens zignorowaÅ‚ ostatniÄ… informacjÄ™. Czy zÅ‚odziej wskazaÅ‚ miejsce ukrycia skradzionego opium? OstrzegÅ‚em go, by z nami nie igraÅ‚.NaszkicowaÅ‚ plan. Odzyskanie opium to dla nas sprawa najwiÄ™kszej wagi.Po-tem zajmiemy siÄ™ jego sekretem i funkcjonariuszem Turnerem. 22.LONDYN, PÓyNY WIECZÓR, ROK 1870 Datchery byÅ‚ tego wieczoru w opactwie.CzekaÅ‚.Szaleniecczy nie, można na nim polegać, stawiÅ‚ siÄ™, jak obiecaÅ‚, pomyÅ›laÅ‚Osgood.Taki punktualnie szalony.Datchery  Osgood nie znaÅ‚innego nazwiska tego czÅ‚owieka, poza jego absurdalnym pseudo-nimem  ujÄ…Å‚ wydawcÄ™ pod ramiÄ™ i ruszyli mokrymi ulicami.Obfi-ty popoÅ‚udniowy deszcz przegnaÅ‚ przechodniów do domów, jednakw miarÄ™ jak dwaj mężczyzni coraz dalej zapuszczali siÄ™ we wschod-nie dzielnice Londynu, pojawiaÅ‚o siÄ™ wiÄ™cej oznak życia; jeÅ›li resztamiasta cichÅ‚a po zapadniÄ™ciu ciemnoÅ›ci, to miejsce dopiero siÄ™budziÅ‚o.W przeciwieÅ„stwie do sÅ‚abych, migoczÄ…cych ulicznychlatarni, z okien pubów i barów padaÅ‚o jasne Å›wiatÅ‚o.PoÅ‚yskujÄ…ceszyldy zachÄ™caÅ‚y do kupna zegarków i kapeluszy.Marynarze przy-chodzili tu, by wydać ostatniego pensa, nim znów wyruszÄ… na mo-rze.Mężczyzni szli dalej wÅ›ród padajÄ…cej teraz w jakimÅ› dziwniepowolnym tempie mżawki.Rynsztokami wartko pÅ‚ynęła mÄ™tnaciecz, caÅ‚kiem już nie przypominajÄ…c wody, gdy docieraÅ‚a do stu-dzienki Å›ciekowej.WÄ™drowcy opuÅ›cili szerokie ulice, skrÄ™cajÄ…c wlabirynt podwórek, zauÅ‚ków, pasaży i alejek.Dotarli do BloodyBridge, pod którym pÅ‚ynęła woda bardziej przypominajÄ…ca muÅ‚, anazwa mostu wzięła siÄ™ od czÄ™sto popeÅ‚nianych tu samobójstw. Mieszka pan gdzieÅ› w pobliżu?  zapytaÅ‚ Osgood.253  O nie, bynajmniej  odparÅ‚ Datchery. Ja nigdzie niemieszkam. Niechże pan przestanie!  zaprotestowaÅ‚ Osgood, nieprzyjmujÄ…c bezsensownej odpowiedzi. ChciaÅ‚em powiedzieć, że bÄ™dÄ…c biedny jak mysz koÅ›cielna,trzymam siÄ™ głównie pokoi do wynajÄ™cia i pensjonatów, wiÄ™c mnienie znajdÄ…. Nie znajdÄ… pana, kto taki, panie Datchery?  naciskaÅ‚ wy-dawca, ale nie doczekaÅ‚ siÄ™ wyjaÅ›nienia, gdyż jego towarzysz miaÅ‚awersjÄ™ do udzielania racjonalnych wyjaÅ›nieÅ„, a ponadto z każdejstrony dochodziÅ‚y jakieÅ› trudne do zidentyfikowania, nieludzkiejÄ™ki i krzyki.Osgood spróbowaÅ‚ z innej beczki: Jak daleko mamy jeszcze iść? Gdy znajdziemy siÄ™ na miejscu, w którym powinniÅ›my siÄ™zatrzymać, zrobimy to  odrzekÅ‚ Datchery. Choć ja jestemprzewodnikiem, to nie ja nas prowadzÄ™. W takim razie kto»?  zapytaÅ‚ Osgood, pewny, że nie do-czeka siÄ™ odpowiedzi, gdyż być może nie istniaÅ‚a.W zaÅ‚omach murów kulili siÄ™ schorowani mężczyzni i kobiety.Pracownicy domów opieki wyÅ‚uskiwali bezdomnych, przeważniekobiety z maleÅ„kimi dziećmi, niektóre tuliÅ‚y w ramionach po troje.Osgood wiedziaÅ‚, że Dickens odbywaÅ‚ tego rodzaju toury  do każ-dego zakamarka Londynu, by zbadać i zanotować skalÄ™ zjawiska.Podobnie jak geolog, pisarz tworzyÅ‚ swe dzieÅ‚a, odsÅ‚aniajÄ…c kolejnewarstwy podziemnego życia miasta.Od czasu do czasu twarz Datchery'ego przybieraÅ‚a bezbarwnywyraz, stawaÅ‚a siÄ™ apatyczna.Kiedy indziej jego oczy jaÅ›niaÅ‚y, jak-by widziaÅ‚ lepiej niż jeszcze przed chwilÄ….Znalezli siÄ™ w samym sercu najbardziej niebezpiecznej częściLondynu, jakÄ… Osgood miaÅ‚ okazjÄ™ poznać.PocieszaÅ‚o go jedynie,że żaden z tych rzucajÄ…cych przekleÅ„stwami, tÅ‚oczÄ…cych siÄ™254 osobników  sÄ…dzÄ…c po ich wyglÄ…dzie, wiÄ™kszÄ… część życia spÄ™dzilialbo na statkach, albo doskonalÄ…c siÄ™ w zÅ‚odziejskim fachu  jesz-cze ich nie zaczepiÅ‚.Niektórzy z okien lub otwartych bram rzucalisarkastyczne  dobrej nocy.Nagle Osgood zauważyÅ‚ w rÄ™kach swe-go przewodnika potężnÄ… paÅ‚kÄ™.A nawet coÅ› bardziej skompliko-wanego.WierzchoÅ‚ek byÅ‚ wyposażony w szpic, a z boku sterczaÅ‚hak.Datchery, zauważywszy zainteresowanie Osgooda, wyjaÅ›niÅ‚: Bez tego już odarto by nas do bielizny, drogi panie Ripleyu.Naj-droższy Ripleyu! To jest Tiger Bay, a my zbliżamy siÄ™ do Palmer'sFolly*!Same nazwy brzmiaÅ‚y jak ostrzeżenie.* Tiger Bay  Zatoka Tygrysia; Palmer's Folly  SzaleÅ„stwo Palmera.Dotarli do wÄ…skiego podwórka na koÅ„cu Å›lepej uliczki i podzmurszaÅ‚ym Å‚ukiem bramy weszli do dwupiÄ™trowego budynku zpoczerniaÅ‚ej cegÅ‚y, o ciemnych oknach, wciÅ›niÄ™tego miÄ™dzy pub izÅ‚odziejski pensjonat.Gdy szli, z każdym krokiem pod ich stopamirozlegaÅ‚ siÄ™ ostry trzask.Dopiero po kilku minutach OsgooduÅ›wiadomiÅ‚ sobie, że idÄ… Å›cieżkÄ… zasÅ‚anÄ… kośćmi zwierzÄ…t i rybimioÅ›ciami.Przed pubem zgromadziÅ‚a siÄ™ grupa nÄ™dznie odzianychosobników obu pÅ‚ci i wszelkich ras, przepychajÄ…cych siÄ™ jedniprzed drugich, by mieć lepszy widok na schody.Na stopniach demonstrowaÅ‚ swe umiejÄ™tnoÅ›ci mężczyzna na-zywany Królem Ognia.Za kilka groszy prezentowaÅ‚ swojÄ… odpor-ność na wszelki rodzaj żaru. Nadprzyrodzone zdolnoÅ›ci!  obie-cywaÅ‚ tÅ‚umowi.WÅ›ród okrzyków zachÄ™ty i oklasków oczarowanych widzów KrólOgnia poÅ‚ykaÅ‚ tyle Å‚yżek wrzÄ…cego oleju, ile mu podsuwano, poczym zanurzyÅ‚ dÅ‚onie w garnku  pÅ‚ynnej lawy.NastÄ™pnie zniknÄ…Å‚255 w otwartych drzwiach pubu i  za wyższÄ… opÅ‚atÄ…, chÄ™tnie uiszczo-nÄ… przez filantropijnie usposobiony tÅ‚um  wsunÄ…Å‚ siÄ™ do piecarazem z porcjÄ… miÄ™sa i wyszedÅ‚ dopiero wtedy, gdy miÄ™so (surowystek, który wczeÅ›niej uniósÅ‚ w górÄ™, by zademonstrować tÅ‚umowi)byÅ‚o gotowe.Nasi dwaj pielgrzymi nie pozostali na zewnÄ…trz wystarczajÄ…codÅ‚ugo, by obejrzeć caÅ‚y proces kulinarny, gdyż Datchery podszedÅ‚do pomalowanych na czarno drzwi i zapukaÅ‚.JakiÅ› jegomość, wy-ciÄ…gniÄ™ty na twardej, obstrzÄ™pionej kanapie, wpuÅ›ciÅ‚ ich do koryta-rza, skÄ…d wyszli na górÄ™ wÄ…skimi schodami, a każdy stopieÅ„ wyda-waÅ‚ jÄ™k, być może dlatego, że wymagaÅ‚ reperacji, a może po to, byostrzec mieszkaÅ„ców.Budynek zalatywaÅ‚ pleÅ›niÄ… i.czym jeszcze?Odór byÅ‚ ciężki, usypiajÄ…cy.Przez pomyÅ‚kÄ™ skrÄ™cili do pomieszcze-nia, w którym staÅ‚ fortepian, a wokół niego zebraÅ‚o siÄ™ niewielkiegrono sÅ‚uchaczy; wszystkie gÅ‚owy odwróciÅ‚y siÄ™, by na nich spoj-rzeć, poza tym nikt nawet nie drgnÄ…Å‚, dopóki nie odeszli [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl